[ Pobierz całość w formacie PDF ]
usiedli w kawiarni i zamówili kawę i ciastka.
- Kiedy przestałaś się wszystkim przejmować?
- To tylko przy tobie!
- Chodzi mi o to, że... - Nie chciał się tłumaczyć, próbował tego nie ro-
bić, zapomnieć, że ten pocałunek w ogóle się wydarzył. Zawsze była taka
pruderyjna i opanowana, ale przy nim stawała się zupełnie inna. Jakby ist-
niała wersja Lorny zarezerwowana tylko dla niego.
Tego dnia wyglądała fantastycznie. Ubrana była dziwacznie, ale on nie
zwracał uwagi na odzież, widział tylko jej włosy, usta, oczy, dłonie obej-
mujące filiżankę. Chciał stąd uciec, chciał, żeby już było jutro i żeby
S
R
Lorna zniknęła z jego życia. Skąd więc w jego głowie takie dziwne
pomysły?
- Mam dla ciebie propozycję - powiedział kilka minut pózniej.
- Próbowaliśmy już raz i nic dobrego z tego nie wynikło.
- Wiem. Potrzebujemy lekarza, a ty potrzebujesz pracy.
WAAZCIWA DROGA 254
- To byłaby chyba przesada.
- Wiem. - Kiwnął głową. - Ale do kolejnej rotacji zostało jeszcze osiem
tygodni. Nasi stażyści zrezygnowali, brakuje nam personelu i nie mamy
szans na zapełnienie tych wakatów w najbliższym czasie. Gdybyś jeszcze
przez dwa tygodnie dochodziła do siebie, zostałoby sześć, które mogłabyś
przepracować. Zdobyłabyś doświadczenie w przeciążonej izbie przyjęć. Je-
stem pewien, że potem nie miałabyś problemów ze znalezieniem innej pra-
cy.
- Nie wiem, czy potrafiłabym z tobą współpracować, James. - Była mu
winna szczerość. - Nie mogłabym nawet z tobą mieszkać - powiedziała i
skrzywiła się. - To zabrzmiało okropnie.
- Wcale nie! - Potrząsnął głową. - Nie obraziłem się, naprawdę. Zresz-
tą, nie mieszkałabyś ze mną.
- To dobrze.
- Dobrze. A co do wspólnej pracy, na moim oddziale nie miałabyś cza-
su na odczuwanie skrępowania, a ja nie zamierzam cię nijak wyróżniać. My
naprawdÄ™ desperacko potrzebujemy lekarzy.
- NaprawdÄ™?
- Tak. Cóż, może na początku będzie nieco dziwnie, ale szybko się z
tym uporamy. Pomyślisz o tym??
S
R
- Gdy tylko wrócę do domu.
- Prześlij mi swój życiorys dla porządku. Przekażę go administracji, że-
by uczynić zadość formalnościom. Praca będzie na ciebie czekać.
- Gdybyś jednak zmienił zdanie, gdybyś po moim wyjezdzie stwierdził,
że tak jest lepiej, zawiadom mnie.
WAAZCIWA DROGA 255
- Od razu napiszę ci esemesa. - Uśmiechnął się szeroko.
Podszedł do baru, aby zamówić dla nich jeszcze dwie kawy. Obser-
wowała go, gdy pchał przed sobą tacę i bawił barmankę żartami. Ciemno-
brązowa zamszowa marynarka opinała mu ramiona. Marzyła, aby z powro-
tem się w nich znalezć. Tylko jeden raz.
Ostatni raz przed operacją, żeby mogła znów poczuć się kobietą. Prze-
cież data zabiegu jest już wyznaczona, nawet jeśli mu o nim nie powiedzia-
Å‚a.
Zrobiło się jej gorąco. Starała się o tym nie myśleć, ale dzień, o którym
wiedzieli tylko jej najbliżsi znajomi, zbliżał się wielkimi krokami.
