[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tego wcale nie chce, zrozumiała Claire. Ona go zmusza.
Claire rzuciła drugą butelką krwi w Ysandre. Wampirzyca niewiarygodnie szybkim ruchem
uniosła rękę i złapała ją w powietrzu, zanim butelka zdą\yła uderzyć ją w skroń.
- Jedz, jeśli jesteś głodna - powiedziała Claire. - I zabierz łapy od mojego chłopaka.
Ysandre zmru\yła oczy. Claire poczuła, \e coś muska jej umysł, ale to było jak przechodzenie
przez pajęczynę, łatwo ją było zerwać.
Ysandre zdjęła kapsel z butelki, powąchała zawartość i się skrzywiła.
- Nie bądz taka zaborcza. Shane jest na moje usługi. Tak jest napisane w zaproszeniu.
- Będzie na twoje rozkazy jutro. Nie dzisiaj.
- Jakie to urocze. Taka młoda, a ju\ prawniczka.  Ysandre napiła się z butelki,
zakrztusiła i pokręciła głową.  Dlaczego wasze wampiry wystawiają się na podobne
upokorzenia, nigdy nie pojmę. Przecie\ to jest zepsute. Zwiństwo nie do picia. - Rzuciła
butelkę z powrotem do Claire, która nie miała wyjścia i musiała ją złapać, ale przy tym
zawartość ochlapała jej całą twarz i szyję. - Zabierz to ode mnie. - Oczy Ysandre zaświeciły
czymś okropnym i mętnym, złym i okrutnym.  I umyj się. Jesteś do niczego, tak samo jak
twoje pojęcie o gościnności.
- Wynoś się  powiedziała Claire. Poczuła, \e siła domu zbiera się wkoło niej niczym burza,
\e dom zastyga w zimnej ci¬szy, a energia a\ trzaska. - WynoÅ› siÄ™ z naszego domu. Ju\!
Energia przepłynęła przez nią od strony stóp, z bolesnym wstrząsem i uderzyła w Ysandre i
Francois niczym niewidoczna błyskawica. Zbiła ich z nóg, złapała za kostki i wręcz
pociągnęła w stronę drzwi frontowych, które otworzyły się, zanim jeszcze wampiry się przy
nich znalazły.
Ysandre wrzeszczała i pazurami czepiała się podłogi, ale to nic nie dało. W tej chwili
dom nie zamierzał brać jeńców.
Wyrzucił ich na zewnątrz, na słońce. Francois i Ysandre z trudem podnieśli się,
zakryli głowy i rzucili się biegiem do samochodu.
Claire stanęła w drzwiach poplamiona zimną krwią i krzyknęła:
- I nie wracać mi tu!
Moc znikła i od tej nagłej pustki Claire a\ zadr\ała. Przez kilka chwil trzymała się
drzwi, \eby jeszcze sprawdzić, czy tamci odje\d\ają, a potem z trudem zawróciła do salonu.
Shane siedział na kanapie z koszulą rozpiętą do pasa i twarzą ukrytą w dłoniach.
Dr\ał.
- Nic ci nie jest? - spytała.
Gwałtownie pokręcił głową, nie podnosząc na nią wzroku. Michael otworzył drzwi
kuchni i ruszył prosto do niej. Trzymał ręcznik, którym otarł krew z jej twarzy i rąk
szorstkimi, niespokojnymi ruchami.
- Jak ty to zrobiłaś? - spytał. - Nawet ja nie mogę... Nie na rozkaz. Nie w taki sposób.
- Nie mam pojęcia - odparła. Czuła się słabo i niepewnie, więc usiadła na kanapie obok
Shane'a. Shane zapinał koszulę. Jego palce poruszały się powoli i nie wydawały się zbyt
pewne.
- Shane?  Michael stanął obok niego. Głos miał niezwykle łagodny.
- Tak, stary, wszystko w porządku - powiedział Shane.
W jego głosie przebijało znu\enie. - Mo\e i została moją właścicielką, ale swoje dostanie
dopiero jutro wieczorem. Chyba nie zaryzykuje powrotu do nas. Nie wyłącznie po mnie. -
Popatrzył na Michaela, a ten krótko skinął głową. - Nie chcę prosić, ale...
- Nie musisz prosić - powiedział Michael. - Będę na ciebie uwa\ał. Jak tylko się da.
Przybili sobie piÄ…tkÄ™.
- Muszę wziąć prysznic - powiedział Shane i ruszył na górę. Wcale nie poruszał się jak
Shane... Jego ruchy były zbyt wolne, zbyt cię\kie, zbyt... zgnębione.
Michael zło\ył obietnicę, ale Claire obawiała się - bardzo się obawiała - \e nie będzie
mógł jej dotrzymać. Kiedy ju\ znajdą się poza domem, odcięci od niego i odseparowani od
siebie, nikt nie powstrzyma Ysandre od zrobienia z Shane'em tego, na co będzie miała ochotę.
Z Michaelem. Z ka\dym.
Jeśli Jason mówił prawdę, kiedy przyszedł do nich do domu pogadać, to Oliver
rzeczywiście miał im coś do powiedzenia. Mo\e jeszcze ma.
Mo\e to w jakiś sposób pomo\e Shane'owi.
Tylko tyle mogła w tej chwili wymyślić Claire, \eby mu jakoś pomóc.
Kiedy poszła do kawiarni Olivera, wpakowała się w kolejne kłopoty, chocia\ nie tak
oczywiste jak sytuacja, w której Ysandre i Franęois przejęli władanie nad ich salonem.
Dopiero po paru sekundach Claire zorientowała się, co jest dziwnego w tej scenie, której stała
się świadkiem, bo pozornie wszystko wydawało się normalne.
Ale nie było.
Naprzeciw Olivera przy stoliku siedziała spokojnie Eve, która przecie\ przysięgła, \e prędzej
wbije mu kołek w serce, ni\ jeszcze raz na niego spojrzy. Oliver słuchał jej z jak najbardziej
powa\ną miną, przechylając głowę na bok, całkowicie opanowany. Na ustach miał bardzo
nieznaczny uśmieszek, a spojrzenie utkwił w Eve z takim natę\eniem, \e Claire a\ ścierpła
skóra.
Mogła ściągnąć na siebie ich uwagę, stojąc tam jak idiotka na samym środku sali,
nawet w tak zatłoczonym lokalu. Odwróciła się, podeszła do baru i zamówiła mochę, na którą
wcale nie miała ochoty, \eby mieć pretekst do siedzenia w tym miejscu. Eve za bardzo zajęta
była swoją sprawą, \eby zauwa\yć wejście Claire, ale Oliver wiedział; Claire to czuła,
chocia\ on nawet nie zerknÄ…Å‚ w jej stronÄ™.
Zapłaciła cztery dolary i wzięła zbyt drogą, a jednak pyszną kawę do wolnego stolika
w pobli\u okien wychodzących na ulicę, gdzie było sporo studentów, za którymi mogła się
schować. Niepotrzebnie się jednak przejmowała; kiedy Eve wstała, ruszyła prosto do wyjścia,
nie rozglądając się wkoło, a potem ramieniem otworzyła drzwi i wyszła na ulicę. Miała na
sobie czarną atłasową spódnicę do ziemi, która przypominała Claire materiał, jakim obija się
od wewnątrz trumny, i fioletowy aksamitny top. Wyglądała szczupło i krucho.
Wydawała się taka bezbronna.
- To okropne, jak daleko posuną się niektóre dziewczyny, \eby tylko zwrócić na siebie
uwagę - powiedział Oliver i usiadł na krześle naprzeciwko Claire. - Nie sądzisz, \e ona nieco
przesadza w tym swoim upodobaniu do makabry?
Nie złapała się na tę przynętę, popatrzyła tylko na niego w milczeniu. Jakiś promień
słońca był blisko jego postaci i cały czas przesuwał się w jego stronę. Jeszcze parę minut, a
oświetliłby jego ramię. Wiedziała, \e jak większość starych wampirów zyskał częściową
odporność na światło słoneczne, ale i tak by go to zabolało.
Oliver wiedział, o czym myślała. Zerknął na gorący promień światła i przesunął krzesło nieco
na bok, \eby zyskać kilka dodatkowych minut cienia.
- Dlaczego wczoraj wieczorem przysłałeś do nas Jasona? - spytała.
- Dlaczego sądzisz, \e go przysłałem?
- Bo tak powiedział.
- To Jason jest teraz takim wiarygodnym zródłem? Myślałem, \e to wariat i morderca,
który prześladuje własną siostrę.
- O czym rozmawiałeś przed chwilą z Eve? Oliver uniósł brwi.
- Zdaje się, \e to sprawa Eve, nie twoja. Jeśli nie masz mi nic innego...
- Ysandre i Franęois właśnie próbowali swoich gierek siłowych w naszym domu. W
naszym domu, Oliver. Po co wysłałeś Jasona?
Oliver na moment zamilkł. Wcale na nią nie patrzył; przyglądał się ludziom
spacerującym ulicą, przeje\d\ającym samochodom. Spojrzał te\ na rozgadanych i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed