[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przestrzeni. I poczucie, że trzeba ją odciąć, zamknąć, że to, co znajduje się na zewnątrz, ozna-
cza zagładę.
Wpił się paznokciami w ciało, które przywaliło mu kolana. Jakimś cudem, pomimo
bólu, udało mu się obrócić i wysunąć spod ciężaru. Zaczął się posuwać cal po calu w
kierunku zewnętrznego włazu. Dzwonienie w uszach tłumiło wszelkie myśli, wzmagając za-
wroty głowy. Wyjrzał na piaszczysty świat skąpany w blasku słońca.
Z początku miał wrażenie, że coś mu się pomieszało w głowie, że to, co widzi, nie
może być prawdą. Nad zasypanym lądowiskiem unosiły się cienkie smugi piachu, warstwami
otaczając kulę. Zasłona wirowała pomimo bezwietrznej pogody! To było niewiarygodne, nie-
możliwe, chociaż wiedział, że wzrok go nie myli.
Opadł na kolana i zatrzasnął luk, odcinając się od zasłony piachu, ostrego światła, od
niemożliwego. Macając dłońmi w poszukiwaniu zasuwy, poczuł, że ból maleje. Znowu mógł
oddychać swobodnie. Odwrócił się do swoich towarzyszy.
Na widok sinych twarzy poderwał się do działania. Szarpnięciem posadził obu
mężczyzn pod ścianą. Ashe otworzył oczy.
- Co...?- Kiedy archeolog wypowiedział słabym głosem to jedno słowo, Travis skupił
całą uwagę na Rossie.
Z kącika ust zwiadowcy sączyła się cienka strużka krwi. Jęknął, kiedy Travis lekko
nim potrząsnął. Ashe drgnął i skrzywił się, przyciskając ręce do piersi.
- Co się stało? - Tym razem udało mu się wypowiedzieć całe pytanie.
- Wylądowali... kosmiczni... marines. - Ross wyrzucał z siebie pojedyncze słowa. -
Chyba na mnie.
- Haaaaloooo, tam na dole! - Wołanie doleciało z komunikatora. - Co się dzieje?
Kadłub nie przepuszczał światła ani dzwięku, lecz teraz wyczuwali drgania
przebijające się przez warstwy ochronne. Zupełnie jakby na statek oddziaływała jakaś siła.
Piaskowe ściany? Travis dowlókł się do drabiny. Chciał spojrzeć na ekran w kabinie
nawigacyjnej, stanowiący teraz jedyne połączenie ze światem.
Renfry wpatrywał się z niedowierzaniem w grube warkocze piachu. Jeszcze chwila, a
zostaną pogrzebani w morzu pyłu. Mieli powody, aby sądzić, że jakaś nieznana inteligencja,
kierowana odwieczną animozją, świadomie usiłuje ich unicestwić.
- Możemy wystartować? - Travis doczołgał się do najbliższego fotela. - Jest jakaś
szansa?
Jeśli lot odbywał się zgodnie z wcześniejszym schematem, mieli tu jeszcze pozostać
kolejną noc i dzień. Do tego czasu statek ugrzęznie tak głęboko, że nie będzie nadziei na
wyrwanie się spod ton piachu. Zostaną żywcem pogrzebani w kosmicznym grobowcu.
Renfry sięgnął do klawiatury na konsoli, lecz zawahał się. Zacisnął usta.
- To ogromne ryzyko, ale mógłbym spróbować.
- Pozostanie tutaj wiąże się prawdopodobnie z jeszcze większym ryzykiem. - Travis
przypomniał sobie o przyjaciołach, których zostawił przy wejściu. Trzeba ich wynieść ze
strefy zagrożenia przed startem w kosmos.
- Daj mi pięć minut - krzyknął. - Potem odpalaj, jeśli potrafisz!
Ashe stał o własnych siłach i próbował przesunąć Rossa w głąb korytarza. Travis
pospieszył mu z pomocą.
- Renfry spróbuje wystartować - poinformował. - Zagrzebują nas w piachu.
Przenieśli Rossa na koję. Ashe rzucił się na sąsiednią, a Travis ledwo zdążył dojść do
drugiej kabiny, kiedy w komunikatorze rozbrzmiał przenikliwy sygnał ostrzegawczy. Odczuli
wibrację przeciążonych silników. Tym razem przeciążenie trwało o wiele dłużej. Travis leżał
spięty, oczekując na ból związany z przyspieszeniem, odliczając sekundy...
Wibracje przybierały na sile i były intensywniejsze niż kiedykolwiek. Statek kołysał
się na podstawie; ruch i dzwięk zlewały się w jedną całość, osłabiającą mieszankę, która
przyprawiała o mdłości i paraliżowała myśli, pozostawiając strach.
Nagle, w jednej chwili wszystko się urwało. I zapadły ciemności. ..
Wibracje ustały, hałas ucichł. Pozostało tylko odległe wspomnienie oraz aromatyczny
zapach uzdrawiającej galaretki, która w razie potrzeby wypełniała zamknięte koje. Travis
otworzył oczy. Czyżby zdołali uciec z pustynnej planety?
Usiadł prosto i zaczął ścierać galaretkę. Ześlizgiwała się bez trudu ze skóry, z
kombinezonu, pozostawiając po sobie równowagę umysłu i ciała. Wracała pewność siebie,
którą utracił. Wstał i zajrzał do sąsiedniej kabiny.
Ross i Ashe wciąż leżeli bez ruchu pod drgającą masą uzdrawiającej substancji.
Wszedł do sterówki.
Renfry był przypięty do fotela pilota, lecz głowa spoczywała mu bezwładnie na
ramionach. Bladość jego twarzy przeraziła Travisa. Położył dłoń na piersi nieprzytomnego.
Serce biło powoli. Poodpinał pasy i tylko dzięki brakowi grawitacji udało mu się przenieść
technika na koję. Ekran pokazywał jedynie nieprzeniknione ciemności, co oznaczało, że
statek wszedł w hiperprzestrzeń. Nie tylko wyrwali się z piaskowej pułapki, lecz odbywali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed