[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zamroczenie. A jeszcze, wyobraz sobie, wsadzili mnie do celi, gdzie prycza jest
przymocowana do ściany, punkt o dziesiątej wieczór ją opuszczają, a o piątej
rano znów podnoszą do ściany. Rzucili mnie na podłogę i tak zasnęłam. Ale jak
mocno! Ochrona wchodziła, próbowali mnie nawet bić, ale się nie obudziłam.
Wyobraz sobie, tak chrapałam, że wezwali lekarza i odwiezli mnie do szpitala!
Westchnęłam. No tak! Z pewnością sprawa wyglądała bardzo zle, skoro rozjuszony
naczelnik obozu zdecydował się na hospitalizację Liki!
- W szpitalu przespałam dwa dni - ciągnęła moja przyjaciółka - potem się
obudziłam, och, ale czułam się fatalnie. Mdliło mnie, nogi się trzęsły, koszmar.
- Przypomnij mi, co to były za czekoladki?
- Ptasie mleczko, w czekoladzie, moje ulubione, dziękuję ci!
- Na razie nie masz za co, dziękować - machnęłam ręką - tego i owego już się
oczywiście wywiedziałam, ale do rozwiązania zagadki jeszcze daleko. Lepiej
powiedz, czy smakowały normalnie?
- Tak - odparła Lika - świeże, słodkie, dawno ich nie jadłam, więc się bardzo
ucieszyłam i pochłonęłam wszystkie od razu, nawet się nie zastanawiałam, czy
smakują tak jak zwykle! Dziękuję ci!
Ta nieustanna wdzięczność zaczęła mnie już irytować.
- Dobra. Powiedz mi, czy mówi ci coś nazwisko Lew Nikołajewicz Worotnikow?
Lika zmarszczyła czoło.
- Worotnikow? Lew Nikołajewicz? A kto to?
- Profesor, doktor nauk, zajmuje się opracowywaniem nowych leków.
- Worotnikow, Worotnikow, gdzieś już słyszałam to nazwisko...
- Przypomnij sobie.
- To takie ważne?
- Niezwykle!
- No... chyba spotkałam go u kogoś, będąc z wizytą... Nie, przepraszam, ale
jakoÅ› sobie nie przypominam.
- Czyli to nie jest bliski ci człowiek?
- Nie, absolutnie.
- I nie zrobiłaś mu żadnego świństwa? -Ja?
- Tak.
- O Boże! - krzyknęła Lika. - Jak mogłabym mu zrobić świństwo, skoro nie znam
faceta? Chociaż rzeczywiście, cały czas mam wrażenie, że już słyszałam to
nazwisko.
- No, spróbuj trochę wysilić mózgownicę! Co ci się z nim kojarzy? - zaczęłam
błagać nieomal ze łzami w oczach. - Od tego zależy, czy będę w stanie cię stąd
wyciągnąć, czy nie.
- Worotnikow, Worotnikow... A! Wiem! Ale tata mnie wtedy stłukł!
- Kto? - zdumiałam się.
- No, mój ojciec, nie pamiętasz go?
Oczywiście, bardzo dobrze pamiętałam Stiepana Iwanowicza. Potężny, krzepki
mężczyzna, wojskowy, pułkownik. Stiepan Iwanowicz świetnie zarabiał, Lika i jej
mama, Nina Aleksiejewna, niczego sobie nie odmawiały. Pułkownik dostawał
przydział towarów deficytowych i zawsze przyjaznie częstował mnie papierosami
BT, najlepszymi w owych czasach. Zwykle mieli też w domu wspaniałą kiełbasę, nie
śliską, tłustą i niebieskawą od nadmiaru skrobi ostankińską, lecz pyszną
bladoróżową doktorską z Mikojanowskich Zakładów Mięsnych. Stiepan Iwanowicz
otrzymywał również talony do zamkniętej sekcji GUM-u, gdzie można było kupić
czapki z piżmoszczurów, kurtki  Alaska", niemieckie garsonki z dzianiny, czyli
rzeczy absolutnie niedostępne dla zwykłych moskwian.
