[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ten nieszczęśliwy dziwak nigdy długo niczym się nie może zaspokoić.
Chciał być mnichem, został kardynałem, zrzuca suknię, której mu odradzałem.
Na nowo go wyposażyć potrzeba, a jutro zechce się żenić, pojutrze rozwodzić i
kto wie, znowu zakapturzyć!
Ruszył ramionami.
- O ochotę do ożenienia się nie obawiam - wtrącił Kazanowski - bo nadto mu
wszystkie kobiety smakują, aby mu się jednej wyłącznie zachciało.
W każdej z nich upatruje jakiś wdzięk, ale w żadnej nie znajdzie wszystkiego,
czego szuka.
- A, gdyby był mnichem pozostał i we Włoszech zamieszkał!
- dodał Władysław.
- Z powrotem do Polski, której cierpieć nie może, będzie dla mnie nieustannym
utrapieniem.
Kto wie, czego jeszcze zapragnąć może!
Reszta braci, wszyscy razem wzięci, nie kosztowali tyle trosk, co on jeden.
To mówiąc Władysław zapatrzył się w stojący przed nim na stoliku, bogato w
brylanty oprawny wizerunek Marii Ludwiki i z tą lekkością umysłu, z którą zwykł
był od przedmiotu jednego do drugiego przechodzić w rozmowie, zwłaszcza gdy ona
nieprzyjemnego mu czegoś dotknęła, odezwał się: - Lękam się, aby malarz jej nie
upięknił.
Kazanowski głową potrząsnął.
- Ja boję się, aby nie za młodą ją uczynił.
Posądzam obrazek o to, że nie teraz był malowany, wygląda mi na zbyt
świeżuchną.
Zmarszczył się Władysław.
- Wszyscy twierdzą, że tak wygląda - ujął się.
- Denhof pisze...
Kazanowski spuścił oczy i zamilkł.
- Boję się zawodu, dlatego bym wolał, ażebyś ją sobie za wczasu wyobraził
dojrzalszÄ….
Władysław nieco się zżymnął.
- Straszysz mnie niepotrzebnie - zamruczał.
- Masz może słuszność - rzekł marszałek.
- Królowa niekoniecznie potrzebuje być pączkiem nie rozwiniętym, fantazję
młodziuchnych zaspokoją inne...
Król się zadumał.
- Dla mnie na teraz nie młodość i wdzięk jej, ale nade wszystko posag,
pieniądze i przymierze z Francją potrzebne - rzekł cicho.
- A król francuski jako pierwszy zadatek tego aliansu nie daje nic, a wymaga,
aby mu zaciągi u nas robić wolno było.
Zaciągi w chwili, gdy ty ludzi na tę wojnę z Turcją potrzebować będziesz!
- Zaciągi - przerwał Władysław cicho.
- Możemy mu dać na nie zezwolenie, ale nie wyślemy pomocy.
To nic za sobÄ… nie pociÄ…ga.
I na chwilę zatrzymawszy się, król dodał: - Sądzę, że przyszła królowa zgodzi
się posag swój mi dać na moje pilne potrzeby.
- Nie wątpię - odparł Kazanowski - ale też musisz dać jej pewną hipotekę,
zabezpieczenie.
- Będzie to pożyczka Wenetów, nie moja, jak wiesz - rzekł król żywo.
- Wymawiają mi się, że nie mają pieniędzy; ja im dostarczę ich, ale dlatego,
abym sam wziÄ…Å‚.
Inaczej przygotowania dalsze niemożliwe.
Marszałek zbliżył się nieco ku łożu królewskiemu.
- Ja bo nie wiem - dodał - czy my je dłużej tak jawnie będziemy mogli
przedłużać.
- Dlaczego?
dlaczego?
- przerwał król niecierpliwie.
- Mówiłem ci - ciągnął dalej Kazanowski - umysły są silne już zaniepokojone.
Niepodobna ukryć tych ściąganych ludzi, formujących się pułków nowych, lanych
dział, gromadzonych prochów i kuł.
Bije to w oczy.
Szlachta niespokojnie pyta, przeciw komu to wszystko wymierzone.
Wietrzą już w tym wojnę z Turcją bez ich zezwolenia, a drudzy gorzej, widzą
tego wiecznie powstajÄ…cego z grobu upiora, absolutum dominium!
Westchnął król.
- Ale prędzej, pózniej - rzekł - do tego absolutu przyjść muszą!
Inaczej ani tu królować, ani się ostać przed nieprzyjaciółmi będzie można.
Oskarżali Batorego, mego ojca, będą mnie obwiniać, żem pożądał władzy
monarchicznej; nie mylą się, wszyscy jej pożądaliśmy, bo ona jest tu właśnie
najgwałtowniejszą potrzebą, gdzie jeden zapaleniec może mi odmówić poboru na
wojnę, gdy kraju bronić muszę.
Gorzej, bo gdybym z własnej kieszeni, jak ja teraz czynię, pułki na obronę
wystawiał, krzykną, że je przeciwko szlachcie sztyftuję i na ich swobody zamach
czyniÄ™.
- Mój Boże - przerwał Kazanowski - komuż ty to mówisz; ja przecież jak ty
bolejÄ™ nad tym, ale jaka rada?
- Wojna!
Wojna!
- żywo począł, zrzucając z siebie ciepłe okrycia, król, który się coraz mocniej
ożywiał.
- Wojna każda jest dyktaturą.
Hetman jest absolutnym panem, przeciągająca się wojna uczy karności i nałamuje
do niej.
Pozbędziemy się i tych sejmów utrapionych, których wrzawa i rozprawy burzą
umysły.
Ze spuszczoną głową słuchał tych dla siebie zapewnię nienowych rzeczy
marszałek, wystrzępując koniec szarfy, którą wziął w ręce.
- Ty wiesz - odezwał się w końcu - iż myśli nasze są zgodne; ja tylko doradzam
ostrożność, aby zbyt wcześnie nie obudzić podejrzeń.
Już się one wykluwają.
- Wstrzymywać nie mogę, co poczęte - przerwał Władysław.
- Wytłumaczymy się na sejmie w jakikolwiek bądz sposób, a w ostatnim razie
niech i wojna wyjdzie na stół.
Trzeba ich z tą myślą oswoić.
Jest nieuniknionÄ….
Będziemy większość mieć za sobą.
- Ja nie wiem - odparł sucho Kazanowski.
- Ty zawsze niedowiarkiem jesteś i mnie odbierasz tak potrzebną ufność w
siebie.
- Boję się zawodów.
- Ja ich nie przypuszczam - rzekł król żywo.
- Duch rycerski żyje w narodzie.
- Osłabł on bardzo.
- Tym potrzebniejsza wojna, aby go odżywiła - rzekł król - sposóbmy się do
niej!
Ja nią żyję tylko.
Jeżeli szlachta mi opór stawiać będzie - dodał - mam Kozaków, którzy ją zmuszą
do chwycenia za oręż.
Kozaków ja jestem pewny.
- Ja także - szepnął Kazanowski - chociaż narzędzie to niebezpieczne.
Poruszyć ich, dać im siłę, swobodę pewną.
Wiesz, że niezbyt i tak przyjaznym okiem patrzą na Polaków, którzy się tam
rozsiedli.
- Tym lepiej - zamruczał król - będę w nich miał oręż dzielny przeciwko
szlachcie.
Marszałek zaczął głową potrząsać.
- Lepiej nie mówmy o tym - szepnął.
Władysław począł się, mrużąc oczy, uśmiechać.
- Mój Adasiu - rzekł - polityka jest polityką.
Znasz Włochy, czytałeś ich rozumnych mistrzów.
Trzeba się posługiwać takimi środkami, jakie są najdzielniejsze, inaczej nie
dojdzie się do niczego prócz tych zawodów, których ty się lękasz.
Audaces fortuna Luvat, chcę być zuchwałym, inaczej...
smutna rola.
Zygmuntkowi nie mogę zostawić takiego państwa rozkiełznanego, chwiejącego się
na niepewnych podwalinach, jakie ja wziÄ…Å‚em po dobrym, ale nadto Å‚agodnym ojcu.
- Wiesz - wtrącił Kazanowski - już cię oskarżają, że syna twego chcesz za życia
uczynić swym następcą.
- Dlaczegóżby nie?
Wszak Zygmunt August został nim za żywota ojca?!
- A, to była dynastia!
- wtrącił Kazanowski.
- Alboż elekcja nie może się odbyć za mojego życia?
- począł król ożywiając się.
- Powiedz mi, że prawo się temu sprzeciwia, ale prawo zmienić się może i musi.
Ujmiemy tych, co wpłynąć mogą.
- Marzenia - cichutko rzekł Kazanowski.
- Ja im przyklaskujÄ™, ale siÄ™ ich bojÄ™.
Spróbujemy naprzód z tą wojną, której oni się tak opierają; jeżeli
przełamiemy...
- Musimy!
Powinniśmy!
- Lękam się oporu nawet w senatorach.
- W nich?
- rzekł król pośpiesznie.
- Na to są wakujące krzesła, buławy i laski, na to starostwa i dzierżawy!
Szybkim mówieniem Władysław uczuł się w końcu zmęczonym, chustą leżącą na stole
otarł twarz i usta, pochylił się na wezgłowiu, obie ręce złożył pod głowę i
patrzał na Kazanowskiego.
- Jakże dziś nogi twoje?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]