[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do garderoby. Po raz pierwszy złamał swą żelazną zasadę, żeby nie otwierać się przed
kobietÄ….
I teraz za to zapłaci.
R
L
T
Lindsay założyła granatową spódnicę i skrzywiła się, zasuwając zamek. Wiedziała,
że będzie jej w tym stroju gorąco i niewygodnie.
Zaledwie przed kilkoma dniami spódnica całkiem jej odpowiadała, ponieważ pa-
sowała do samopoczucia.
Teraz wydawała się... nieodpowiednia. Czy miała wybór?
Kiedy Natalya pojawiła się w drzwiach, nie kryła zdziwienia na widok torby po-
dróżnej i Lindsay gotowej do wyjścia.
- Och... przyszłam pani powiedzieć, że za godzinę signor Capelli leci do Rzymu.
Widzę jednak, że ktoś już przekazał pani wiadomość.
O tak, przekazał, nie pozostawiając żadnych wątpliwości.
Lindsay mogła mieć pretensje wyłącznie do siebie. Alessio w przypływie słabości
zwierzył się ze swojej przeszłości. Jak mogła sądzić, że mimo to potraktuje ją inaczej niż
dotychczasowe kochanki?
I co ją opętało, by wyznawać mu miłość?
Tuż potem wyskoczył z łóżka, jak pilot katapultujący się z samolotu.
- Dziękuję, Natalyo. - Zdobyła się na uśmiech. - Będę na przystani za godzinę.
Alessio Capelli nie marnował czasu... Ale czego mogła się spodziewać?
Powiedziała mu, że go kocha i bliskość między nimi zaczęła niknąć w oczach.
Tak zwykle kończyły się namiętne romanse.
Tak się działo, kiedy się ulegało  chemii".
Mogła żałować, że zdobyła się na osobiste pytania albo że złożyła wyznanie. Ni-
czego to nie zmieniało. Koniec i tak był nieuchronny.
Gdyby mogła cofnąć czas, postąpiłaby tak samo.
Lindsay siedziała w skórzanym fotelu, udając, że studiuje papiery rozłożone na ko-
lanach. Co jakiś czas robiła notatki na marginesie. Pisała bzdury, bo nie była w stanie
skupić się na czytaniu. Głowę miała pełną myśli o mężczyznie, który siedział naprzeciw.
Nie był już zmysłowym kochankiem; wchodząc na pokład swego odrzutowca,
Alessio Capelli znów stał się bezwzględnym prawnikiem. Bezustannie rozmawiał przez
telefon, głównie po włosku, z różnymi osobami, najwyrazniej potrzebującymi jego rady.
R
L
T
Po jednej z rozmów spojrzał na Lindsay i powiedział z pozoru obojętnym tonem:
- Mam nagraną wiadomość od Dina. Wygląda na to, że z twoją siostrą wrócił do
Rzymu.
- O, to świetnie.
- Mówi, że są zaręczeni.
- Bardzo siÄ™ cieszÄ™.
- Cieszysz się? - Alessio nie krył zdziwienia. - Jak możesz się cieszyć? Sądziłem,
że to ostatnia rzecz, jakiej być sobie życzyła.
- Sam mi radziłeś, bym przestała żyć cudzym życiem. - Odwróciła głowę w stronę
okna. Nie tylko tego ją nauczył. Inne rzeczy na pewno zapamięta do końca życia. - Mam
nadzieję, że będą szczęśliwi.
- Z pewnością będą sobie skakać do oczu - mruknął. - Skończy się tak, że będziesz
im udzielać porad.
- A jak nic nie wskóram, to ty ich rozwiedziesz.
- Zamieszkaj ze mną w Rzymie. - Alessio rzucił tę propozycję tak niespodziewa-
nie, że przez moment Lindsay nie była pewna, czy się nie przesłyszała.
- SÅ‚ucham?
- To się nie musi tak kończyć, Lindsay.
Była gotowa zgodzić się na wszystko, byle spędzić z nim jeszcze trochę czasu. Pa-
sowali do siebie pod wieloma względami, ale...
Jak mogła powiedzieć: tak, wiedząc, że Alessio nic do niej nie czuje? Nie stać ją
było na związek bez miłości - nie chciała płacić wysokiej ceny.
- Oferujesz mi posadę kochanki? - próbowała obrócić propozycję w żart. - Cóż,
widzę pewne niezaprzeczalne korzyści. Po pierwsze, dostanę ten specjalny numer telefo-
nu i chcąc się z tobą skontaktować, nie będę musiała płaszczyć się przed recepcjonistką.
- Czy to oznacza, że się zgadzasz?
Zamrugała powiekami, żeby nie zobaczył łez.
- Nie, Alessio. Jak mogłabym się zgodzić?
- Bo tego chcesz.
R
L
T
- Nie - powtórzyła spokojnie. - Nie chcę takiego związku. Dziś rano wyznałam ci,
że cię kocham, ale ty nie chcesz o tym słyszeć.
- Nie przywykłem do takich słów, bo jako dziecko ich nie słyszałem.
Lindsay przez chwilę milczała, a potem wzięła głęboki wdech.
- Powiem ci prawdę o moich rodzicach. Nie byli szczęśliwym małżeństwem. Nie
słyszałam u nich słowa: kocham. Aączyła ich bardzo silna namiętność i niewiele więcej. -
Uśmiechnęła się z przymusem. - Pożądali się tak mocno, że schodzili się i rozstawali,
znów do siebie wracali i tak w kółko. Nie znosili swojego towarzystwa poza sypialnią. -
Przerwała, analizując wyraz jego twarzy, ale Alessio spojrzeniem zachęcił, żeby mówiła
dalej. - Jako siedmiolatka zastanawiałam się, dlaczego nie próbują ze sobą rozmawiać.
Nigdy nie rozmawiali. To był jakiś koszmar. Przez pięć minut panowała u nas euforia, bo
tatuś wrócił do domu, potem znikał z mamą w sypialni, a po paru godzinach znów za-
czynali awantury.
- ...których byłyście świadkami...
- Owszem, byłyśmy świadkami awantur i ich igraszek... bo rodzice nie widzieli po-
trzeby, żeby się kryć. Myślę, że byli niedojrzali jak dzieci. - Westchnęła. - Nie wiem, co
było gorsze, ich kłótnie czy rozwód? Ruby była owocem jednej z wielu prób godzenia się
rodziców. Jej narodziny jeszcze pogorszyły sytuację. Opieka nad niemowlęciem utrud-
niała matce związek z ojcem, więc po prostu zrezygnowała z tej opieki.
- A kto się zajmował Ruby?
- Ja. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed