[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ri. Przecież za chwilę czeka ją bezdomność, gdy powie
czytelniczka
Tyse'owi, kim w rzeczywistości jest. A on z jej powodu
zacznie cierpieć.
Wobec tego nie spieszmy się z chwilą prawdy, postanowiła.
Zwinęła się u boku swego mężczyzny i zaczęła drzemać.
Prawda kłamie, gdy rani tych, których kochamy, uprzytom­
niła sobie resztką świadomości.
Następnego dnia była piękna pogoda, a na ranczu Tyso¬
na zaczął się piknik dla donatorów. Merri zdumiał wielki ro­
żen, na którym Tyse umieścił cały połeć wołowiny, prawdo­
podobnie szynkę, i obracał to korbką nad ogniem, aż mięso
zaczęło wydzielać z siebie rozkoszne wonie.
Za chwilę mieli przyjechać pierwsi goście. Tyson był w zna­
komitym humorze i wydawał się mieć mnóstwo energii.
To odwrotnie niż ja, pomyślała Merri. Ona sama czuła się
wyczerpana po ich miłosnej nocy i właściwie ledwie stała na
nogach. Jednak uśmiechała się i starała się być dzielna.
- Wyglądasz chyba na szczęśliwą? - zauważyła Jewel, która
pojawiła się na tarasie z koszykiem pieczywa. - Czy to dlatego,
że piknik ci się udał, czy też... że Tyson wreszcie wrócił?
Wyglądam na szczęśliwą?
Cóż, może i była szczęśliwa... Chociaż klęska czaiła się
tak blisko.
- Pewnie z obu powodów - postarała się uśmiechnąć.
Jewel postawiła koszyk i skinęła ręką, przywołując Mer­
ri bliżej.
- Zauważyłam, jak na ciebie patrzy ten mój chłopak. Coś
mi się zdaje, że oboje cieszycie się bardzo z jego powrotu do
domu.
czytelniczka
Merri automatycznie zerknęła w stronę Tysona, zajętego
rożnem. Z podwiniętymi rękawami, w swojej błękitnej ko­
szuli i nowych dżinsach, i oświetlony ogniskiem, wydawał
się wcieleniem męskości.
- Umiałaś w jakiś sposób sprawić - Jewel pochyliła się ku
Merri - że Tyse zupełnie inaczej teraz wygląda i postępuje...
Mam nadzieję, że instynkt mnie nie myli - dodała - i że ty
masz względem niego poważne zamiary, a nie tylko grasz
o lepszą pracę?
Merri skupiła spojrzenie na pani Adams.
- Z całą pewnością traktuję Tyse'a poważnie. W istocie ko­
cham go każdej sekundy więcej. I nie potrzebuję lepszej pra­
cy niż ta, którą już mam.
- To się cieszę - powiedziała Jewel. - Lubię Tysona i ży­
czę mu jak najlepiej. Wiem, że bywa trudny i zadziorny, ale
też bardzo mu się wygładził charakter, od kiedy jesteś bli­
sko niego...
Jewel zawahała się, a Merri zrozumiała, że ciotka stara się
ważyć słowa.
-I powiem ci - podjęła Jewel - że pierwszy raz, odkąd
pamiętam, coś złagodniało w jego spojrzeniu, w którym za­
wsze był jakiś ból i zaczepka. To niewątpliwie twoja zasługa,
kochanie.
Ból? Tak, rzeczywiście, coś takiego Merri dostrzegła w Ty¬
sonie, od razu na początku, gdy się poznawali.
- Jeśli to nie tajemnica, może mi powiesz - Merri wzięła
Jewel pod ramię - dlaczego był taki zadziorny? Czy to zaczę­
ło się od zerwania zaręczyn z tą, z tą...
- Z Diane - uzupełniła Jewel. - Ale to nie tylko to...
czytelniczka
Wszystko zaczęło się dużo wcześniej, właściwie od tamtego
wypadku z jego rodzicami.
- Z rodzicami? Mówił mi coś o tym.
- No właśnie. Tyse miał zaledwie pięć lat, gdy został na
świecie sam. I najbardziej wtedy przeżył utratę matki. Tam­
tego dnia obiecała, że po południu odbierze go ode mnie, ale
po południu już nie żyła. On płakał i płakał, i nie mógł uwie­
rzyć, że moja siostra go zawiodła. „Mama zawsze dotrzymu­
je słowa, nigdy nie kłamie" - tak rozpaczał.
Jewel wierzchem dłoni osuszyła łzy.
- Od tamtej pory zrobił się nieufny. Rósł z tą zadrą, z ja­
kimś podskórnym przekonaniem, że nikomu nie można do
końca wierzyć... A co do Diane, to zdaje się, że nawet nie
był specjalnie zaskoczony, gdy go zdradziła. Postąpiła wedle
jego przewidywań, według tego przekonania o ludziach, któ­
re sobie wyrobił.
Merri też otarła oczy. Bardzo ją poruszył dramat małego
chłopca. Z całego serca współczuła Tyse'owi, który nagle zo­
stał sam na świecie.
Nigdy bym sobie nie wybaczyła, pomyślała, gdyby z mo­
jego powodu miał teraz znowu przestać ufać ludziom.
Zrobiła mocne postanowienie, że wyjawi mu całą prawdę
o sobie przed następnym spotkaniem miłosnym. Musi za­
ryzykować. Nie wolno jej z Tysonem Steele'em postępować
nieuczciwie.
Spotkały się ich spojrzenia i Tyson z daleka pomachał jej
ręką. Nie mógł jednak podejść do Merri, bo właśnie zagadał
do niego Frank Jarvis, prawnik firmy.
czytelniczka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed