[ Pobierz całość w formacie PDF ]

razu nie wrócił do tego, co powiedziała, kiedy czekali przed salą operacyjną. Leżą już w łóżku, starają się
nie dotykad, każde pod swoją kołdrą. W mieszkaniu panuje spokój, liczba uśpionych główek na
poduszkach nareszcie się zgadza. Można wreszcie z ulgą odespad szpitalne noce na twardym krzesełku
przerywane codziennie o szóstej mierzeniem temperatury. Teresa przymyka oczy, usiłuje przywoład
obraz Marcina, jego twarz, dłonie, głos, ale łapie się na tym, że robi to jakby tylko z przyzwyczajenia.
Obrazy nie napływają, są zamazane, a jeśli już się pojawiają, to nie budzą żadnych emocji. Raczej pytanie:
czy było warto?
Przez kolejne dni zaczyna do niej docierad, że pierwszy raz od lat dostrzega swojego męża, czuje zapach
jego wody toaletowej, słyszy barwę jego głosu. Cały czas ma przed oczami jego sylwetkę pochyloną nad
szpitalnym łóżeczkiem, przygarbioną, wczorajszy zarost na policzkach, zaparowane szkła okularów, kiedy
czytał malej o Muminkach. Nie rozmawiają wiele, ale pewnego dnia, kiedy Teresa wraca z pracy, on już
jest w domu, czeka na niÄ… przy kuchennym stole.
- Muszę polecied do Francji w lipcu na negocjacje z inwestorem - mówi i dodaje z wahaniem: - Może
wybrałabyś się ze mną? Pobylibyśmy chwilę sami bez dzieci, przyda nam się taki wyjazd.
Ona, niespodziewanie dla samej siebie, zgadza się i wtedy dostrzega, że jej mąż uśmiecha się z wyrazną
ulgą, jakby cały czas martwił się, że ona odmówi. Przecież zawsze odmawiała, zawsze wolała siedzied w
domu, od lat nie byli nigdzie razem tylko we dwoje.
Paula spodziewała się, że poród zacznie się w jakiś spektakularny sposób. W lipcowym upale spuchły jej
kostki u nóg, a brzuch uniemożliwiał normalne siedzenie czy chodzenie. Spędzała dnie, półleżąc na
kanapie w pokoju, ciesząc się w duchu, że okna wychodzą na północ, dzięki czemu mieszkanie wydawało
się chod odrobinę chłodniejsze niż upalne ulice. Ograniczyła spacery do codziennej przechadzki do sklepu
po gazety i owoce i leniwie pogryzając czereśnie, wyobrażała sobie ten moment, kiedy wreszcie poczuje
pierwsze skurcze. Oczyma duszy widziała coś w rodzaju sceny koocowej z filmu Dziewięd miesięcy: siebie
z mężem w restauracji, w sukni wieczorowej, nagłe ukłucie bólu, strumieo wód tworzący kałużę na
posadzce, szaleoczą jazdę do szpitala z mężem za kierownicą... Z drugiej strony zdawała sobie sprawę, że
ani nie ma wieczorowej sukni, ani też nie wytrzymałaby wizyty w eleganckiej restauracji. A zresztą
musiałaby do sukni włożyd basenowe klapki - jedyne buty, w jakie była w stanie wcisnąd spuchnięte
stopy.
Wszystko jednak rozegrało się zupełnie inaczej. Pewnego ranka Marcin zawiózł ją z samego rana do
szpitala na kolejne badanie kontrolne. Miała stamtąd wrócid taksówką do domu. Leżała na boku na
wąskiej niewygodnej leżance, z pasem ciasno oplatającym brzuch, podczas gdy obok kardiotokograf
wypluwał jednostajnie zadrukowane wykresy. I już prawie przysypiała w dusznym pomieszczeniu, kiedy
wyrwał ją z zamyślenia jakiś pisk, i dopiero po chwili zorientowała się, że tym, co jednostajnie, męcząco
piszczy, jest właśnie aparat, a liczby na jego wyświetlaczu powoli spadają z bezpiecznych stu czterdziestu
do stu dwudziestu, stu i niżej. Paula ledwie zdążyła się zaniepokoid, kiedy do pokoju wbiegła
zaaferowana lekarka.
- Jedziemy na górę. Zostanie pani w szpitalu i jeśli dobrze pójdzie, już dzisiaj dzidziuś będzie z panią -
zawołała, zerknąwszy na wykres. Właściwie od tamtej chwili Paula pamięta tylko coś jak luzne sceny z
filmu albo fragmenty niespokojnego snu: jazda wózkiem na oddział, telefon do Marcina.
- Zostaję, będę rodzid.
- Jak to zostajesz? Jeszcze trzy tygodnie do terminu.
- ZostajÄ™, coÅ› jest nie tak z dzieckiem.
Zapamiętała chirurga, który kazał jej liczyd do dziesięciu, i swoje przebudzenie przy trzech, jaskrawe
lampy na suficie, anestezjologa klepiÄ…cego jÄ… po policzku.
- Gratulacje, ma pani syna!
- Zdrowy? - udało jej się wyszeptad i znów odpłynęła.
Obudził ją po raz kolejny jakiś lekarz zmieniający kroplówkę. Ból z rany na brzuchu powoli przebijał się do
jej świadomości, do uszu docierało regularne pikanie jakiegoś urządzenia, do którego najwidoczniej była
podłączona. Kiedy przebudziła się znowu, chyba już wieczorem, bo niebo za oknem przybrało odcieo
błękitu zmieszanego z szarością, pierwszą rzeczą, jaką poczuła, był ciepły i suchy dotyk na jej dłoni.
Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą twarz męża, ciemne oczy wpatrzone w jej twarz. Uśmiechnęła się w
odpowiedzi na jego uśmiech.
- Byłaś bardzo dzielna, aniołku.
- Widziałeś go? - zapytała zachrypniętym głosem.
W gardle jej zaschło i natychmiast chwycił ją atak kaszlu. Ostry ból brzucha natychmiast wyrwał z
otępienia, skrzywiła się.
- Widziałem. Jest... piękny. Jest nasz.
- Pawełek? - spytała.
- Niech ci będzie - uśmiechnął się Marcin w odpowiedzi. - Powiem siostrze, że się obudziłaś, to go
przywiozÄ….
Dziecko w plastikowym wózku na stelażu jest zaskakująco duże. Paula, patrząc na syna, nie jest w stanie
przez chwilę uwierzyd, że jeszcze wczoraj mieścił się cały w jej brzuchu. Maleoka różowa twarzyczka
marszczy się, momenty niespokojnego snu: jazda wózkiem na oddział, telefon do Marcina.
- Zostaję, będę rodzid.
- Jak to zostajesz? Jeszcze trzy tygodnie do terminu.
- ZostajÄ™, coÅ› jest nie tak z dzieckiem.
Zapamiętała chirurga, który kazał jej liczyd do dziesięciu, i swoje przebudzenie przy trzech, jaskrawe
lampy na suficie, anestezjologa klepiÄ…cego jÄ… po policzku.
- Gratulacje, ma pani syna!
- Zdrowy? - udało jej się wyszeptad i znów odpłynęła.
Obudził ją po raz kolejny jakiś lekarz zmieniający kroplówkę. Ból z rany na brzuchu powoli przebijał się do
jej świadomości, do uszu docierało regularne pikanie jakiegoś urządzenia, do którego najwidoczniej była
podłączona. Kiedy przebudziła się znowu, chyba już wieczorem, bo niebo za oknem przybrało odcieo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed