[ Pobierz całość w formacie PDF ]

malarzy Indiany - a nie tylko jako, niech mi będzie wolno powiedzieć, dobry ojciec i
wspaniały architekt.
W ogóle upieram się, \e artystom nale\y prze-szkadzać, szczególnie je\eli od
początku pracy nad dziełem idzie im dobrze. Ja sam, gdy czytam jakąś powieść albo
oglądam sztukę czy film, i zostało jeszcze sporo rozdziałów czy scen, słyszę w mózgu
wariację na temat i ju\, i ju\, i ju\ mojej siostry, a brzmi to: Kończ ju\, kończ ju\,
kończ ju\. Kończ, na miłość boską. No właśnie; a gdy dochodzę do dwóch trzecich
własnej powieści czy sztuki, zdarza się, \e nagle czuję dziwną lekkość i ulgę, jakbym
płynął małą \aglówką do domu, z wiatrem w plecy. Bo osiągnąłem znacznie więcej,
jeśli akurat miałem dość szczęścia, ni\ mogłem się spodziewać gdy wyruszałem na
morze.
Wyznanie to mo\e wydać się ludziom pozbawio-nym poczucia humoru równie
obcią\ające i bar-barzyńskie jak marzenia mojej siostry, by przemknąć przez Luwr na
wrotkach. Przynajmniej jest prawdzi-we. Błagam więc ich, by zapomnieli o
wszystkich moich zrodzonych z obłędu potworach, i pomyśleli o tragedii
szekspirowskiego Hamleta, akt III, scena czwarta - zostały jeszcze trzy akty, jeszcze
dziewięć scen. Hamlet zabija niewinnego, wiernego, nudnego starucha, Poloniusza,
wziąwszy go za świe\o upieczo-nego mę\a matki. Spostrzega, kogo zamordował, i
oznajmia z co najmniej mieszanymi uczuciami:
Nieszczęsny, wścibski, nadgorliwy głupcze, \egnaj!*
* Przekład S. Barańczaka. U Barańczaka Hamlet przekłuwa Poloniusza w 3. scenie
aktu III.
I ju\, i ju\, i ju\. Niech nikt się nie rusza.
Wprowadzcie człowieka z Porlock. Kurtyna. The end. Reguła, którą nazywam:
Dwie Trzecie Arcydzieła To A\ Nadto znajduje często potwierdzenie nawet w tak
krótkich formach, jak niniejszy artykuł. Teraz zrobię to, co mama nazywała
dokończeniem, które, jeśli nie chcę zaprzeczyć sam sobie, musi być tak puste jak
rozmowy pod koniec przyjęcia, te wszystkie:
O Bo\e, jak pózno, Zdaje się, \e brakło lodu i Pamiętasz, gdzie poło\yłaś
płaszcz? Jest taki wzór na napisanie dobrze skonstruowanej trzyaktówki; nie wiem,
skąd pochodzi, a brzmi tak:
Akt I - pytajnik. Akt II - wykrzyknik. Akt III - kropka. A poniewa\ ludzie normalni
chcą we wszys-tkich dziedzinach sztuki tylko pytajników i wykrzyk-ników, znaczenie
kropki jest dla mnie właśnie do-kładnie takie samo, jak kariery malarskiej ojca i sios-
try, czyli \adne - zero, nic.
Je\eli zaś chodzi o faceta z Porlock w jego powsze-dnim trudzie, i krzywdę, jaką
podobno wyrządził Coleridge owi, nale\y postawić pytanie, czy rzeczy-wiście
pozbawił czegokolwiek miłośników poezji. Gdy nieszczęsny, wścibski, nadgorliwy
głupiec wlazł tam, gdzie go nie proszono, Coleridge miał ju\ na papierze trzydzieści
wersów, a ostatnie z nich to:
Raz dziewczę z cymbałkami
Stanęło w mym widzeniu
Etiopskie rysy miała
I na cymbałkach grała
Pieśń o aborskiej górze *
Dziewczę z cymbałkami*! Co za poezja!
Gdyby człowiek z Porlock był moim słu\ącym,
a ja wiedziałbym dokładnie, co tam się wyprawia
* przekład J. Pietrkiewicza.
z drugiej strony drzwi, wysłałbym go natychmiast,! gdy tylko Coleridge napisał dwa
pierwsze wersy:
W Xanadu kazał Kubla Chan wznieść cud
Pałac rozkoszy, gdzie przepych bez końca;
(I tu artykuł kończy się, powiedziawszy wszystko, co było do powiedzenia, w dwóch
trzecich długości). Ja sam od czasu do czasu tworzę obrazy. Na tytułowej stronie
Dodatku mo\na zobaczyć typowy przykład mojej grafiki. Kilka lat temu (w 1980
roku) miałem nawet własną wystawę rysunków w Green-wich Village, nie dlatego, \e
były dobre, ale dlatego, \e jestem sławny.
Kiedyś zrobiłem zdjęcie na okładkę ksią\ki mojej \ony, Jill Krementz. Ustawiła
aparat, powiedziała, gdzie mam stanąć i jak przycisnąć migawkę. Po ukazaniu się
ksią\ki, z moim nazwiskiem pod zdję-ciem, właściciel pewnej galerii zaproponował
mi autorską wystawę moich zdjęć. Byłaby to wystawa nie tylko jednego autora, ale i
jednego zdjęcia. To właśnie jest sława. Dopadnie człowieka wszędzie. Zazdrość was
z\era, co?
(Jestem trzecim z kolei członkiem amerykańskiej gałęzi rodu, po moich córkach,
Nanette Prior i Edith Squibb, który miał własną wystawę; drugim, po moim synu,
Marku, który spędził jakiś czas w domu wariatów; pierwszym, który rozwiódł się i
o\enił ponownie. O moim krótkim pobycie w wariatkowie opowiem pózniej. To ju\
tyle lat, trzy czy cztery ksią\ki temu).
W końcu udało mi się napisać ksią\kę o malarzu. Nosi tytuł Sinobrody, a pomysł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed