[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ekran, nic więcej. No, więc patrz ten sam bar, oświetlony neonowymi reklamami. Od baru
wstaje mężczyzna, może być podobny do mnie i rusza w stronę drzwi. Wstał, potyka się o
25
krzesło, kopie je, popycha stoliki, spadają z nich butelki piwa, wywracają się popielniczki. Ale
nikt nie protestuje bar jest niemal zupełnie pusty. Nie ma nawet barmana, który pewnie polewa
w toalecie włosy zimną wodą. Jest kobieta ani piękna, ani brzydka, ani dobra, ani zła. Kobieta.
Ona też zrywa się od baru, staje i krzyczy do odchodzącego mężczyzny: Mimo wszystko będę
cię kochała.
A mężczyzna nawet się nie odwraca, dochodzi do drzwi zatrzymuje się.
Jan! krzyczy ona.
Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? mruczy on, niby do niej, ale zbyt cicho by go usłyszała.
Jan, przecież nie możesz tak odejść, zbyt wiele nas łączyło.
Niby co? Tych parę pocałunków, uścisków, westchnień?
To też się liczy, a poza tym było coś znacznie więcej.
Ale nie umiesz tego czegoś określić, nazwać? Myślisz, że byliśmy razem, ale w gruncie
rzeczy jak zdefiniować bycie razem? To, że często się spotykamy, częściej niż z innymi? Z każdym
możesz często się spotkać nawet z jakimś interesującym, choć obcym ci facetem. Przegadacie
całą noc, może nawet popadniecie we wzajemna fascynację, co wcale nie oznacza, że będziecie
razem. No, może ten jeden raz, przy świetle księżyca.
O czym ty mówisz? Recytujesz, jak z jakiejś durnej książki.
Właśnie czytasz tę książkę, i mam wrażenie, że cię wciąga.
Głupie książki nie robią na mnie wrażenie, tym bardziej mnie nie wciągają. Przestań
błaznować, powiedz dlaczego nie chcesz ze mną porozmawiać poważnie, dlaczego udajesz
patetycznego głupca? Nie zasłużyłam na to. Być może nie byłam idealną dziewczyną, ale nie
byłam też taka zła.
Dobrze, że uczyłaś się w szkole o czasie przeszłym i właściwie go używasz.
To jest także czas przyszły!
Nie ma już dla nas czasu przyszłego. Dla ciebie tak, dla mnie owszem, ale razem
stanowimy przeszłość. I to taką, o której trzeba jak najszybciej zapomnieć.
Czyś ty zwariował? Jedziesz do Nowego Jorku, co mi, faktycznie, niezbyt się podoba, ale
przecież kiedyś wrócisz. Miałam nadzieję, że jeszcze w tym roku się pobierzemy, że tu, na miejscu
będziemy budować naszą przyszłość.
I nazwałaś mnie palantem.
No i co z tego? Zresztą ty naprawdę jesteś palantem, jeśli za takie niewinne słówko obrażasz
się, i zrywasz ze mną. Przecież to nie ma sensu.
Nie ma, rzeczywiście, nie ma. Mężczyzna, nie odwracając się do kobiety, popycha drzwi
baru i wychodzi. W chłodną, deszczową, listopadową noc. Ale gdy tak powoli kroczy ulicą, do
jego uszu docierają strzępy jej rozpaczliwych zawołań:
Bo prawda jest taka, że kogoś masz. Ja też mogę mieć. Ale na razie nie chcę. To znaczy jest
mi wszystko jedno. A nawet jeszcze mniej. Urodziłeś się głupi i głupi umrzesz. Myślisz, że twardo
stąpasz po ziemi, bo cieszy cię, gdy krzywdzisz innych. Ale to jest gówno, a nie twarda ziemia.
Grzęzniesz w gównie. Co tam gówno: twoja twarda ziemia to mąka. A ktoś, kto idzie po mące,
musi kiedyś się w niej utopić. Udusisz się, nikt cię nie usłyszy, nikt ci nie pomoże. Jezu najsłodszy,
co ja bredzÄ™?
Mężczyzna skręca w jakąś wąską uliczkę, już nie słyszy swej byłej ukochanej, niknie w
mroku.
Stefan zamilkł. Wychylił do końca szklankę i popatrzył gdzieś w dal; obecność Karola zdała
mu się tylko iluzją. Karol natomiast miał wrażenie, że gdzieś już widział ten film. A przynajmniej
26
bardzo podobny i być może to była teatralna sztuka. Tak, przecież w Pogardzie , której próbę
widział kilka dni temu występuje kobieta porzucona tuż przed ślubem przez ukochanego. Bo jego
ciągnęło gdzieś w świat i do innych kobiet.
Ja już, Stefan, widziałem ten film. Karol miał nadzieję, że zaskoczy swego sąsiada tym
odkryciem..
Być może, wielu z nas w nim grało. Ten film miał milion wersji i wciąż kręcą nowe.
***
Błazen. Błazen, albo wręcz przeciwnie: ktoś, kto wiele przeżył, chce się tym z innymi
podzielić, ale nie umie; wymyśla jakieś niestworzone, na pozór, sytuacje, w których umieszcza
siebie, a właściwie kogoś na swoje podobieństwo. Kobieta, którą pragnie opisać, wymyka się
literackim możliwościom raz opowiada o dziwce, drugim razem zaś o kobiecie skrzywdzonej.
Ale zawsze dochodzi do rozstania, niby z jej powodu, ale tak naprawdÄ™ to on odchodzi. Tak czy
inaczej jego opowieści są nieco komiczne, tak, jakby wychodziły z ust... błazna. Takiego błazna
naszych czasów. Karol nie mógł przestać myśleć o wizycie Stefana u poprzedniego wieczora. Z
jednej strony bardzo chciał poznać przeszłość swojego sąsiada, tym bardziej, że jego ostatnia
historia przypominała mu sztukę, w której grała Karina. Z drugiej zaś sądził, że Stefan niczego
mu więcej o swej byłej ukochanej nie powie.
Karol szedł w kierunku zakładu pogrzebowego zbliżał się wieczór, ale firma krewnego
Stefana pracowała do póznej nocy, właściwie 24 godziny na dobę.
Przyjrzę się zakładowi z oddala, stanę za rogiem, może gdzieś w pobliżu znajdę ukrytą w
drzewach ławeczkę. Tak, trzeba prowadzić wywiad gospodarczy, choćby we własnym zakresie i
na własny użytek, szczególnie jeśli chodzi o przyszłe miejsce pracy. Ale to na pewno dobry
zakład. Szef nie prosił mnie o natychmiastową decyzję wręcz przeciwnie, prosił o głęboki
namysł. Sam też musi się zastanowić, czy mu odpowiadam, przeanalizować wszelkie za i
przeciw. Z pewnością myśli, że mam wysokie oczekiwania finansowe niech tak myśli, dobrze
rokujących pracowników trzeba dobrze opłacać. A ja rokuję.
Karol doszedł do ulicy, na której znajdował się zakład. Poszukał odpowiedniego punktu
obserwacyjnego znalazł go w końcu w bramie jednej ze starych kamienic. Przylgnął twarzą do
brudnej szybki drzwi i wbił wzrok w szyld Eternus . Kilka minut pózniej przed zakładem
zatrzymała się znajoma czarna furgonetka. Z zakładu wyszedł szef, jak poprzednio ubrany w
czarny garnitur. Towarzyszyło mu dwóch mężczyzn, równie eleganckich elegancją zakładów
ostatniej przysługi prawdopodobnie pracowników firmy. Kierowca furgonetki otworzył tylnie
drzwi pojazdu i wszedł do jego środka. Po chwili wysunął w kierunku pozostałej trójki jakiś
pakunek, przypominający stos sklejek. Ale kiedy Karol bardziej wytężył wzrok, okazało się, że
były to lustra. Zresztą szef zdjął jedno luster, oparł o ścianę i gładził ręką jego taflę.
Boże, przecież to lustro jest pęknięte, zupełnie jak moje szepnął zdumiony Karol.
Zdziwienie jego wzrosło, gdy zobaczył, że szef Eternusa zbliża się w kierunku bramy, w której
się ukrył.
Dzień dobry, panie Karolu rzucił szef w stronę drzwi, ukrywających Karola.
Dzień dobry wyjąkał zdumiony księgowy, nie wychodząc zza drzwi skąd pan wie, że tu
jestem.
Mam dwie wersje odpowiedzi. I chyba skorzystam z obu. A więc spodziewałem się pana
jest pan człowiekiem ambitnym, nowoczesnym; chciał pan złożyć mi taką, powiedzmy, wizytę
27
[ Pobierz całość w formacie PDF ]