[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spowodowanych przez niespodzianie zaciekły opór, nadchodziło wreszcie oczekiwane przez
generała rozstrzygnięcie. Teraz, kiedy udało się wciągnąć buntowników w decydującą bitwę,
można było zgnieść ich jednym potężnym uderzeniem. Niektórzy mogli uciec, ale ta
poroniona rewolucja zostanie zmiażdżona, unicestwiona w zarodku i wypleniona z
korzeniami. Rimanendo niewątpliwie okaże się hojny dla generała, którego zwycięstwo
pomściło królewski honor i jednocześnie niszczyło tych, którzy zagrażali monarszemu
panowaniu.
Z bronią szkarłatną od świeżej krwi Najwierniejsza Gwardia postępowała w głąb Kordawy.
Krótka, mordercza potyczka i przerwanie kordonu powiadomiły oddziały Korsta o
pojawieniu się Najwierniejszej Gwardii. Garstka pozostałych przy życiu żołnierzy wyrzucała z
siebie nieskładne doniesienia, zbyt fantastyczne, by można było uznać je za cokolwiek innego
niż zrodzone przez panikę urojenia. Spodziewając się wyłącznie rozpaczliwego wypadku
oblężonych buntowników, część Harcowników odstąpiła od Tunelu Węgorzy i ruszyła, by
odeprzeć kontratak. W zapadających ciemnościach, w blasku płomieni nie sposób było
dokładnie przyjrzeć się przeciwnikowi. Podejrzewano, iż rebelianci uczernili sobie twarze
sadzÄ….
Milczących wojowników, wyłaniających się z przesyconego dymem mroku, przywitał grad
strzał. Nie rozpierzchli się w poszukiwaniu osłony, a ich szyk nie załamał się. Aucznicy Korsta
przypisali to słabemu światłu i dobrym zbrojom, po czym cofnęli się, by umożliwić piechocie
uporanie siÄ™ z buntownikami.
Bojowe okrzyki Harcowników zabrzmiały dziwnie, gdy przeciwnicy nie odpowiedzieli tym
samym. Zingarańscy żołnierze runęli do ataku na Najwierniejszą Gwardię. Wyglądało to tak,
jakby potężna fala rozbiła się z grzmotem o bazaltowe urwisko. Rozdarta fala cofnęła się,
pokryta skłębioną pianą. Ta piana była czerwona&
Stalowe ostrza kruszyły się o twardsze niż krzemień ciała. Lśniące jak czarne diamenty
miecze rozdzierały kolczugi, haratały mięso, łupały kości, jakby wszystko to było tylko miękką
gliną. %7łołnierze Korsta zostali dosłownie rozniesieni na strzępy. Okrzyki bitewne zamieniły się
w śmiertelne skowyty, przemieszane z przyprawiającymi o mdłości odgłosami rozrąbywania
ciał, chlustaniem krwi i tępym dzwiękiem spadających, odciętych kończyn i głów.
Dawna magia przemieniła ludzi w potworne maszyny do zabijania. Stwory z żywego
kamienia, Najwierniejsi Gwardziści parli do przodu z szybkością i zręcznością
charakterystyczną dla żywych ongiś, wytrawnych wojowników. Ich niezniszczalnymi ciałami
poruszały mięśnie o nadnaturalnej sile. Twarde jak diament ostrza płatały stal i ciała.
Obsydianowe pięści zwierały się na ludzkich kończynach, odrywając mięśnie i ścięgna,
gruchocząc kości.
Zapanowała zgroza tak potworna, że ci, którzy jej doświadczyli, nieruchomieli jak
sparaliżowani. Gdy pierwsze szeregi zostały bezlitośnie zmasakrowane, następne otrząsnęły
się z obezwładniającego osłupienia i zaczęły pierzchać w panice. Następne oddziały, wciąż
jeszcze nie zdające sobie sprawy z sunącej na nich zagłady, usłyszały krzyki i ze zdwojoną
szybkością ruszyły naprzód, by wspomóc pierwszą linię. Zderzyli się z tymi, którzy usiłowali
uciekać. Zirytowani oficerowie wykrzykiwali rozkazy, a ogarnięci paniką żołnierze wrzeszczeli
i bełkotali bezmyślnie. Szeregi stłoczyły się w bezładną masę.
Najwierniejsza Gwardia wmaszerowała prosto w to kłębowisko, wymachując ociekającym
krwią orężem z wytrwałością i precyzją pracujących kosami żeńców. %7łniwo było straszne.
Rynsztokami popłynęły kaskady ludzkiej posoki, chodnik wybrukowały zmiażdżone ciała.
Kamienne stwory przez cały czas zachowywały powagę pomników. Tak jak wcześniej, gdy szli
przez fale, tak i teraz Gwardziści brnęli w ludzkim morzu. Ich stąpanie rozbrzmiewało ciężko
jak odgłos kopyt koni pociągowych. %7łołnierze, którzy przewrócili się w ciżbie, zostali po
prostu rozgniecieni, a innych, nie mogących uciec, prący naprzód kamienni wojownicy
roztarli o ściany domów.
To wszystko złamało odwagę nawet najdzielniejszych. Królewska Armia Zingary przerwała
natarcie i ruszyła do bezładnego odwrotu, pozostawiając za sobą zwał zmiażdżonych,
czerwonych przedmiotów, które kiedyś były ludzmi. Za nią, maszerując jak na defiladzie,
centuria za centurią Najwierniejsza Gwardia szła niczym ekspedycja karna z otchłani czasu.
12
WSTPUJC NA DROG KRÓLÓW
Przy trzeciej barykadzie Conan walczył z furią zranionego lwa. Szale bitwy przeważyły na
niekorzyść buntowników. Niepowodzenie było pewne, a ucieczka niemożliwa. %7łołnierze
przewalili się przez trzecią barykadę niczym ludzka lawina, zmuszając buntowników do
cofnięcia się na ostatnią linię obrony. Podczas odwrotu poległ Sifino. Carico, którego
zranione udo zaczęło znów krwawić, wymachiwał toporem z coraz mniejszą siłą. Większość
obrońców została wybita, niektórzy uciekli korzystając z zamieszania. Dowodząc tymi, którzy
pozostali by, bronić ostatecznej pozycji, Conan starał się rozpaczliwie odepchnąć oddziały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]