[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dan podbiegł do Orana, by upewnić się, że nic mu się nie stało, a wyczerpany Andrew
podniósł się o własnych siłach. Dopiero gdy uniósł głowę, ujrzał jak poważne są obrażenia
Orana. Na jego skórze widniało kilka czerwonych plam.
Andrew usłyszał zbliżające się ku nim głośne kroki. Doskonale wiedział, kto
powodował ten hałas: pożeracz.
- Eliksir zdrowia - wyszeptał słabym, ledwie słyszalnym głosem Oran. - Szybko,
przynieście mi go, zanim zbliży się tu pożeracz.
- Przecież pożeraczom nie smakuje krew Nusquarian - zdziwił się Dan.
- Teoretycznie nie, ale jeśli są głodne, nie będzie im to przeszkadzać.
Wszyscy zaczęli szukać po omacku właściwej buteleczki.
- Która to? - spytał Andrew. Zdesperowany wpatrywał się w buteleczki, które ledwo
widział w słabym świetle latarki.
- Złota! - jęknął Oran, z trudem łapiąc oddech. - Pospiesz się!
Chłopiec dojrzał wśród buteleczek jedną, którą wypełniał po brzegi złoty płyn.
Podbiegł do Orana, wyciągnął korek i podał mu eliksir. Oran chwycił go i wypił duszkiem.
Początkowo nic się nie działo, ale po chwili krwawe rany na ciele starca zaczęły
znikać, a w ich miejscu pojawiła się nowa, różowa skóra. Po niedługim czasie mężczyzna
wyglądał już zupełnie normalnie.
- Dziękuję - uśmiechnął się Oran, patrząc Andrew głęboko w oczy. - Widzę, że i ty
wróciłeś już do dawnej postaci.
- Naprawdę? - odparł chłopiec, zerkając na ludzkie ręce i nogi. Położył dłoń na głowie
i poczuł znajomy dotyk swojej czupryny. - Ha, rzeczywiście - ucieszył się. Po chwili
przykucnął u boku Orana i rzekł. - Przepraszam, że nie powiedziałem ci o moim strachu.
Oran uniósł dłoń, nakazując milczenie.
- Zapomnijmy o tym - odparł, po czym przeniósł wzrok na leżącą na ziemi księgę. -
Kiedy się stąd wydostaniemy, będę musiał coś ci pokazać. To bardzo ważne.
- Czy ma to związek z tą księgą? - spytał Andrew, a Oran odpowiedział skinieniem
głowy.
- Nie chciałem, żebyś dowiedział się o tym wcześniej, ale już wiem, że jesteś gotowy -
to mówiąc, schował do plecaka księgę oraz broń. - Teraz jednak nie mamy na to czasu. Nie
możemy ustawać w wysiłkach. Skoro Wezuwiusz ma twój strach, wkrótce zacznie
rozprzestrzeniać go po świecie. Musimy szybko odnalezć twoją siostrę i go powstrzymać.
- Jasne - zgodził się Dan. - Najlepiej, zanim wróci tu ten pożeracz.
Chociaż Andrew ogromnie pragnął dowiedzieć się, co kryje księga, nie naciskał na
Orana. Ratowanie jego siostry było teraz znacznie ważniejsze. Podążyli więc dalej w głąb
góry.
- Trzymajcie się ścian - polecił Oran i ruszył naprzód, trzymając w ręku swoją
magiczną laskę. Cienki snop białego światła oświetlił pokryte zielonym szlamem ściany i
Andrew przełknął głośno ślinę oraz zrobił krok w tył. Na ziemi leżały ludzkie czaszki.
Chłopiec wziął głęboki oddech i ruszył do przodu, usiłując nie patrzeć na nie. Bał się nawet
pomyśleć, do kogo mogły należeć i w jaki sposób te osoby zginęły.
Oran wyjął z plecaka kawałek kredy, który wręczył Danowi.
- Zaznaczaj drogę, żebyśmy się nie zgubili - polecił.
Andrew odwrócił głowę i wzdrygnął się, gdy zobaczył wampira z wielkimi kłami,
który patrzył gniewnie w jego kierunku. Stwór stał schowany w otworze w ścianie, tak że pół
jego twarzy zasłaniał cień. Laska Orana zajaśniała purpurą, a wampir zaczął kiwać się na
boki, niczym w transie.
- Co robisz? - spytał Andrew.
- Wprowadzam go w stan hipnozy - wyjaśnił Oran. - Ale w moim rogu jednorożca
pozostało już niewiele mocy. Musimy się spieszyć.
Cała trójka ominęła wampira i pobiegła kolejnym tunelem, którego ściany zwęziły się
tak, że nie mogli iść ramię w ramię. W końcu dotarli do miejsca, gdzie tunel się rozszerzał.
Andrew przystanął i napił się wody, ponieważ zaczęło boleć go gardło od suchego, stęchłego
powietrza.
- Hej, Andrew - rzekł Dan, klepiąc go po ramieniu. - Chyba nie masz zamiaru się tutaj
zatrzymywać?
Andrew rozejrzał się, oświetlając jaskinię latarką. Byli otoczeni przez grupę wysokich,
chudych stworzeń o zakręconych rogach i wściekłych czerwonych oczach spozierających z
ich wydłużonych głów.
- Co to za stwory? - wyszeptał Andrew.
- Jaskiniowe demony - odparł Oran i wyciągnął przed siebie laskę. - Może nic nam nie
zrobią, jeśli przejdziemy obok nich po cichu.
Wzrok Andrew powędrował wzdłuż grudkowatych ciał z wystającymi żebrami i
łuszczącą się skórą. Dłonie demonów były zakończone długimi, żółtymi szponami. Andrew
przełknął ślinę na samą myśl, co mogłoby się stać, gdyby jego strach rozprzestrzenił się po
ziemi i tego rodzaju potwory opanowałyby świat.
Chłopiec prześlizgnął się między nimi aż do ponownego zwężenia tunelu, gdzie
demony nie mogły się zmieścić.
- Jak myślisz, gdzie jest Poppy? - spytał Andrew, ale Oran nie miał czasu
odpowiedzieć, gdyż właśnie zaatakowało ich stado nietoperzy. Andrew zaczął wymachiwać
rękami nad głową i próbował się od nich opędzić. Nie były to jednak zwykłe nietoperze. Te
były nieustępliwe i wcale się ich nie bały, miały też ostre zęby, nieproporcjonalnie wielkie w
stosunku do niedużych ciał.
- Zasłońcie się czym możecie - polecił Oran. - Uwierzcie mi, nie chcielibyście zostać
ugryzieni przez nietoperza wampira.
- Nietoperza wampira? - powtórzył Dan i czym prędzej zaczął naciągać poncho na
głowę. Andrew zrobił to samo i dodatkowo schował ręce, tak by nie mieć odsłoniętej żadnej
części ciała. Róg jednorożca najwyrazniej zupełnie już nie działał. Andrew czuł, jak
nietoperze gryzą go przez grubą warstwę wełny. Próbował z nimi walczyć, ale nie miał szans.
Spragnione krwi bestie wpijały się w jego poncho.
ROZDZIAA 23
Dlaczego twój jednorożec nie działa? - krzyknął Andrew.
- Róg jednorożca! - warknął Oran, poprawiając go. - Nietoperze są ślepe. Nie widzą
blasku laski, więc nie reagują tak jak inne stworzenia.
Andrew z trudem rozpoznawał przez poncho sylwetkę Orana, który nieustannie
przeszukiwał swój bagaż. W końcu wyciągnął z plecaka małą buteleczkę przezroczystego
płynu, otworzył ją i cisnął w kierunku nietoperzy. Stworzenia zaczęły skrzeczeć i trzepotać
skrzydłami w panice. Andrew poczuł, jak uderzają go po głowie, próbując się osuszyć. Po
chwili wszystkie zniknęły w szczelinie góry.
- Co to było? - spytał Dan, wychylając głowę z poncha. - Woda święcona?
- Woda święcona działa tylko w filmach - zachichotał Oran. - Ten eliksir zawiera
pyłki różnych nusquariańskich kwiatów. Nietoperze wampiry tego nienawidzą. Drażni ich
skórę - to mówiąc, skrzywił się. - Nie pogryzły was, prawda?
Andrew obejrzał ręce. Mimo grubego poncha, bestiom udało się napić trochę krwi.
Zarówno Andrew, jak i Dan mieli na skórze mnóstwo czerwonych ran.
- To tylko drobne ukąszenia - odparł Andrew. - Przeżyjemy.
- To dobrze - Oran odpowiedział z ulgą. - Ich jad znajduje się w tylnej części kłów.
Potrzebują porządnie się wgryzć, żeby... - urwał. - No wiecie, znacie tę historię.
- Chcesz powiedzieć, że mogły zamienić nas w wampiry? - zapytał Andrew i mocno
przygryzł wargę. Słyszał podobne historie, ale nie chciał nawet o tym myśleć, podobnie jak o
wszystkich innych bestiach zamieszkujących górę. Chciał tylko znalezć Poppy i wynosić się
stÄ…d.
Udali się w głąb jaskini.
- Poppy, gdzie jesteś? - wołał Andrew i nasłuchiwał echa odbijającego się od
kamiennych ścian.
W odpowiedzi rozległ się głuchy ryk. Chłopiec zamarł w bezruchu.
- Co to takiego? - szepnÄ…Å‚ Dan.
- Nie jestem pewien - zaniepokojony Oran wzruszył ramionami. - Myślę, że
powinniśmy szukać dalej w ciszy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]