[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ma pan opatrunek założony ze znajomością rzeczy - zauważyła pani
Phillips swoim głębokim głosem.
Max skinął w odpowiedzi głową, zupełnie nie speszony.
- Teraz dobrze? - spytał Geo.
- Niezle - odpowiedział Max mrugając do chłopca okiem.
Odpowiedz była zupełnie niewinna, ale Hanna nie wiadomo dlaczego
znów oblała się rumieńcem. Może zresztą domyślała się, co się kryje za tym
określeniem i teraz czuła się niezręcznie. Nie mogła jeszcze zapomnieć o
S
R
incydencie w łazience. Natomiast Max grał swoją rolę bez zarzutu. Ten
człowiek nie wie, co to poczucie winy - pomyślała.
- Czy wiecie już, kto napadł na Fullera? - spytała pani Phillips.
Max pokręcił głową.
- Musicie ich jak najszybciej złapać - stwierdziła, a on odpowiedział jej
kiwnięciem głowy.
Hannę zaskoczyło trochę, że pani Phillips jest taka twarda.
- Skąd ona w ogóle zna pana Fullera? - spytała. Max nie odpowiedział,
odezwała się więc Lillian.
- Przypominam sobie, że parę lat temu pracowali razem w komitecie.
Pamiętam, jak posprzeczali się na zebraniu.
- To by się zgadzało - mruknął Max.
Hanna nie zapisała tej części ich konwersacji, ale dalsze partie rozmowy
notowała, jak zwykle skrupulatnie, na użytek pani Phillips. Pisząc wszystkie te
zdania na coraz to nowych kartkach papieru, zdała sobie sprawę, ile zmian
wniósł Max do ich wieczornych spotkań, które dotychczas przebiegały w
zupełnym milczeniu.
Pani Phillips musiała ich bacznie obserwować, bowiem wybrała chwilową
przerwę w rozmowie, by się odezwać.
- Proszę mi opowiedzieć o sobie - zwróciła się do policjanta. - Skąd pan
pochodzi, czy ma pan rodzinÄ™?
Te pytania wywołały u Maxa uśmiech szczerego rozbawienia - mówiły
mu dokładnie to, co chciał wiedzieć na temat pani Phillips. Ileż to razy słyszał,
jak w jego rodzinie pytano o to samo w odniesieniu do nieznajomych. Poprosił o
notatnik i wymawiając słowa na głos pisał:  Osadnicy Jethro i Priscilla
Readings Simmons przypłynęli rzeką Ohio na łodzi w 1792. Byli w mojej
rodzinie traperzy, farmerzy, a teraz są też przedsiębiorcy. Dużo Simmonsów
mieszka na południu stanu Ohio, spotyka się ich też w Indianie".
S
R
- Dlaczego wyjechał pan z Ohio? - spytała przeszywając go wzrokiem
drapieżnego ptaka.
- Mieszkałem i pracowałem na farmie rodzinnej, która miała grunty po
obu stronach granicy między Ohio a południową Indianą. Miałem prawo do
stypendium na Uniwersytecie Indiana. Było nas wielu.
Tak brzmiały jego słowa. Zapisał je inaczej:  Pracowałem na farmie pd.
In., styp. Uniw. In. Duża rodzina. Eksport cennego surowca - Simmonsów.
Szliśmy ratować świat".
Pani Phillips obserwowała jego twarz, ale tym razem w trakcie pisania
Max milczał. Kiedy skończył, podniósł oczy i oboje wymienili przeciągłe
spojrzenia, w których było ciepło i humor. Pani Phillips pierwsza przerwała ten
wzrokowy kontakt, sięgnęła po notatnik, odczytała tekst na głos i roześmiała
siÄ™!
Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem. To niemożliwe, pani Phillips
śmieje się i nie trzeszczą jej przy tym kości? Niespodziewanie roześmiał się
także Geo, a po chwili śmiech udzielił się pozostałym. Był to wspólny śmiech,
szczery i radosny.
Deser jedli w miłym, przyjaznym nastroju - nigdy przedtem nie było w
tym domu takiej atmosfery. Hanna wiedziała, kto wniósł tę zmianę - wojownik,
który pojawił się w ich życiu.
- Na weekend Czwartego Lipca pojadę do rodziny - odezwała się
ponownie pani Phillips, kiedy skończyli jeść deser.
Hanna skinęła głową. Zapomniała, że krewni życzyli sobie, by staruszka
spędzała z nimi wszystkie większe święta. Wyjeżdżała wtedy, choć nie
wyglądało, że ma na to zbytnią ochotę. Hanna myślała sobie, że dobrze by było,
gdyby kiedyś ktoś z jej własnej rodziny zaprosił ją na święta do domu. Milczeli
jednak, nie było też nigdy odpowiedzi, kiedy to ona zapraszała ich do siebie.
- Mnie też nie będzie przez cały weekend - odezwała się Lillian. - Jadę ze
znajomymi nad jezioro.
S
R
Hanna uśmiechnęła się. Lillian po raz pierwszy, odkąd się tu
wprowadziła, a było to prawie rok temu, będzie nocować poza domem. A więc
zostanę tylko z małym - pomyślała. Rzuciła krótkie jak błyskawica spojrzenie w
stronę Maxa, on jednak, niby nigdy nic, bawił się sztućcami. Kiepski z niego
donżuan, jeśli jego uwadze uszło to, że przez dwa dni będzie sama.
- Hanno, w ten weekend Stowarzyszenie Policjantów organizuje doroczny
piknik. Będą nawet sztuczne ognie. Może wzięłabyś Geo i pojechała ze mną,
skoro zostajesz sama?
A więc jednak dotarło to do niego. Zbierała się do odpowiedzi, kiedy Geo
zapytał nie bez obawy w głosie:
- Ognie?
- Tak, są bardzo ładne i robią dużo huku. Ale nie bój się, będę razem z
tobą - odpowiedział Max.
- Dobrze - zgodził się chłopiec.
Hanna dodała od siebie słowo  dziękuję". Była w tym wdzięczność,
radość i jednocześnie lekkie zażenowanie.
- Wezmę jedzenie - dodał Max i zanim Hanna zdążyła otworzyć usta, by
zaprotestować, podniósł obie ręce w rozbrajającym geście, i dodał: - Z kantyny.
Wszyscy z wyjątkiem pani Phillips wybuchnęli śmiechem. Hanna
poczuła, że ogarnia ją podniecenie, jakiś dziwny prąd przechodzi ją całą,
poczynając od kolan aż po brzuch i plecy. Było to wrażenie tak niespotykane, że
trochę się zlękła.
- O Boże, popatrzcie, która to już godzina! - zawołała Lillian podnosząc
się z miejsca. - Nigdy nie siedzieliśmy tak długo przy kolacji. Jestem już
spózniona, więc przepraszam cię, Hanno, ale nie zdążę pomóc ci w kuchni.
Powinnam już być u Petera.
Nareszcie przestała mówić o nim  pan Hernandez" - pomyślała Hanna.
Zdziwiły ją dwie rzeczy. Po pierwsze, zanim Max nie zaczął pojawiać się przy
stole, Lillian nigdy nie pomagała jej przy sprzątaniu. Po drugie, że pewnie po
S
R
raz pierwszy w życiu Lillian gdzieś się spózni. A wszystko to sprawił Max -
przy kolacji było im tak przyjemnie, że punktualna Lillian straciła poczucie
czasu.
Jednak mimo owego spóznienia Lillian poszła najpierw do siebie na górę.
Kiedy schodziła, miała na sobie ciemnozieloną bawełnianą sukienkę, wspaniale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed