[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaprzęgu, powitali młodego pana Kalinowskiego z nadzieją. Wie
dziano, że potrafi naprawić to i owo, a po pracy nad organami w kościele jego lokalna
sława bardzo poważnie wzrosła.
Na widok pana Stasia natychmiast przerwali rozmowy i kłaniali się, z uszanowaniem
zdejmując czapki. Co dziwniejsze, zdejmowali czapki także przed Franciszką. Nie mogła w
to uwierzyć. Jak to jest, żeby starsi, siwowłosi gospodarze kłaniali się komuś tak młodemu
jak ona? Ciągle nie docierało do Franciszka, że tak to już teraz będzie i że to jest stan
normalny - ona jest teraz panią Kalinowską z Kalinówki, a oni tylko chłopami i zawsze już
będą przed nią zdejmowali nakrycia głowy. Swoją niosła wysoko, nie odkłoniła się, po prostu
o tym nie pomyślała.
***
Franciszka niezbyt długo zabawiła we młynie. Hałas, kurz, nieznane urządzenia
straszyły ją tylko. Trzask, turkot, szum i obracająca się podłoga wzbudzały w niej strach i
obawę, że wszystko to razem zawali się albo też oderwie się od ziemi i poleci niczym kamień
z góry.
Staś Kalinowski spostrzegł, że macocha niezbyt pewnie czuje się pośród urządzeń i
worków i zachęcił, by wyszła na zewnątrz. Kiedy znalazła się na drabince, którą wychodziło
się z młyna na równą, twardą ziemię, poczuła się znowu swobodniej i pewniej.
Rozglądała się za Natalią, córką młynarza, ale nie dostrzegła jej w pobliżu. Przez
chwilę wahała się, czy iść do domu jej ojca, ale ostatecznie zrezygnowała. Powinna raczej
wracać do siebie i zająć się przygotowaniem śniadania. Serafina sobie poradzi, ale to do niej
należy wszystko zarządzić i sprawdzić. Franciszka domyśliła się, że Staś zaprosił ją tylko po
to, by wypytać o ową Tamarę, a ponieważ udzieliła już odpowiedzi, nie była mu potrzebna.
Pospiesznie zawróciła w kierunku dworu. Szukała schronienia od hałasu i kurzu. To
wtedy pomyślała o Kalinówce pierwszy raz jako o domu.
O swoim domu.
***
Pan Michał nie wprowadzał Franciszki w swoje sprawy. Nie uznawał tego za
potrzebne, niczego nie wyjaśniał, ona zaś nie miała śmiałości pytać. Wyjeżdżał, wracał, nie
opowiadając się nikomu, albo przyjmował gości w swoim gabinecie, do którego nikt nie miał
dostępu. Jeśli czasem dowiadywała się, na czym polegają jego obowiązki we dworze, działo
siÄ™ tak przez jej obserwacje albo przypadkiem.
Jak wtedy, gdy po powrocie z młyna zastała męża na podwórzu.
Pan Michał stał przed gankiem, minę miał poważną. Przed nim, oddaleni o kilka
kroków, z uszanowania dla pana dziedzica, stało dwoje starych ludzi. Kobieta miała na
głowie i ramionach czarną chustę, tak wielką, że skrywającą prawie całą jej sylwetkę. Byli
tak szarzy i smutni, że Franciszka dopiero po chwili poznała w nich swoich niedawnych
sąsiadów ze wsi Nowosady. Nazywali się Kłos, to oni byli rodzicami Szymka, chudego
Szymka o wystającej grdyce, który tak udatnie naśladował głosy zwierząt.
- Dobrze - powiedział pan Michał. - Każę wydać tyle desek, ile potrzeba. I każę
podwiezć do waszej chałupy.
Kłaniali się przed nim, dziękowali. Kobieta zanosiła się od płaczu.
- Bóg zapłać panu dziedzicowi. Bóg zapłać za dobre serce.
Kalinowski zmarszczył brwi, gestem ręki przerwał podziękowania.
- Idzcie - powiedział. - Jutro rano odbierzecie
Franciszka podeszła kilka kroków, spostrzegli
ją, nie poznali, kłaniali się i przed nią. Nie wiedziała, jak ma się zachować. Spytała,
czemu płaczą.
- Ksiądz dobrodziej odmówił - wyszeptał mężczyzna. - Nie wolno pochować Szymka
w poświęconej ziemi.
- Pochować? - powtórzyła Franciszka zaskoczona. - Jak to, pochować?
Stary Kłos nie podniósł oczu.
- Powiesił się - wyjaśnił cichym głosem. - W oborze się powiesił. Wczoraj wieczorem
poszedłem do obrządku, a on...
Nie dokończył. Ukłonił się znowu, przed panem dziedzicem, przed kobietą, której nie
rozpoznawał. Potem objął żonę ramieniem i poprowadził ją, zapłakaną i jeszcze bardziej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed