[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przytomność czy nie, domyślał się jednak, że miał drgawki. Oblizał ciężkim językiem
wargi, sprawdził podniebienie, ale smaku krwi nie poczuł. Osłabiony podniósł się z
miejsca, myśląc, że tym razem przeszło szybko. I chyba nikt go nie widział.
Wracał do domu tą samą wąską ścieżką, na skraju polanki odwrócił się i
spojrzał przez ramię.
Kamień był pusty.
Ravi oddychał ciężko, wolno wciągał, a potem wypuszczał powietrze. Szedł w
stronÄ™ domu.
Słyszał teraz szum strumyka, a to dobry znak.
Umył się w czystej wodzie, ostudził rozpaloną głowę i spojrzał na nocne
niebo. Jasny pas na wschodzie świadczył, że do brzasku nie zostało już zbyt wiele
czasu. Zdawał sobie sprawę z tego, że teraz nie zaśnie. Nawet ciepłe ciało Johanny nie
jest w stanie ukoić drżenia, które długo jeszcze nie opuści jego ciała. Na to trzeba
czegoÅ› innego.
Poszedł do malej komórki za domem, długo szukał w słomie i wiórkach,
między zwojami wełny, aż znalazł bańkę.
Johanna zobaczyła go uśpionego na pół zbutwiałej wełnie z magazynów
pastora, całe niewielkie pomieszczenie cuchnęło kiepską wódką, potem i mokrą
wełną.
Kiedy otworzyła drzwi, słoneczny blask bezlitośnie ujawnił żałosny widok.
Ravi leżał, jakby go ktoś powalił na ziemię, wszędzie wokół porozrzucane
ubranie, nogi miał skrzyżowane, ręce rozłożone na boki. Bańka po wódce leżała nieco
dalej na słomie, a ciemna plama świadczyła o tym, że to, czego nie wypił, z niej
wyciekło.
Twarzy śpiącego nie widziała, bo potargane włosy opadały na oczy. Musiał
gdzieś zgubić skórzaną przepaskę. Zarost wydawał się dziwnie czarny na tle białej
skóry, zaczerwienione powieki drgały, gdy padło na nie słoneczne światło.
Jęknął przez sen, słyszała, że w brzuchu mu burczy.
- Ravi, już dawno jasny dzień! Wstawaj!
Nie robiła mu wymówek, mimo to jej słowa raziły nagą skórę niczym stal.
Postać na podłodze nie poruszyła się, ale z gardła wydobywały się dzwięki, które
sprawiły, że Johanna zadrżała mimo ciepłego dnia.
Aatwo było teraz się rozzłościć. Leżał oto przed nią cuchnący wrak człowieka,
nie był w stanie się podnieść i zabrać do codziennej pracy.
Widziała jednak jego mokre włosy oblepiające twarz i zaschnięty brud na
rękach i na szyi.
Upił się do nieprzytomności. Znowu miał wizję.
Podczas gdy ona leżała w ciepłym łóżku i śniła jakieś pozbawione wszelkiego
znaczenia pogodne sny, on znowu walczył ze swoim koszmarem.
Johanna uklękła obok męża i odgarnęła mu włosy z twarzy.
- Mój kochany... co z tobą będzie? Co będzie z nami? Och, Boże, czy nie ma
litości dla tego biedaka? Czy nie możesz nic zrobić, by go uwolnić od tego
przekleństwa?
Ravi poruszył się teraz, wykrzywił wargi, twarz mu się wydłużyła, kiedy
Johanna próbowała zetrzeć z niej brud. Co on widział?
Jakie nowe tajemnice będzie musiał nosić w sercu?
Johanna poczuła się kompletnie bezradna, kiedy tak siedziała, wiedząc, że
takiego życia nikt na dłuższą metę nie wytrzyma. Nawet mężczyzna tak kochany jak
Ravi.
Otworzył oczy, ale natychmiast zamknął je z jękiem, bo słoneczne światło
raziło go boleśnie. Johanna nie wiedziała nawet, czy uświadomił sobie, że ona przy
nim siedzi.
- Odpocznij jeszcze chwilkę, przyniosę ci wody - powiedziała spokojnie.
Jedna ręka Raviego drżała lekko, jakby próbował ją unieść, ale okazała się zbyt
ciężka. Innej odpowiedzi Johanna się nie doczekała, z gardła wydobył się tylko jakiś
głuchy pomruk.
Prawdopodobnie tym niezrozumiałym mamrotaniem wyrażał wdzięczność, w
każdym razie smutna czułość zalała serce Johanny, kiedy opuściła go, by pójść nad
rzekę. Był teraz jak dziecko, którym trzeba się zająć. Jakby ów ciężar w jej brzuchu
już się narodził.
Klęczała nad brzegiem i patrzyła, jak wiadro napełnia się wodą, potem z
całych sił je wyszarpnęła, drugą rękę opierając na krzyżu, prostowała się wolno, w
końcu udało jej się unieść naczynie.
Dzień się dopiero rozpoczął, słyszała daleki metaliczny dzwięk z kuzni w
zagrodzie położonej nieco wyżej. Zataczając się pod ciężarem wiadra, szła w stronę
obejścia, wzięła z izby miękką szmatę, która właściwie miała być pieluszką dla
maleństwa przeciągającego się teraz w jej sterczącym brzuchu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]