Dlatego zdecydowała się przenieść do Londynu. Edynburg, Glasgow -
to były duże miasta, ale światek lekarski w Szkocji jest bardzo mały. Zaw-
sze znalazłby się tam ktoś, kto ją znał, albo znałby jej rodziców, którym po-
stanowiła nic nie mówić.
Gdyby przyjęła ofertę Jamesa, za kilka tygodni dysponowałaby do-
świadczeniem, które było jej tak potrzebne, by po operacji zacząć od nowa.
Przecież to tylko histerektomia, standardowa procedura, po której bę-
dzie mogła praktycznie od razu wrócić do swoich obowiązków, na zawsze
żegnając się z bólem. I z macierzyństwem.
S
R
Poradziłaby sobie z tym, gdyby zdążyła urodzić choć jedno dziecko.
Ich dziecko.
Uśmiechnęła się sztucznie, gdy James wrócił z ich zamówieniem.
Dwie trzecie życia spędziła, unikając kłopotów, starając się zachować spo-
kój.
WAAZCIWA DROGA 256
W ciągu ostatnich dziesięciu lat zdołała się wydostać z samego dna,
sprzeciwić się rodzicom i stać się kobietą, jaką prawie udało się jej stać,
gdy była z Jamesem - samodzielną, zdecydowaną, taką, która bierze swój
los w swoje ręce, a nie tylko biernie czeka. On nie zdążył poznać jej od tej
strony.
- Co do naszej wspólnej pracy, jest jeszcze jeden problem, który musi-
my omówić.
Nadszedł czas, aby żyć, niczego nie żałując. Musi się na to zdobyć.
Jeszcze jedna noc. Musi być dzielna.
- Tak, wiem, że z początku może być dziwnie.
- Byłoby mniej niezręcznie, gdybyśmy... Musimy oczyścić atmosferę.
- To znaczy porozmawiać? - Zmarszczył brwi, gdy potrząsnęła głową.
- Nie, nie porozmawiać. Nasze relacje nieco się ostatnio skomplikowa-
ły. Ten pocałunek... - Widziała, jak James przesuwa językiem po we-
wnętrznej stronie policzka w zamyśleniu, ale wiedziała, że słucha. - Wiesz,
o co mi chodzi?
- Chyba tak.
- Nie udało się nam. Nie możemy do tego wrócić...
- Wiem.
- Ale... - Wzięła głęboki oddech.
- Ale? - Stolik był tak mały, że zetknęli się kolanami. Nie podskoczyli,
ale zastygli na momeni w bezruchu.
S
R
- Były też dobre rzeczy. - Nie potrafiła pojąć, jak może cały czas na
niego patrzeć. Widziała drgający mięsień w jego policzku, czuła nacisk je-
go kolan i zapragnęła położyć na nich rękę, przesunąć nią po jego umię-
śnionym udzie i skończyć ze słowami. Tyle że słowa są potrzebne, wszyst-
ko musi być jasne. Od początku do końca. - Chodzi o to, że nie mogę sobie
WAAZCIWA DROGA 257
przypomnieć ostatniego razu, kiedy to zrobiliśmy.
- Ostatniego razu? - upewnił się.
- Tak.
Zobaczyła, jak rozszerzają się jego oczy i zrozumiała, że myślą do-
kładnie o tym samym.
- Ja też nie mogę.
- Pamiętam mnóstwo razów, naprawdę fantastycznych - wyjaśniła
ostrożnie. - Nie mogę sobie przypomnieć tylko tego ostatniego, a czasami
bardzo bym chciała.
- Ja też.
- Moglibyśmy więc zrobić to po raz ostatni jeszcze raz, żeby we wła-
ściwy sposób się pożegnać., Bo to byłoby nasze pożegnanie, James. To
znaczy, jeśli zdecyduję się wrócić do Londynu i zacząć pracę w twoim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]