Nie wiem, gdzie służył, ale sądząc po dostępie do tych wszystkich dóbr, Stiepan
Iwanowicz musiał zajmować wysokie stanowisko. Lubiłam ojca Liki, nawet się
przyjazniliśmy. Kiedy tylko ich odwiedzałam, Stiepan Iwanowicz momentalnie
wyjmował z baru butelkę koniaku i wołał:
- No to, moja półimienniczko, Iwanowno, siadaj, wypij dwadzieścia gramów i
opowiadaj, co nowego!
Kiedyś się poskarżyłam, że na dworze zima, a Kiesza nie ma ciepłego okrycia. W
tamtych czasach zdobyć dla dziecka prawdziwy kożuszek było nie lada wyczynem;
sztuczne futerka wisiały wszędzie, ale powiedzcie sami, jaki z nich pożytek?
Zupełnie nie chroniły przed dwudziestostopniowym moskiewskim mrozem!
Stiepan Iwanowicz w milczeniu wysłuchał moich gorzkich żalów, a nazajutrz rano
uśmiechnięta Lika przytachała torbę.
- Masz, tata prosił, żeby ci to przekazać.
W środku był niewiarygodnie piękny czarny kożuszek, z dopinanym kapturem, i
futrzane rękawice z jednym palcem.
Na moje próby oddania pieniędzy za wspaniałe okrycie Arkaszki Stiepan Iwanowicz
oburzył się i mruknął:
- Milczeć! Nosić na zdrowie! Nie tobie kupiłem, tylko chłopakowi!
Ponadto nigdy nie zapuszczał się w nudne wspomnienia, czym często grzeszą starsi
ludzie, nie pouczał nas, nie wygłaszał kazań pod hasłem:  Ta dzisiejsza
młodzież"...
W ogóle wydawał mi się raczej rówieśnikiem, a jego niewyszukane dowcipy i
sprośne kawały, które ochoczo opowiadał, nie denerwowały mnie. Zresztą niektóre
z nich, pomimo wulgarności, były zabawne. Kiedy Stiepan Iwanowicz zmarł, bardzo
się przejęłam i wykrzyknęłam:
- Ale przecież był jeszcze taki młody!
- Tata miał już osiemdziesiąt dziewięć lat - przypomniała mi Lika.
Zatkało mnie. Rzeczywiście. Stiepan Iwanowicz przeżył żonę, która zmarła w
połowie lat osiemdziesiątych, dawno przeszedł na emeryturę. Zmarł dwa albo trzy
lata temu, był już sędziwym staruszkiem, ale ja nie wiadomo dlaczego do końca
uważałam go za swojego rówieśnika. Czasami go wspominam i cieszę się wtedy, że
mimo wszystko zdążyłam jeszcze zrobić mu przyjemność. Na kilka lat przed
śmiercią pułkownik powiedział z westchnieniem:
- Ech, kiedyś to były czasy, co roku jezdziło się wypoczywać na Krym, a teraz
nikt nie wręcza skierowań do domów wczasowych.
- Daj spokój - skrzywiła się Lika - mogę ci zafundować wyjazd do Turcji!
- A na jaką cholerę mi Turcy? - oburzył się Stiepan Iwanowicz. - Nie ma nic
wspanialszego niż Krym!
- Turcja to też Krym - nie dawała za wygraną Lika - tylko z drugiej strony.
- Nie - kręcił głową ojciec - zresztą nie dadzą mi paszportu.
- Dlaczego? - zdziwiłam się.
- Za dużo wiem - mruknął pułkownik.
- E tam - machnęła ręką Lika - nie chcesz jechać do Turcji i piętrzysz
trudności.
- Tylko na Krym - upierał się Stiepan Iwanowicz.
Lika, chcąc jak najlepiej, próbowała przekonać ojca, ja natomiast pogadałam z
kim trzeba i wręczyłam pułkownikowi
skierowanie do sanatorium. Trzy tygodnie w Abrau-Diurso. Pułkownik jeszcze długo
potem wspominał wycieczkę do zakładów produkujących wina musujące i pieczar
lodowcowych...
- Ojciec cię stłukł? - Byłam zaskoczona. - To niemożliwe!
- Jeden raz w życiu - uśmiechnęła się Lika - dlatego to zapamiętałam. Za
Worotnikowa!
- Za kogo? - Zupełnie się pogubiłam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed