[ Pobierz całość w formacie PDF ]
płat jęzora otarł się o stopy Mowgliego.
Siostro! wyszeptał chłopiec, głaszcząc olbrzymiego zwierza z lekka, ale nieprze-
rwanie po szyi i kołyszącym się grzbiecie. Uspokój się! Uspokój się! To wina nocy,
nie twoja!
Tak, wszystkiemu winne te nocne zapachy odrzekła Bagheera ze skruchą.
To powietrze tak na mnie poóiałało& ono wprost jakby krzyczy na mnie! Ale skąd ty
wiesz o tym wszystkim?
Powietrze dokoła wsi indyjskiej jest w rzeczy samej przesycone wszelkimi zapacha-
mi, a dla stworzeń, które nieomal wszystkie swe spostrzeżenia zawóięczają powonieniu,
zapach bywa czymś tak oszałamiającym jak muzyka lub wyskokowe napoje dla luói.
Mowgli jeszcze przez chwilę głaóił puszystą sierść Bagheery, aż w końcu wielka pantera
ułożyła się na ziemi jak kot grzejący się przed kominkiem, przymrużywszy oczy i podku-
liwszy nogi pod siebie.
Tyś jest z kniei i nie z kniei. Cóż ja znaczę przy tobie& ot, zwykła Czarna Pantera!
Ale ja ciebie kocham, Braciszku!
Coś tam oni długo gawęóą pod figowcem mruknął Mowgli, nie zwracając
uwagi na zdanie ostatnie. Pewno im tam Buldeo naplótł niestworzonych óiwów. Ale
wkrótce chyba tu nadciągną, by wywlec z pułapki kobietę i jej męża i wrzucić ich mięóy
Czerwone Kwiecie! Ho! Ho! Będą się mieli z pyszna, gdy nie znajdą nic w pułapce!
O, nie! Posłuchaj mruknęła Bagheera. Już krew we mnie ostygła, więc po-
zwól, że ja tam pójdę! Niewielu bęóie śmiałków, którzy będą mieli ochotę wydalać się
z domów, gdy mnie zobaczą! Toż mi nie pierwszyzna sieóieć w klatce& a nie przypusz-
czam, by chciano krępować mnie powrozami.
No, urządz wszystko sprytnie! roześmiał się Mowgli, bo i jemu przyszła ochota
na podobne figle. Tymczasem pantera już wśliznęła się do izby.
ru ar ki in Druga księga dżungli 31
Brr! rozległo się jej mruczenie. To miejsce przesiąkło wonią Człowieka, ale
barłóg jest taki sam, na jakim wylegiwałam się w królewskim zwierzyńcu udajpurskim.
Trzeba się trochę wyciągnąć! Do uszu Mowgliego doszedł chrzęst sznurów wiszącego
łoża, prężących się pod ciężarem cielska pantery. Na Wyłamaną Kratę, óięki któ-
rej oóyskałam wolność! Luóie gotowi pomyśleć, że schwytali zdobycz nie lada! Chodz
tu i usiądz przy mnie, Braciszku! Zaśpiewamy im we dwójkę nasze hasło: Pomyślnych
łowów! .
Nie! Powziąłem zgoła inną myśl. Luókie stado nie powinno wieóieć, że maczam
palce w tej całej sprawie. Poluj na własną rękę. Ja nie pragnę ich oglądać!
Niechże tak bęóie rzekła Bagheera. Oto oni nadchoóą.
Pogwarka pod drzewem figowym stawała się coraz głośniejsza już z końca wsi po-
częły dobiegać jej urywki. Naraz rozległy się luókie choć raczej nieluókie wrzaski
oraz tętent kroków gromady. Pod woóą Strzelca Buldea i bramina ciągnęła tłuszcza męż-
czyzn i kobiet zbrojnych w pałki, k3e bambusowe, sierpy i noże, wrzeszcząc wniebogłosy:
Czarownik i czarownica! Zaraz się przekonamy, czy rozpalone żelazo nie zmusi ich
do wyznania winy. Spalić im dach nad głową! Niech mają naukę za to, że uóielali schro-
niska wilkołakowi! Nie! Nie! Nie! Wprzód trzeba ich wygrzmocić k3ami! Hej, przynieść
żagwi! Więcej żagwi! A hukn3 no ze swej strzelby na rozgrzewkę!
Wyłamanie drzwi okazało się przedsięwzięciem dosyć trudnym, były bowiem mocno
zaryglowane. W końcu jednak tłum dał sobie z nimi radę, wyrywając je wraz z zawiasami.
Zwiatło pochodni wpłynęło jaskrawą smugą w mroczną głąb izby i oczom napastników
przedstawił się widok grozny.
Rozciągnąwszy się całą długością ciała na wieśniaczym łożu, skrzyżowawszy straszliwe
łapska ponad jedną z jego krawęói czaiła się czarna jak smoła straszna jak wcielenie
diabła olbrzymia, grozna Bagheera.
Pierwsze szeregi przybyłych jęły cofać się od progu. Nastała chwila rozpaczliwego
milczenia. W tęż chwilę Bagheera podniosła w górę drapieżną paszczę i ziewnęła prze-
ciągle, z namysłem, wyniośle i okazale jak ziewała zawsze, ilekroć zamierzała wydrwić
kogoś z równych sobie.
Nastrzępiona wąsami warga górna uniosła się i odgięła wstecz; czerwony jęzor wy-
winął się w trąbkę, dolna szczęka jęła opadać i opadać coraz niżej, odsłaniając niemal
do połowy przepastną czeluść gorejącej garóieli, a olbrzymie psie zębiska wychylały się
z wolna na samą krawędz óiąseł aż znienacka zwarły się z sobą wśród głośnego łoskotu
przypominającego nagłe zatrzaśnięcie rygli kasy ogniotrwałej.
W chwilę pózniej ulica była pusta jakby wymarła. Bagheera jednym susem prze-
saóiÅ‚a okno i stanęła pobokw ¹ Mowgliego, wsÅ‚uchujÄ…c siÄ™ w piekielnÄ… wrzawÄ™ luókiego
motłochu, gnającego w trwoóe na łeb, na szyję ku zagrodom.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]