[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Co dokładnie opowiedziała panu Wiebke? - spytała nagle Eva po dłuższej przerwie.
Leienberg tylko na moment zawahał się z odpowiedzią:
- No cóż, opowiadała mi, że pani sądzi, iż budzi się w trumnie, pogrzebana żywcem.
Próbuje się pani wydostać, ale bez skutku. A potem budzi się pani nagle we własnym łóżku i
na całym ciele ma obrzęki.
Eva upiła trochę kawy i skrzywiła się. Napój był zimny i gorzki.
- A co z lunatykowaniem?
- Co? Co pani ma na myśli?
- Czy to możliwe, że lunatykuję, śniąc o tym, że leżę w trumnie? Może dlatego, że
koniecznie chcę się z niej wydostać? %7łe usiłuję uciec? I że się przy tym ranię?
Psychiatra pokręcił głową.
- Uważam to za niezbyt prawdopodobne. Lunatykowanie występuje tylko w głębokiej
fazie snu. W fazie marzeń sennych sen jest zdecydowanie bardziej powierzchowny. Ponadto
po przebudzeniu niczego się nie pamięta, niezależnie od tego, co by się zrobiło lunatykując.
Tak więc lunatykowanie nigdy nie jest przetworzeniem snu w faktyczne ruchy albo, jak w
pani przypadku, efektem przetworzenia przymusu ruchu, który mógłby powstać z powodu
tego, że śni pani o byciu zamkniętą w trumnie. Nie, nie sądzę, żeby pani lunatykowała. Co
oczywiście nie wyklucza możliwości, że z początku faktycznie pani lunatykuje, doznając
obrażeń, a potem ma pani ów senny koszmar, być może kilka godzin pózniej. Czy już kiedyś
zdarzało się pani lunatykować?
- Tak, tak sądzę. Ale jak miałoby to być możliwe pod względem czasowym? Przecież
budzę się w ciągu sekundy. W jednym momencie leżę zamknięta w trumnie, a w następnym
jestem już obudzona.
- Prawdopodobnie tylko się tak pani wydaje. Teoretycznie owe wydarzenia może dzielić
nawet wiele godzin.
Eva zastanowiła się przez chwilę i uchwyciła się tej teorii jak tonący brzytwy.
Wyjaśnienie było przekonujące, przynajmniej do pewnego stopnia, i mimo wszystko
pozwalało zakładać, że Eva jest przy zdrowych zmysłach.
- Tak, być może faktycznie tak właśnie jest - przyznała.
Leienberg skinął głową, ale zaraz podniósł rękę, jakby w geście sprzeciwu.
- Przy czym jest to zaledwie ryzykowny pomysł, który niewiele pani pomaga. A
prawdopodobnie nie dają się przezeń również wyjaśnić luki w pamięci, takie, o jakich mi pani
wspominała. Dlatego ważne jest, żeby pani znów do mnie przyszła. Tylko wtedy damy sobie
radę z tym problemem, jeśli będziemy wiedzieć dokładnie, o co chodzi i gdzie tkwi
przyczyna.
Eva wstała i podeszła do okna. Skrzyżowawszy ramiona oparła się o blat kuchenny i
wyglądała na zewnątrz.
- No dobrze. Kiedy? - spytała prosto w szybę.
Usłyszała odsuwające się za nią krzesło i zbliżające się kroki. Nie odwróciła się, nawet
gdy poczuła, że psychiatra stoi tuż za nią.
- Cieszę się, że pani się zgadza. To bardzo dobra decyzja. Od razu jutro rano? Znowu o
ósmej?
- Dobrze, niech będzie.
Eva wciąż trwała nieporuszona, bała się, że Leienberg stoi zbyt blisko niej. W końcu
powiedział:
- No to do jutra - i po kilku sekundach jego kroki się oddaliły.
Eva nadal stała przy oknie, gdy usłyszała, jak zatrzaskują się drzwi. A zaledwie chwilkę
pózniej siedziała na kanapie i jej wzrok znów spoczywał na zegarze, stojącym ukośnie
naprzeciw niej. Musiała być tak pogrążona w myślach w drodze do pokoju dziennego, że
zupełnie nie miała świadomości, iż w ogóle opuściła kuchnię. Najwyrazniej cała ta historia o
wiele bardziej dawała się jej we znaki, niż chciała to przyznać sama przed sobą.
Miała nadzieję, że doktor Leienberg naprawdę będzie umiał jej pomóc. Ale w jaki
sposób? Co mógłby jej powiedzieć, czego sama by nie wiedziała? %7łe kobieta, którą poślubił
jej ojciec, gdy ona była jeszcze małym dzieckiem, była osobą bez serca i zdobywała się na
jakiekolwiek uczucia tylko wobec swojej córki Inge? %7łe jej, Evie, dzień w dzień dawała do
zrozumienia, że nie jest jej córką? %7łe potem owa nieczuła kobieta urodziła jeszcze synka,
którego nie chciała i któremu przypominała o tym przy każdej nadarzającej się okazji? Nawet
kiedy Manuel, jeszcze jako niemowlę, pewnego razu wyciągnął do niej rączki, ta nakrzyczała
na niego i odtrąciła te małe, pulchne rączyny. Eva poszła potem do niego i wzięła go na ręce,
choć sama była niewiele większa niż on. Pamiętała te wieczory, gdy pózniej siedziała w
pokoju dziecinnym obok swojej szafy z dłońmi przyciśniętymi do uszu, żeby nie słyszeć
krzyków Manuela dobiegających z pokoju obok. I plaśnięcia uderzeń, które dosięgały jego
nagiego ciała, wciąż od nowa, bez ustanku. A jej ojciec? Co robił? Brał klucze i wychodził, i
wracał dopiero pózną nocą. Tak, jej ojciec był tchórzem.
Eva zmusiła się, by wrócić myślami do terazniejszości, i zdecydowała, że dobrze jej zrobi
gorąca kąpiel. Poszła do kuchni i z szafki przy lodówce wzięła butelkę czerwonego wina,
otworzyła ją i razem z kieliszkiem zabrała do łazienki, gdzie postawiła wszystko na szerokiej
półce koło wanny. Odkręciła wodę i wsypała do wanny garść soli kąpielowej o zapachu
brzoskwini, po czym poszła do sypialni, aby się przebrać. Zdziwiła się, że wbrew jej
zwyczajom drzwi nie były zamknięte, ale zrzuciła to na karb zdenerwowania przed dzisiejszą
porannÄ… wizytÄ… u doktora Leienberga.
Weszła do pokoju, odwróciła się do szafy i nagle wydała z siebie przenikliwy krzyk. Stała
tam jak zaklęta, wpatrując się w lustro na drzwiach szafy, przez które na ukos biegł napis
wykonany szminkÄ…, wielkimi czerwonymi literami:
NASTPNYM RAZEM BY MO%7Å‚E TY
UMRZESZ
-25-
Mirjam Walther mieszkała w Heimersdorfie przy bardzo spokojnej bocznej ulicy, w
małym mieszkanku znajdującym się w suterenie domu jej rodziców. Kiedy Menkhoff i
Reithöfer tam siÄ™ zjawili, paÅ„stwo Waltherowie byli w domu. Menkhoff powierzyÅ‚ partnerce
przekazanie im tej smutnej nowiny. Pani Walther, pulchna kobieta po pięćdziesiątce, na wieść
o śmierci córki całkiem się załamała. Mąż odprowadził ją wspartą na swoim ramieniu aż do
salonu, gdzie usadził ją w fotelu, a sam ze skamieniałą twarzą osunął się na poręcz. Kiedy
Reithöfer Å‚agodnym gÅ‚osem uspokajaÅ‚a paniÄ… Walther, Menkhoff zadzwoniÅ‚ po lekarza.
Zrozumiał, że próba zadawania tym dwojgu jakichkolwiek pytań jest zupełnie bezcelowa, i
ograniczył się tylko do rzeczy najistotniejszych, kiedy po kilku minutach u ojca Mirjam
ustąpiło nieco spowodowane szokiem odrętwienie. Mirjam była zatrudniona u brokera
ubezpieczeniowego, dotychczas nie miała chłopaka, a według jej ojca nie było nikogo, kto by
jej nie lubił. Kiedy zjawił się lekarz, poprosili pana Walthera, żeby pokazał im mieszkanie
córki, i nieco się w nim rozejrzeli. Ojciec cały czas stał przy nich, całkiem bezsilny, ze
wzrokiem wbitym w ścianę, jakby chciał ją przewiercić na wylot. Po jakimś czasie Menkhoff
dał znak koleżance, a sam zwrócił się do mężczyzny:
- My się teraz z państwem pożegnamy, ale niestety nie możemy państwu oszczędzić
dalszych pytań. Wkrótce odwiedzą państwa nasi koledzy. Jak pan myśli, czy mógłby pan
sporządzić listę wszystkich przyjaciół i znajomych córki, jacy tylko przyjdą panu do głowy?
Mężczyzna patrzył na Menkhoffa, jakby nie zrozumiał ani słowa z tego, co właśnie
usłyszał, ale potem przytaknął ruchem głowy.
- Dobrze - powiedział Menkhoff. - W takim razie proszę się teraz zająć żoną. Lekarz z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed