[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dniowe wakacje, po prostu kłamał. Zataił przed nią prawdziwe zamiary króla i użył całe-
R
L
T
go swojego uroku osobistego, żeby ją przekonać do małżeństwa, które miało służyć jego
własnym celom. W ten sposób chciał uzyskać kontrolę nad następcą tronu. Tronu, który
należał się właśnie jemu.
Do pokoju weszła pokojówka z parującym dzbankiem kawy zbożowej i drożdżo-
wym ciastem. Frances zawołała Christiana, który posłusznie podbiegł do stołu i chwycił
kawałek ciasta.
- Gdzie jest Leo? - zapytał, dmuchając na swoje kakao.
Phoebe spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie wiem, skarbie.
- Powiedział, że pójdziemy dziś na sanki. Kolejna obietnica, kolejny sposób, by
zjednać sobie ich przychylność. A jeśli Christian, tak samo jak ona, polubi Leo zbyt
mocno? Ich przyszłość była wciąż niepewna, ale bardzo możliwe, że jednak wrócą za
dwa tygodnie do domu i już nigdy więcej go nie zobaczą.
- Myślę - powiedziała ostrożnie - że może być dzisiaj zajęty. Książęta też pracują.
- A co robią? - zapytał Christian, marszcząc nos.
- Różne rzeczy... - odparła wymijająco Phoebe, myśląc o pracy Leo na rzecz
uchodzców politycznych.
Czy rozpieszczonego przez życie Andersa lub zasklepionego w swej złośliwości
Nicolasa byłoby stać na taką działalność? Jak bardzo Leo się od nich różnił.
- Ale będziemy mogli pójść na sanki? - zapytał chłopiec z nadzieją w oczach.
Phoebe ścisnęło się serce. Zawsze się starała, by jej syn miał wszystko, czego po-
trzebuje. Za wszelką cenę chciała mu oszczędzić rozczarowania.
- Myślę, że to będzie bardzo trudne, kochanie - powiedziała ostrożnie. - Książę Le-
opold jest bardzo zajęty.
- Chcę się z nim zobaczyć - nalegał Christian.
- Może pózniej - odparła wymijająco. - Dziękuję za kawę - zwróciła się do Frances.
- Nie ma za co. - Frances uśmiechnęła się życzliwie. - Przez wzgląd na chłopca
mam nadzieję, że książę znajdzie dla was jednak trochę czasu. Zapowiada się piękna po-
goda na sanki.
Phoebe uniosła filiżankę do ust, unikając wzroku opiekunki.
R
L
T
- Jestem pewna, że jest bardzo zajęty.
- To nie ulega wątpliwości - zgodziła się Frances. - Pewnie zdążyłaś się zoriento-
wać, że król Nicolas pełni już tylko funkcję reprezentacyjną. Jest coraz starszy i w ze-
szłym roku miał wylew. Leo przejął większość obowiązków związanych ze sprawowa-
niem władzy.
- Naprawdę? - zapytała zaskoczona Phoebe, obracając w dłoniach kubek z kawą.
- Pewnie. Ludzie go uwielbiają. Potrafi ich sobie zjednać, jest w tym bardzo po-
dobny do swojego ojca, Harvarda. Nicolasowi się to oczywiście nie podoba. Nigdy nie
lubił Leo... Mówiłam ci już o tym wcześniej, zresztą pewnie sama zauważyłaś.
- Szczerze mówiąc - przyznała Phoebe - nigdy nie poznałam króla. Wiedziałam, że
nie przepada za księciem, ale nie miałam pojęcia, że Leo wykonuje większość jego obo-
wiązków.
- Oczywiście to Nicolas wciąż podpisuje wszystkie ustawy - powiedziała szybko
Frances. - Leo na pewno nie ma wolnej ręki, ale i tak udało mu się dużo zrobić. Wybu-
dował nowy szpital w Njardviku, ze specjalnym oddziałem specjalizującym się w choro-
bach płuc. Udziela się w kilku organizacjach dobroczynnych, a ostatnio doprowadził do
podpisania ustawy nakładającej surowsze kary za jazdę po pijanemu.
To z powodu śmierci Andersa, pomyślała Phoebe.
- Tak - ciągnęła Frances. - Leo będzie dobrym królem.
Poczciwa opiekunka najwyrazniej nie miała pojęcia o zamiarach króla względem
Christiana. Phoebe miała nadzieję, że już nigdy nie będzie miała okazji się dowiedzieć.
Przez całe śniadanie Phoebe rozmyślała o tym, co usłyszała od Frances. Nic dziw-
nego, że Leo chciał zostać królem. Na pewno na to zasługiwał.
- Leo! - usłyszała entuzjastyczny okrzyk synka i zamarła.
Odwróciła się powoli, spodziewając się napotkać takie samo zimne i odległe spoj-
rzenie, z jakim pożegnał ją wczoraj wieczorem.
Na widok jego ciepłego i życzliwego uśmiechu odetchnęła z ulgą.
- Cześć, Christian - przywitał się, gdy chłopiec podbiegł i objął go w kolanach. -
Miło cię znowu zobaczyć.
R
L
T
Phoebe podniosła się z krzesła i wymamrotała niezręczne powitanie. Przez chwilę
patrzyli na siebie w milczeniu, a na wspomnienie jego pocałunków na policzkach Phoebe
wykwitł rumieniec.
Christian pociągnął Leo za rękaw.
- Pójdziemy na sanki?
- Christian... - upomniała synka Phoebe.
- Tak się składa, że pójdziemy - odpowiedział swobodnie Leo. - Pomyślałem, że
możemy wyskoczyć na kilka dni do naszego domku w górach.
- Domku w górach? - powtórzyła Phoebe ze zdumieniem, a Christian wydał entu-
zjastyczny okrzyk aprobaty.
- Tak. To położone na uboczu, bardzo spokojne miejsce. Myślę, że warto się na
chwilę oderwać od pałacu i uciec przed prasą - powiedział, podając Phoebe zwiniętą ga-
zetÄ™.
- Och, nie - jęknęła, rzucając okiem na sensacyjny nagłówek:  Tajemnicze dziecko
w pałacu!". Pod spodem widniało niewyrazne, zamazane zdjęcie z lodowiska.
- To się w końcu musiało stać - stwierdził Leo, wzruszając ramionami. - Ale im
mniej takich spekulacji, tym lepiej, a poza tym mam ochotę się stąd wyrwać.
- Naprawdę? - wyrwało się Phoebe.
Wydawało jej się raczej, że Leo będzie chciał pozostać w centrum wydarzeń.
- Domek jest zaledwie godzinę drogi stąd - ciągnął Leo. - Pojedziemy tam we trój-
kę, spędzimy razem trochę czasu. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?
- Nie, oczywiście, że nie - zapewniła szybko. - Brzmi ciekawie.
- Tak - wykrzyknÄ…Å‚ entuzjastycznie Christian. - Jedzmy tam zaraz!
Leo spojrzał na chłopca i zmierzwił mu włosy.
- Myślę dokładnie tak samo.
Podejmował bardzo niebezpieczną grę. Przez kolejne dwa tygodnie powinien się
raczej zdystansować do Phoebe, jednak porzucił ten zamiar, gdy tylko przekroczył próg
dziecinnego pokoju. Propozycja wyjazdu w góry zaskoczyła jego samego niemal tak sa- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed