[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 W każdym razie  powiedziała kobieta  sprawiał wrażenie, że wie,
dokÄ…d idzie.
Stella pokiwała głową, tak naprawdę nie słuchała zbyt uważnie.
Wciąż przyciskała dziecko do siebie, na pół świadomie wypowiadając
słowa podziękowania. Azy ulgi wciąż spływały obficie po jej policzkach.
W końcu cała trójka wsiadła do samochodu, by przekazać dobrą
nowinę poszukującemu policjantowi i sąsiadom. Dojeżdżali już do koń-
ca ulicy, kiedy Burt raptownie zahamował.
 Ale gafa!  zawołał.  Mogłem zapytać, czy ich gdzieś nie podwiezć.
Jest strasznie zimno.
Zawrócił, kobiet jednak już nie było. Stella spojrzała na zegarek.
Odkąd ruszyli nie minęły nawet dwie minuty. Zaczęli się z Burtem roz-
glądać, ale nigdzie nie było po nich śladu.
 Dziwne  powiedziała Stella.  Dopiero odjechaliśmy, powinny tu
gdzieś być. Ciekawe, gdzie się podziały.
 Rozejrzyjmy się jeszcze trochę  zaproponował Burt.  Pojedzmy w
tamtym kierunku. Może zatrzymały się, żeby gdzieś odpocząć.
Przez dziesięć minut zjezdzili wzdłuż i wszerz całą ulicę, wyglądając
kobiet, które okazały się takie dobre dla ich dziecka.
58
TL R
 Czuję się okropnie  powiedziała Stella.  Były dla Austina takie
uczynne, a my nawet nie zaproponowaliśmy, że podwieziemy je do do-
mu.
 Może ich dom leży gdzie indziej  powiedział Burt po dłuższej chwi-
li namysłu.
Zapadła cisza. Kobieta przypomniała sobie słowa swojej modlitwy.
Chroń go, ześlij anioły...
 Burt  powiedziała cicho.  Ty chyba nie próbujesz powiedzieć mi,
że to były anioły.
 Stella, daj spokój. To były po prostu miłe kobiety, które zrobiły do-
bry uczynek podczas spaceru.
 Masz racjÄ™.
Zamyśliła się. W Vancouver pewien mężczyzna wpadł do podobnego
rowu i ugrzązł w błocie. Niemal zamarzł, zanim go wyciągnięto. Wzru-
szyła ramionami. Czterolatek nie zaszedłby tak daleko.
 Kimkolwiek były te kobiety  powiedziała  z całą pewnością były
odpowiedziÄ… na nasze modlitwy.
Kiedy dojechali do domu, wysiedli z samochodu i, trzymajÄ…c siÄ™ za
ręce, niemal w podskokach pobiegli do drzwi.
 Znalezliśmy go prawie milę stąd  opowiadała Stella.  Trzy kobiety
chodziły z nim i pilnowały, czy nie dzieje mu się nic złego.
 Dzięki Bogu  powiedziała sąsiadka. Wychodząc pocałowała Austi-
na w policzek.
Do pokoju wszedł Daniel, który zaczął się już o brata poważnie mar-
twić. Cała rodzina złapała się za ręce, tworząc krąg.
 Martwiliśmy się o ciebie, Austin  powiedziała łagodnie Stella.
 Wiem, mamusiu. Nie pójdę więcej do domu Michaela Jordana. Na-
stępnym razem on przyjdzie do mnie.
 To dobrze, skarbie  rzekł Burt.
Stella uśmiechnęła się, chowając zimne dłonie chłopca w swoich.
59
TL R
 Posłuchaj, pamiętasz te panie, które pomogły ci i zaopiekowały się
tobÄ…?
 Tak, mamusiu  malec pokiwał głową.  Były obce.
 Były obce, ale nie bałeś się ich, prawda?
 Nie były bardzo miłe.
 Zaopiekowały się tobą. Powiedziały ci, jak się nazywają?
 Powiedziały, że zesłał je Bóg. Co to jest anioł, mamusiu?
Zapadła cisza. Stella, Burt i Daniel zbliżyli się do chłopca zacieka-
wieni.
Rodzice spojrzeli na swojego synka, a potem na siebie nawzajem.
Poczuli na ramionach gęsią skórkę. Cicho, po raz pierwszy w życiu Burt
polecił całej rodzinie złapać się za ręce. Zamknął oczy, pochylił głowę.
Kiedy przemówił, w jego głosie czuć było wielkie wzruszenie i powagę.
 Panie, nie znamy twoich planów i nie chcemy udawać, że znamy
odpowiedzi. Wiemy jednak, że dziś twoja boska moc przyszła z pomocą
naszemu synkowi  Austinowi. Dzięki ci, Panie, za wysłuchanie naszych
modłów i bezpieczne sprowadzenie go do domu. Boże  głos Burta drżał
z emocji  dzięki ci za prostą wiarę naszych dzieci. Dzięki za twoje bo-
żonarodzeniowe anioły.
Zwięta dłoń Boga
Było Boże Narodzenie. Kramerowie spędzali wspaniałe święta wspól-
nie w domu, w samym sercu stanu Nowy Meksyk. PomijajÄ…c prezenty,
wszyscy członkowie rodziny byli niezwykle wdzięczni za dary, których
nie można było zapakować i położyć pod choinką. Brian pracował jako
menedżer w lokalnej firmie, Anna zaś była w czwartym miesiącu ciąży z
ich trzecim dzieckiem. Pięcioletnia Kari i czteroletnia Kiley były zdrowe i
60
TL R
szczęśliwe. Stanowiły dla rodziców niewyczerpane zródło radości. Szcze-
rze mówiąc, rodzina Kramerów nie mogła chyba być szczęśliwsza.
Po spędzeniu pierwszego dnia świąt w domu, pojechali samochodem
do niewielkiego miasteczka oddalonego o dwadzieścia minut jazdy od
Santa Fe. Ponieważ rodzice Briana pochodzili stamtąd, znał on okolicę i
cała rodzina mogła rozkoszować się przejażdżką i malowniczym górskim
krajobrazem.
 Popatrz, stoją tu od lat i nigdy się nie zestarzeją  powiedział trzy-
mając żonę za rękę, kiedy chodzili po górach niedaleko Santa Fe.  Bóg
wie, jak tworzyć piękne rzeczy.
 Bez wątpienia wie  powiedziała Anna, kładąc sobie rękę na brzu-
chu.
Wizyta u rodziców była wspaniała. Dwa dni śmiechu i świetnej za-
bawy szczególnie dla dzieci. W końcu jednak trzeba było wracać do do-
mu. Kiedy pakowali się i żegnali z rodzicami Briana, padał lekki śnie-
żek.
 Nie cierpię prowadzić w śniegu  powiedziała Anna, kiedy już
wsiadali do auta.
 Wiem, dlatego ja poprowadzę  odparł spokojnie Brian.  Mnie ta-
ka pogoda nie przeszkadza. Pomódl się tylko o bezpieczny powrót.
Kobieta pokiwała głową i cicho poprosiła Boga, by strzegł ich w dro-
dze do domu. Starała się nie obawiać czekającej ich drogi. Wyjrzała
przez okno, trzeba przyznać, że śnieg był naprawdę piękny. Powoli opa-
dał na ziemię i wyglądał jak świeżo rozsypany cukier puder.
Droga z Santa Fe była dwu , miejscami trzypasmowa. Od domu ro-
dziców Briana wznosiła się łagodnie, mijając dwa niewielkie miasteczka,
po czym opadała, przez około dwadzieścia mil, schodząc w dolinę, w
której wreszcie stawała się płaska.
Choć ruch był niezbyt duży, Brian jechał powoli i ostrożnie, świa-
domość tego, że pod śniegiem, którym przyprószona była jezdnia znaj-
61
TL R
dowała się cienka warstwa lodu. Większość mijających ich samochodów
miała założone łańcuchy na kołach. Brian przed zimą zmienił jedynie
opony na zimowe. Mimo to Anna czuła się zdenerwowana, odkąd tylko
wjechali na wiodący w dół odcinek trasy. Mąż spojrzał na nią z ciepłym
uśmiechem.
 Nie bój się kochanie, damy radę.
 Wiem, wiem  odpowiedziała Anna.  Po prostu chciałabym już być
w domu.
 Wkrótce dojedziemy. Spróbuj się odprężyć.
Anna pokiwała głową, cały czas jednak była spięta. Droga wydawała
się strasznie śliska, mimo że Brian jechał naprawdę wolno. Kiedy wje-
chali na szczególnie stromy odcinek, Brian zwolnił jeszcze bardziej, aby
mieć pewność, że nie stracą przyczepności. Ni stąd, ni zowąd tył samo-
chodu zaczął zarzucać. Auto tańczyło od jednego pobocza do drugiego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed