[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie znam - odburknął Pat. - Po prostu zlokalizujcie samochód.
Zatrzymajcie go i aresztujcie kierowcę. Wysoki mężczyzna o ciemnych
włosach.
- Czy jest uzbrojony? - padło kolejne pytanie.
- Chyba nie! - W tym momencie przypomniał sobie o pistolecie, który
zwrócił Chase'owi jakiś tydzień temu i dodał: - Może być uzbrojony. -
Pomyślał o temperamencie Tylerów. Gdy się rozzłościli, zwłaszcza jeśli
chodziło o ich kobiety, potrafili być bardziej niebezpieczni niż broń
palna. - Uznaj go za niebezpiecznego. Prawdopodobnie sprzeciwi siÄ™
aresztowaniu. Postaraj się nie używać siły. Niedawno miał pęknięte
żebra.
- Ten opis pasuje do Chase'a Tylera.
- Bo to jest Chase Tyler - powiedział Pat.
- Czegoś nie rozumiem, szeryfie Bush. Za co mamy aresztować Chase'a?
- Za niebezpieczne myśli. Po prostu odnajdzcie samochód i zatrzymajcie
go.
- Sassafras Street, Sassafras Street - mamrotał do siebie Chase, kierując
się w stronę willowej dzielnicy. - Gdzie, do diabła, znajduje się Sassafras
Street?
Miasto, w którym dorastał, wydało mu się nagle obcym terenem. Nie
mógł sobie przypomnieć, które ulice biegną równolegle, a które się
przecinają. Zaklął i walnął pięścią w kierownicę małego czerwonego
samochodu Devon. Kto by pomyślał, że ten Harrison mógł terroryzować
kobietę przez telefon! Chase spotkał go tylko raz, w biurze. Harrison
zrobił na nim korzystne wrażenie, ale teraz nie potrafiłby go nawet opisać.
Niczym nie zwracał na siebie uwagi.
- Obślizgły skur... - wycedził Chase przez zęby. Pamiętał, jak roztrzęsiona
była Marcie po każdym jego telefonie.
Dlaczego nie skonsultowali siÄ™ z psychiatrÄ… zamiast oficerem policji?
Ktoś, kto poznał prawa rządzące psychiką ludzką, mógł dostarczyć im
opisu charakteru, który być może wskazałby im Harrisona z otoczenia
Marcie. Teraz, gdy to właśnie on okazał się tym mężczyzną, było to
krystalicznie jasne dla Chase'a. Miał apodyktyczną, wiecznie krytykującą
go żonę i mnóstwo kompleksów. Zdecydowanie powinni udać się do
psychiatry. Harrison był psychopatą.
A jeśli opowiadanie o seksualnych perwersjach już go nie
satysfakcjonuje? Może już zdecydował się wprowadzić w życie swoje
grozby?
- Cholera! - Chase mocniej przydusił pedał gazu.
Zdumienie Marcie szybko przeobraziło się w gwałtowny atak paniki.
Chciał, żeby się bała. I bała się.
- Tak więc to pan jest tym indywiduum, które do mnie wydzwaniało. Jest
pan z siebie dumny?
- Nie próbuj się oszukiwać, Marcie. Przyznaj, że cię przestraszyłem.
- Nie przestraszyłeś mnie ani odrobinę. - Przejęła jego formę per ty. -
Wywołałeś jedynie wstręt i współczucie.
- Skoro nie przestraszyłaś się, to dlaczego poszłaś do szeryfa?
Próbowała zachować obojętny wyraz twarzy, by nie dostrzegł jej
zdenerwowania. Jednocześnie myślała intensywnie, w jaki sposób
wydostać się z pokoju i z tego domu. Gdy będzie już na zewnątrz, może
rzucić się biegiem i krzyczeć o pomoc.
Muszę starać się uniknąć jakiegokolwiek fizycznego kontaktu z nim".
Już sama myśl o tym, że może jej dotknąć, przyprawiała ją o mdłości. Był
bez broni, miał drobną budowę ciała. Mimo to wątpiła, czy zdołałaby go
pokonać, gdyby doszło do szarpaniny. Mógł ją też zranić i wtedy obrona
byłaby bezskuteczna.
Nie, z pewnością nie posunie się tak daleko - uspokajała się. - Nie będzie
próbował mnie zgwałcić. Zechce tylko sterroryzować".
- Czy nie sądziłaś, że zorientuję się, iż zainstalowano podsłuch przy
twoim telefonie? - zapytał sarkastycznym tonem, przypominającym jej
nocny koszmar. - Już pierwszy raz, gdy zadzwoniłem i usłyszałem cichy
brzęk, odłożyłem słuchawkę.
- Widocznie miałeś z tym już wcześniej do czynienia.
- Och, tak. Jestem w tym doprawdy dobry. Ekspert. Najlepszy.
- Muszę ci powiedzieć, że nie jesteś szczególnie oryginalny. W istocie
otrzymywałam bardziej interesujące telefony niż twoje.
- Zamknij się! - Jego głos nagle zyskał na mocy i pojawiły się w nim
wysokie tony. Stało się to dla niej ostrzeżeniem. Twarz nabiegła mu
krwią, a oczy zwęziły się, tworząc złowieszcze szparki. - Zdejmij bluzkę!
- Nie. - Może gdyby ryknęła na niego wulgarnie, podszyłby go strach i
skłonił do ucieczki.
Tymczasem wykonał trzy kroki w jej kierunku.
- Zdejmij bluzkÄ™!
Za jej plecami znajdowała się pusta szafa. Mogła do niej wejść i zamknąć
się od środka, a następnie poczekać, aż ktoś zauważy jej nieobecność i
przybędzie tutaj. Namacała za sobą klamkę od drzwi.
- Szafa nie ma zamknięcia, jeśli o tym myślisz - powiedział i zarechotał w
dobrze jej znany sposób.
Miał rację. Drzwi szafy nie miały zamknięcia. Rzuciła szybkie spojrzenie
w kierunku okna. Było zabite gwozdziami.
Jedyna droga ucieczki prowadziła przez drzwi wychodzące na korytarz.
Ale Harrison blokował dostęp do nich. Będzie musiała zwabić go na
środek pokoju, bliżej siebie.
Dławiąc w sobie wstręt i dumę, sięgnęła ręką do najwyższego guzika
bluzki. Dlaczego nie ubrała się w kostium zamiast w bluzkę i spódnicę?
%7łakiet spełniłby bardzo pożyteczną rolę w opóznieniu tego obrzydliwego
striptizu.
- Pospiesz się! - rozkazał. - Zdejmij to z siebie. Chcę zobaczyć twoją
skórę.
Marcie powoli rozpinała guziki.
- Mój mąż rozerwie cię na strzępy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]