[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wspaniałą muskulaturę. Miał około metra siedemdziesięciu wzrostu i choć mężczyznom -
przynajmniej mnie - trudno jest oceniać męską urodę, wydawał mi się całkiem przystojny.
Jedynym szczegółem jego wyglądu, który mi się nie podobał, była fryzura. Po zakończeniu służby w
piechocie morskiej zachował mało eleganckiego jeżyka. Wywnioskowałem z tego, że wojsko było dla
niego najważniejszym okresem życia - potem pracował w fabrykach i zarabiał marnie jako
sprzedawca - a krótko ostrzyżone włosy przypominały mu o czasach, kiedy wszystko wydawało się
lepsze, może nawet łatwiejsze.
To oczywiście była tylko moja ocena sytuacji, oparta na wiedzy psychologicznej z kolorowych
tygodników. Może po prostu lubił krótkie włosy.
Unieruchomił stolik i wyciągnął przed siebie umięśnione nogi. Manko gawędziarz meldował się na
służbę. To była kolejna wskazówka co do jego charakteru: choć nie sądziłem, by kiedykolwiek w życiu
stanął na scenie, był urodzonym aktorem.
- No więc... Znasz Hillborne? Miasto Hillborne?
Powiedziałem, że nie.
- Południe Ohio. Syfiasta dziura nad rzeką. Champion miał tam kie
dyś swój zakład. Ale dalej działa parę fabryczek, chyba chłodnic czy cze
goś takiego. No i jest duża drukarnia, pracuje dla Cleveland i Chicago.
Kroeger Brothers. Nauczyłem się drukarstwa, kiedy byłem w Seattle. Na
offsetach Miehle. Wiesz, cztero-, pięciokolorowe maszyny, wielkie jak
domy. Poznałem je na wylot. Umiałem sam wydrukować całe pisemko,
szyte przez grzbiet, razem z wkładkami, mówię ci, register jak pod sznu
rek, i ani jedna zszywka nie przebijała się przez cycki na rozkładówce...
Tak, Manko to drukarz pierwsza klasa. Jezdziłem stopem po kraju. Tra
fiłem do Hillborne i dostałem pracę w Kroegerze. Musiałem zacząć jako
nakładacz, gówniana robota, ale płacili trzynaście na godzinę i pomyśla
łem, że dochrapię się czegoś lepszego.
Jednego dnia miałem wypadek. Widziałeś kiedyś, jak powlekany papier śmiga przez maszynę, mój
Frankie? Szu, szu, szu, jak brzytwa. Pocięło mi rękę. Zobacz. - Pokazał paskudną bliznę. - Było tak zle,
że zabrali mnie do szpitala. Dali zastrzyk przeciwtężcowy i jakoś mnie pozszywali. Nic takiego. Manko
ani pisnął. Potem lekarz wyszedł i przy-
261
szła asystentka pielęgniarki, żeby mi pokazać, jak przemywać ranę, dała mi bandaże. - Głos zaczął mu
się rwać.
- To była Allison?
- Tak. - Zamilkł i spojrzał przez okno na zachmurzone niebo. - Wierzysz w przeznaczenie?
- W pewnym sensie.
- To znaczy tak czy nie? - Zmarszczył brwi. Manko zawsze mówił wszystko wprost i tego samego
oczekiwał od innych.
- Tak, z pewnymi zastrzeżeniami.
Miłość poskromiła wybuch gniewu, Manko uśmiechnął się i skarcił mnie dobrodusznie:
- Lepiej uwierz. Bo jest coś takiego. Allison i mnie było pisane się
spotkać. Widzisz, gdybym nie ładował w maszynę tego grubego papieru,
gdybym się przy tym nie pośliznął, gdyby nie wzięła dodatkowego dyżu
ru za chorą koleżankę, gdyby, gdyby, gdyby... Rozumiesz, o czym mówię?
Mam racjÄ™?
Odchylił się na skrzypiącym krześle.
- Och, Frankie, ona była cudowna. Pomyśl, leżę z dziesięciocenty-metrowym rozcięciem w łapie, mam
dwadzieścia szwów, mogę się wykrwawić na śmierć, a myślę tylko o tym, że to najpiękniejsza kobieta,
jaką w życiu spotkałem.
- Widziałem zdjęcie. - Nie udało mi się go jednak powstrzymać przed opisywaniem Allison. Same
słowa sprawiały mu przyjemność.
- Ma blond włosy. Złoty blond. Naturalny, nie żadna farba. Kręcone, ale nie tapirowanejak u jakiejś
wylakierowanej dziwki. Jej twarz ma kształt serca. Jej ciało... Ma ładną figurę. Tyle wystarczy
powiedzieć. -Rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie.
Chciałem go zapewnić, że nie mam żadnych nieczystych myśli na temat Allison Morgan, lecz nie
zdążyłem.
- Dwadzieścia jeden lat - ciągnął. Jak gdyby czytając mi w myślach,
dodał zmieszany: - Trochę spora różnica wieku, co?
Manko miał trzydzieści siedem lat - trzy lata mniej ode mnie - ale dowiedziałem się o tym trochę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]