[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rozmieścił na skrzydłach własnych snajperów - najlepszych jakich miał. Gdy Sten rozkazał pchnąć
naprzód ślizgacze, wyczuł, że Sind przysunęła się bliżej. Kątem oka dostrzegł, iż dziewczyna
lustruje teren w poszukiwaniu ewentualnego zródła zagrożenia.
Zagrożenia dla Stena.
Obsady wyrzutni wychyliły się, aby wycelować, i zostały zastrzelone. Z trzewi budynku wybiegły
jakieś postacie, żeby zastąpić martwych współtowarzyszy. Nie dało się poznać, czy byli to
żołnierze z armii członków rady, cywile, funkcjonariusze tajnej policji czy zwykli ochroniarze.
Zagdakały salwy. Nowe obsady nie zdążyły dotrzeć na miejsce. Przy trzeciej próbie zaczęło
wyraznie brakować ochotników.
- Panie Kilgour?
Alex wydał nowe rozkazy, a Sten zagonił swój zebrany naprędce oddział szturmowy do przedziału
desantowego opancerzonego transportowca.
- Nie zważaj na przepisy drogowe - rozkazał kierowcy Alex. - I wal z wszystkich luf. Ruszamy!
Wieżyczki pojazdu plunęły ogniem, gąsienice zmiażdżyły porzucone wyrzutnie. Po chwili
masywny trak staranował główne wejście i wpadł do obszernego atrium. Rampa opadła z hukiem.
Zaraz za Stenem wybiegła reszta  ekipy do spraw aresztowań . Admirał ujrzał zielonkawe
fontanny i szczątki jakiegoś wysokiego, uschniętego już drzewa. To na nim właśnie
transportowiec wyhamował swój pęd. Przy okazji obalił martwy pień. Sten zerknął na miniaturowy
mapnik.
Wejście do bunkra... tam. Wolniej, do cholery! Nie chcę, żeby ktoś ginął mi w ostatnim
momencie! Dobra rada, pomyślał zaraz. Też mógłbyś się do niej zastosować. Co za pożytek z
admirała poległego pod koniec tej... wojny? Rewolty? Tego powstania? Cokolwiek to było,
zasłużyło na nieco więcej niż przypis w encyklopedii.
Schodzili coraz niżej, aż do samych fundamentów. Sind i Alex trzymali się blisko Stena, gdy ten
przemykał od węgła do węgła niczym nader ostrożny wąż.
Bez potrzeby. Nikt nie próbował powstrzymywać trójki intruzów.
Malperin i Lovetta znalezli w pokoju konferencyjnym. Siedzieli bez ruchu i zdawało się, że nie
słyszą rozkazów Stena.
Sind przyjrzała się tej dwójce. Oto nędznicy, którzy jeszcze niedawno władali jej życiem.
Sten rozpoznał w oczach dziewczyny cień współczucia.
Kilgour powtórzył rozkazy Stena.
W końcu dotarło. Wstali. Po wnikliwym przeszukaniu, bez protestów dali się wyprowadzić. Sten
odniósł wrażenie, że czują niemal ulgę, że to już po wszystkim... Zastanowił się, czy wytrwają w tej
apatii aż do rozpoczęcia procesu.
Rozdział 36
- Siadaj, Sten - powiedział Wieczny Imperator. - Ale najpierw nalej dwie porcje.
Doświadczenie podpowiedziało Stenowi, że zaproszenie do picia jest równoważne z komendą
 spocznij , jednak w tych okolicznościach zaiste trudno było spocząć. Wiele lat minęło od chwili,
gdy wychylił z szefem ostatnią szklankę stregga. Na dodatek wtedy sądził, że przydomek
 Wieczny jest tylko tytularny. A w ogóle rzadko o tym myślał. Sten zauważył, że imperator wziął
raczej skromny łyk trunku, więc poszedł w jego ślady.
- Dziękuję ci za wszystko - zaczął władca. - Chociaż słowa to za mało. Przynajmniej ja tak
uważam.
Sten zastanowił się, co jest grane. Mimo swobodnej postawy, imperator zagajał nader oficjalnie.
Takie zachowanie wróżyło jakąś niespodziankę. Sten miał tylko nadzieję, że nie będzie się ona
zbytnio wiązać z jego osobą. Ujrzał, że władca marszczy czoło i spogląda na ledwo napoczęty
drink. Po chwili marsowa mina zniknęła, podobnie jak i zawartość szkła. Imperator podsunął
podajnik po nową porcję. Sten wypił swoje i wypełnił obowiązek. Poczuł, jak ciepło rozpływa mu
się po wnętrznościach, ale odprężenie nie przyszło. Najbardziej ze wszystkiego chciał zapytać
imperatora, jak on to zrobił? Gdzie był przez te długie lata? Co poczynał? I jak, do diabła, ocalał?
Chociaż lepiej nie pytać. Imperator zawsze zazdrośnie strzegł swoich tajemnic.
- Ostatnim razem, gdy się widzieliśmy, robiłem co w mojej mocy, aby cię awansować - powiedział
władca. - Odrzuciłeś propozycję. Mam nadzieję, że rezygnowanie z promocji nie weszło ci w
nałóg.
Oho, zaczyna się. Sten zebrał się w sobie.
- Co powiesz na posadę szefa Korpusu Merkurego? - spytał imperator. - Podniosę etatowy stopień
dowódcy i dam ci drugą gwiazdkę. Może być, admirale?
- Admirale w stanie spoczynku, sir - wykrztusił Sten. Musiał działać szybko. - Nie chcę wyjść na
niewdzięcznika, ale nie, dziękuję. Proszę.
Imperator znów zmarszczył czoło. Po czym nieco się rozchmurzył.
- Czemu? - spytał tonem nakazującym udzielenie szybkiej odpowiedzi.
- Całe życie uprawiałem żołnierkę. Działałem w służbie publicznej, można powiedzieć. Spotkała
mnie za to nagroda większa, niż śmiałem marzyć. Byłem nikim. Zmieciem z Vulkana. Teraz
jestem admirałem. A pan chce dodać mi jeszcze drugą gwiazdkę. Dziękuję, sir, ale nie. Muszę
zacząć własne życie. Znalezć sobie jakieś miejsce między cywilami. Wcześniej sobie nie
poradziłem, nadal nie czuję się w pełni na siłach, ale obecnie pragnę właśnie tego. Czas na zwykłe,
ludzkie sprawy.
Sten pomyślał o Lisie Haines i o tym, jak miłe życie by go czekało, gdyby okoliczności nie
zrządziły inaczej. Cały czas mówił z oczami opuszczonymi, dopiero teraz spojrzał wprost na
Wiecznego Imperatora. W jego zrenicach czaił się gniew.
- Nie jestem dobry w wyjaśnianiu, sir - dodał. - Wiem, że wszystko plączę. Ale komuś takiemu jak
ja nie przychodzi to Å‚atwo.
I zamilkł. Imperator sam powie, co o tym myśli. Po chwili władca zmienił wyraz twarzy, wypił
połowę drinka i położył nogi na biurku.
- Rozumiem - stwierdził. - %7łądam od ciebie ofiary. Kolejnej wielkiej ofiary. Ale nie wiem, czy
pojmujesz obecnÄ… sytuacjÄ™.
Dokończył trunek ze szklaneczki, pochylił się, zahaczył butlę palcem i nalał.
Wypili. Znów nalał.
- Spójrz tylko na ten bajzel, w którym tkwimy - ciągnął imperator. - Miliony głodują. Nie mają
pracy. Niemal wszystkie rządy są bliskie upadku. Samo dostarczenie stosownych ilości AM2 we
właściwe miejsca będzie koszmarem. A to dopiero początek, reszta jest jeszcze trudniejsza. I jak
ze wszystkim dać sobie radę bez pomocy?
Sten potrząsnął głową. Nie znał odpowiedzi.
- To skąd to zdziwienie, gdy proszę kogoś takiego jak ty, z wieloletni stażem w służbie publicznej,
jak sam powiedziałeś, aby został teraz ze mną? Gdzie indziej znajdę kogoś o podobnym
doświadczeniu?
- Tak jest, sir - zameldował Sten. - Rozumiem, ale...
- %7ładnych  ale , młody Stenie. Pomyśl. Nie proszę dla siebie, lecz w imieniu twojego imperium.
Jak możesz odmówić? No jak możesz spojrzeć mi w oczy i odmówić pomocy? Ale nie odpowiadaj
od razu. Zapomnij o Korpusie Merkurego Mam lepszy pomysł. Zrobię cię moim specjalnym
pełnomocnikiem Z uprawnieniami dość szerokimi, byś mógł zażegnać dowolny problem. Będziesz
pomagał mi w negocjacjach z głowami rządów, w sytuacjach kryzysowych czy wymagających
zakulisowych działań. Twoje pierwsze zadanie: wynagrodzenie Bhorów. Chciałbym zrobić dla nich
coś szczególnego, jako dla najbardziej lojalnych poddanych. To ty ich znalazłeś, jak pamiętam.
- Tak jest, sir.
- Właśnie. Szykuj wielką celebrę w Gromadzie Wilka. Dla uczczenia mojego powrotu i
zwycięstwa nad tymi, którzy ogłosili się moimi wrogami. Chcę, byś mnie reprezentował. Nikt
lepszy nie przychodzi mi do głowy. Możesz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed