[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podłogę. W urządzaniu go Rebeka dostarczała pomysłów, Emma zaś wkładała pracę i
materiały. Ojciec pani Perkins był kupcem, po jego śmierci zamę\na córka dostała mnóstwo
pozostałych towarów. Sam cukier, ocet i nafta wystarczyły rodzinie na pięć lat, a strych
Perkinsów był niewyczerpanym skarbcem najprzeró\niejszych przedmiotów. Pani Perkins
uszyła dziewczynkom firanki z muślinu i ozdobiła czerwonym szlakiem. Dwa stoliczki
nakryto serwetkami i ka\da miała własny kącik do nauki. Pozwolono Rebece zabrać jej
własną lampę, która mogła być ozdobą wykwintnego apartamentu. Gdy nadeszły nowe dary
od pana Aladyna - japoński parawanik i półeczka z dziełami poetów angielskich -
dziewczynki zauwa\yły, \e to było tak zabawne, jak gdyby wychodziły za mą\ i urządzały
własne gospodarstwo.
Hulda była u nich w piątek, a w dnie te po południu Rebeka odwiedzała pannę Maxwell.
Mogła siedzieć u niej przy kominku godzinę, a nawet i dłu\ej, i czytać, co tylko zapragnęła.
Potem Emilia wracała z wykładów. Jeszcze pół godzinki miłej pogawędki, po czym
dziewczynka zrywała się i biegła na stację. Czekała tam na nią Emma, z którą wspólnie
odbywała zwykłą podró\ do Riverboro, gdzie spędzały ka\dą sobotę i niedzielę.
Tego piątku Rebeka wybrała sobie z półki "Romolę". Zagłębiła się w miękki fotel, stojący
przy oknie. Od czasu do czasu spoglądała na zegar, gdy\ pamiętała dzień, w którym tak się
zatopiła w "Dawidzie Copperfieldzie", \e na myśl o podró\y do Riverboro nie było miejsca w
jej głowie. Zaniepokojona Emma, w poszukiwaniu Rebeki przybiegła do panny Maxwell.
Ostatni pociąg zatrzymywał się trzy mile od Riverboro, tak \e dopiero wieczorem po długim i
ucią\liwym marszu w śniegu dziewczynki wróciły do domu.
Czytała ju\ od pół godziny, kiedy, spojrzawszy przez okno, dostrzegła dwie postacie,
wysuwające się ście\ką z lasku. Pukiel czerwonawych włosów i kokieteryjny kapelusz mógł
nale\eć do jednej tylko osoby - a jej towarzysz nie był nikim innym, tylko Aladynem!
Policzki Huldy pałały, oczy zdawały się rzucać iskry spoza białej woalki. Idąc, wytwornym
ruchem unosiła spódniczkę, wybierając suche miejsca dla bucików na wysokich obcasach.
Rebeka osunęła się na dywanik le\ący przed kominkiem i oparła głowę o siedzenie wielkiego
fotela. Przeraziła ją burza, która się nagle zerwała w jej sercu. Było ponad jej siły
zrezygnować z cząsteczki przyjazni pana Aladyna na rzecz Huldy - Huldy tak jasnej, zalotnej
i ładnej. Emmę z radością dopuszczała do uczestnictwa w tej cennej przyjazni.
Nagle cichutko otwarły się drzwi i ktoś wszedł do pokoju. Równocześnie dobiegł ją dobrze
znany głos:
- Mówiła mi panna Maxwell, \e zastanę tu pannę Rebekę Randall.
Dziewczynka drgnęła na dzwięk tego głosu i zawołała radośnie:
- Pan Aladyn! Tak się bałam, \e nie będzie pan miał czasu, aby nas odwiedzić!
- Co znaczy to "nas"? Ciotek tu nie ma, prawda? Ach, myśli pani o tej bogatej córce kowala,
której nazwiska nigdy nie mogę zapamiętać. Czy i ona jest tutaj?
- Tak, mieszkamy w jednym pokoju - odpowiedziała z uśmiechem Rebeka.
Adam nie widział jej ju\ od kilku miesięcy, chciał się więc niejednego dowiedzieć o \yciu
szkolnym. Pytał się ju\ nawet Morrisona, jakie postępy robi Rebeka w nauce.
- No, mała moja panienko - rzekł powstając. - Czas pomyśleć o podró\y do Portland.
Odbędzie się tam jutro posiedzenie dyrektorów kolei. Staram się zawsze skorzystać z tej
sposobności, aby odwiedzić szkołę i dać parę cennych moich rad w jej kwestiach
wychowawczo_finansowych.
- Takie to dziwne, \e pan jest kuratorem szkolnym - rzekła Rebeka w zamyśleniu. - Nie
wydaje mi siÄ™ pan do tego stworzony.
- Zgadzam się z panią najzupełniej - odpowiedział. - Co prawda - dodał ze smutkiem -
godność kuratora szkolnego przyjąłem jedynie przez pamięć mojej biednej matki, która
ostatnie swoje szczęśliwe lata spędziła tutaj.
- Musiało to być ju\ dawno temu.
- Mam teraz trzydzieści jeden lat, choć ju\ białe nitki ukazują się we włosach. Matka moja
wyszła za mą\ miesiąc po ukończeniu studiów, a umarła, gdy miałem lat dziesięć. Czy
chciałaby pani zobaczyć ją, panno Rebeko?
Dziewczynka wzięła portrecik i zachwyciła się białoró\ową twarzyczką, tak ufną i słodką, \e
wyraz jej trafiał wprost do serca.
- Och, jaka\ cudna twarz, jak kwiat - szepnęła cichutko.
- Ten kwiat musiał znieść niejedną burzę - odpowiedział pan Adam powa\nie. - Umarła z
braku miłości, opieki i starania, a ja nie mogę jej zapomnieć. Wszystko co mam, wydaje mi
się bez wartości, odkąd nie mogę się tym z nią podzielić.
Był to nowy, nieznany Aladyn i serce Rebeki zabiło dla niego współczuciem i zrozumieniem.
- Pańska matka powinna być szczęśliwa! Powinna \yć, aby widzieć, jak jej syn staje się silny
i dobry. Moja matka zawsze jest smutna i zapracowana, raz jednak słyszałam, jak patrząc na
Janka, mówiła: On mi wszystko wynagrodzi. Tak samo myślałaby i pana matka, gdyby \yła -
a mo\e myśli, czy\ wiemy?
- Pocieszycielko ty mała - rzekł serdecznie pan Adam, podnosząc się z krzesła.
Gdy Rebeka powstała, na rzęsach jej wisiały jeszcze łzy i Adam ujrzał nagle nowe, nie znane
mu dotÄ…d zjawisko.
- Do widzenia - rzekł, ujmując jej wąską, śniadą rączkę i dodał, jak gdyby ją widział po raz
pierwszy: - "Czerwona jak ró\a i biała jak śnieg" staje się inną dziewczynką! Jest tak wysoka,
\e sięga mi prawie do ramienia. Jak\e\ się to stało? Jak obejdzie się Aladyn bez małej
pocieszycielki i przyjaciółki? Nie lubi dorosłych, młodych dam, w pięknych sukniach z
długimi trenami. Boi się ich i nudzi w ich towarzystwie.
- O, panie Aladynie! - wykrzyknęła Rebeka \ywo, biorąc \art jego zupełnie powa\nie. - Nie
mam jeszcze skończonych lat piętnastu. Za trzy lata dopiero będę dorosłą młodą damą.
ProszÄ™, niech mnie pan nie opuszcza!
- Nie, nie opuszczę. Przyrzekam - rzekł Adam. - Panno Rebeko - spytał po chwili - kim jest ta
młoda osoba, ze ślicznymi, czerwonymi włosami i manierami miejskiej panny? Sprowadziła
mnie ze wzgórka.
- To Hulda Meserve z Riverboro.
Adam wziął Rebekę pod brodę i zajrzał jej w oczy słodkie, czyste, dziecięce i niewinne, i
rzekł powa\nie:
- Nie stań się do niej podobna, Rebeko. Kwiatów koniczyny, rosnącej na polach Słonecznego
Potoku, nie mo\na wiązać w jeden bukiet z pysznymi słonecznikami. Zbyt są zdrowe, słodkie
i wonne...
XXIII. Splot trudności
Rozdział XXIII
Splot trudności
Minął pierwszy rok pobytu Rebeki w Wareham. Uczyła się przez całe wakacje, jesienią zaś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]