[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spotkałam.
Rozdział 13
l
Aż do lat sześćdziesiątych, przed wprowadzeniem pi-| gułki oraz innych metod kontroli
urodzin, zawsze byłaj ogromna liczba niechcianych dzieci, czekających na adop-i cję.
Tkwiły samotnie w różnych instytucjach, czekając na|
32
potencjalnych rodziców. Pytanie brzmiało: Gdzie siej zwrócić?
Staranne śledztwo, prowadzone przez Ninę i Elliotta, wykazało, że jeden dom dziecka
wyraznie przoduje nad pozostałymi. Była to założona jeszcze przed pierwszą wojną
światową Agencja Evelyn Schulyer, powstała z po łączenia ochronki i szpitala dla małych
gruzlików. Gruz lica przegrała w walce z medycyną, ale dla sierot brakło dobrego lekarstwa.
Dzieci z tej agencji trafiały do wielu
różnych rodzin i jej działalność zyskała powszechne uznanie.
Choć dzieci było dużo, potencjalnych rodziców czekała dosyć długa i czasem nieprzyjemna
procedura sprawdzenia. Obcy ludzie pytali o takie rzeczy, które zwykle są tajemnicą między
mężem i żoną. Potem poddano próbie
80
stan umysłowy Niny i Elliotta. Przeszli przez szereg ustnych i pisemnych testów i wywiadów,
włączywszy w to test Rorschacha. Kazano im powiedzieć, co widzą w niewielkich plamach
atramentu. ("Niektóre były wręcz paskudne, więc musiałem kłamać", wyznał pózniej Elliott z
bardzo przebiegłą miną). Nadeszła pora, by przystąpić do interesów. Agencja bardzo dbała o
wybór prawidłowych rodzin i z uwagą śledziła losy podopiecznych. Niektórzy z nich ukończyli
najlepsze uczelnie, inni zrobili błyskotliwą karierę zawodową. Niemal wszystkim dopisało
szczęście. Nina tymczasem przeżywała najcięższe chwile w życiu, bo wydawało jej się, że
panna Schulyer (córka fundatorki) nie pała do niej zbytnim przekonaniem. A przecież każda na
swój sposób robiła to samo. One pomagały ludziom odnalezć swoje miejsce. Lecz zawód Niny
nie cieszył się powszechną aprobatą i to mogło mieć zły wpływ na nastroje panujące w
agencji. I rzeczywiście panna Schulyer początkowo traktowała ją bardzo zimno. Nie
pochlebiała jej rozmowa z legendą Broadwayu. Wręcz przeciwnie, sława Niny skłaniała do
uprzedzeń. - Panna Porter? - zaczęła. - Pani Snyder - grzecznie sprostowała Nina. -
Oczywiście. Bez wątpienia słyszała pani, że stawiamy sztywny warunek, aby matka
pozostawała z dzieckiem przez pół roku i w tym czasie nie podejmowała pracy zawodowej.
Czy pani zawód nie wymaga częstych wieczornych wizyt poza domem? - Niekoniecznie -
wyrwał się Elliott, gotów bronić macierzyńskich instynktów żony. - Rozmawialiśmy o tym po
wielokroć... Nina ujęła go za rękę i nakazała milczenie.
81
- Sądzę, że panna Schulyer chce znać moją odri wiedz. - Zmiało spojrzała w oczy
przeciwniczki i z głę| serca powiedziała: - Proszę posłuchać, panno Schulye Chcę mieć
dziecko. Na pani rozkaz jestem gotowa zupg nie zrezygnować z pracy. Odejść na zawsze,
nie przenoÅ›
biura do własnego domu. Chcę być matką i w tej kwesi poniosę każdą ofiarę.
Jej szczerość wzbudziła niekłamany podziw panu Schulyer. |
- Tak tylko zapytałam, droga pani Snyder - odpari pojednawczym tonem. - Przekonała
mnie pani co d swoich intencji. Zrobię wszystko, żeby zaakceptowan
na rodziców. "
Wyszli od niej z nadzieją, że jednak dostaną dziecko! Panna Schulyer dotrzymała słowa.
Wkrótce nadesłaA oficjalne pismo i dodatkowy kwestionariusz, z pytaniam o podstawowe
sprawy, takie jak: wiek, zawód i dochody Druga część ankiety była o wiele bardziej szczególe
33
wa - między innymi należało podać wzrost, kolor włoi sów i oczu obojga kandydatów.
Wszystko po to, żeby icA
dziecko było "jak prawdziwe". Jedno z ostatnich pytaa brzmiało: chłopiec czy dziewczynka?
Nina spojrzała na Elliotta.
- Wszystko jedno, kochanie - oznajmił.
Wyczuwała jednak, że pomimo takiej postawy wolałby mieć syna. Zasłużył na niego,
l
Rozdział 14
Od razu stali się więzniami. Jeżeli nawet ich nie urzekł, to bez wątpienia oczarował. Nina i
Elliott, trzymając się za ręce, z niemym za chwytem spoglądali przez duże prostokątne okno
oddziału położniczego na maleńką istotkę wtuloną w ramiona pielęgniarki. - Jest taki
mały... - mruknął Elliott tonem, który zdradzał wyrazną obawę, że ich syn nie podoła twardym
przeciwnościom życia. - Przestań! - parsknęła Nina. - Waży aż trzy kilogramy. To jak na
mnie wystarczy. Panna Schulyer stała w dyskretnej odległości, zadowo lona z ich reakcji.
Wiedziała już, że wybrała wspaniałych rodziców dla tego szczęściarza. - Mają państwo dla
niego jakieś imię? - Tak - z dumą odpowiedział Elliott. - Wybraliśmy je po drodze. Daniel. To
trzykrotny zwycięzca. W dzieciń stwie wszyscy doń będą mówić "Danny". Kiedy podrośnie i
stanie się znanym piłkarzem, zyska przydomek "Dań
83
Tornado". A gdy zostanie sędzią Sądu Najwyższego, bę
"Danielu"...
- Skądże, kochanie - wtrąciła Nina. Jej dalsze słów wywołały uśmiech na twarzy panny
Schulyer. - Powi( dzÄ… raczej "wielce czcigodny", j
Roześmieli się wszyscy. Nina opowiadała pózniej, z
śmiał się razem z nim perlistym śmiechem, słyszalnym wyłącznie dla matki
Resztę dnia spędzili w szampańskich nastrojach, na koniec racząc się szampanem.
^
Rano uszczęśliwiona Nina stanęła przed grożnyn| obliczem swojego komendanta, żeby
przeprosić go za| zniknięcie poprzedniego wieczora. Temko, wciąż w sta-| nie szoku za
ostatnią lese mąjeste, ochłonął nieco, gdyj zrozumiał, że jej rejterada nie miała nic
wspólnego! z ofertą innej pracy (ciągle węszono wokół w pogoni za Jego ludzmi"). Miał
swoich szpiegów i wiedział o za-j
kusach ze strony konkurencji. Nina była ich głównymi celem, i
Zmarszczył brwi. |
- Co to za bzdury, że masz dziecko? - wycedził s wreszcie.
- Przepraszam. Spieszyłam się. Adoptowaliśmy chłopca.
Temko wykrzywił twarz w szerokim uśmiechu. - Gratuluję! Chodz do wujka Cyrusa.
Niechże cię uściskam! - Przycisnął ją do krawata i szytej na miarę
koszuli z Jermyn Street. - Wspaniale - mruknÄ…Å‚. - Bardzo siÄ™ cieszÄ™.
Nina delikatnym, lecz zdecydowanym ruchem uwolniła się z jego objęć i odstąpiła na
bezpieczną odległość, zanim poczęstowała go kolejną bombą.
84
34
- Przez kilka następnych tygodni nie będę brać udzia łu w poniedziałkowych odprawach -
oznajmiła. Cesarz powątpiewająco uniósł lewą brew. - Dlaczego, jeśli wolno spytać? -
Akt adopcji stanowi, że przez pierwsze pół roku matka musi się powstrzymać od pracy
zawodowej. Uśmiechnął się łaskawie. - Niech będzie. Agencji potrzebny twój umysł, nie
ciało. Są jeszcze telefony. Praktycznie nic się nie zmieni. Każę podłączyć bezpośrednią linię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed