[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wychodziło na cmentarz.
-Potrzeba by było stu ludzi i stu lat, by odnalezć to złoto - powiedziała, wskazując łańcuch gór otaczający
dolinÄ™ ze wszystkich stron.
Właściciel ziemski żałował w skrytości ducha, że właśnie tu powstał cmentarz - widok stąd był przepiękny,
a przecież nieboszczycy nie mieli z tego żadnego pożytku.
-Przy innej okazji chciałbym porozmawiać o tym cmentarzu - zwrócił się do proboszcza. -
W zamian za tę działkę obok kościoła mogę zaproponować dla zmarłych inną lokalizację, całkiem
niedaleko stÄ…d.
-Kto zechce wybudować dom tam, gdzie leżały kiedyś kości zmarłych?
-Na pewno nikt stąd, ale ludzie z wielkich miast marzą o domu letniskowym z pięknym widokiem na góry.
Wystarczy poprosić mieszkańców Viscos o dochowanie tajemnicy. Dzięki temu więcej pieniędzy
wpłynęłoby do gminnej kasy, co bardzo by się nam przydało.
-Masz całkowitą rację. Wystarczy tylko nakło nić wszystkich do milczenia, a to nie powinno być wcale
trudne.
I nagle rozmowa się urwała. Zapadła cisza, długa cisza, której nikt nie śmiał przerwać. Obie kobiety
podziwiały piękny widok z okna, ksiądz gładził figurkę z brązu, właściciel ziemski dolał sobie wina, kowal
przesznurował obydwa buty, burmistrz bez przerwy spoglądał na zegarek, jakby chciał dać do zrozumienia,
że śpieszy się na inne spotkanie.
Ale każdy z nich zdawał się być przykuty do swojego miejsca. Wszyscy wiedzieli, że ani jeden mieszkaniec
Yiscos nie sprzeciwi się sprzedaży przykościelnego terenu, gdy pojawi się pierwszy lepszy kupiec. Ludzie
tylko na to czekali, aby do mieściny, której groziło zniknięcie z mapy świata, przybył na stałe ktoś nowy,
nawet gdyby nie dostali za to ani grosza.
A gdyby mogli coś zyskać?
Gdyby mogli na tym zarobić dość pieniędzy, by starczyło do końca życia im i ich dzieciom?...
Nagle uderzył ich podmuch gorącego powietrza. Ksiądz postanowił przerwać milczenie.
-Co więc proponujecie?
Pięć par oczu spojrzało na niego.
-Jeśli mieszkańcy istotnie dochowają tajemnicy, to sądzę, że możemy prowadzić dalsze negocjacje -
odezwał się właściciel ziemski, dobierając z rozwagą słowa, które mogły być odczytane na wiele sposobów,
w zależności od punktu widzenia.
-To dzielni, pracowici i dyskretni ludzie - podjęła właścicielka hotelu, stosując tę samą strategię. - Przecież
dziś rano, gdy piekarz rozwożący chleb próbował się czegoś dowiedzieć, nikt nie pisnął ani słowa. Myślę, że
możemy im zaufać.
Znów zapadła cisza. Tym razem ciężka, nieznośna. Ale trzeba było ciągnąć tę grę. Kowal zebrał się na
odwagę i powiedział:
- Dobrze wiemy, że problem tkwi nie tyle w dys krecji mieszkańców, ile w tym, że jest to niemoralne i nie
do przyjęcia.
- Co takiego?
- Sprzedaż uświęconej ziemi.
Te słowa wywołały westchnienie ulgi pośród zebranych. Teraz można było prowadzić dyskusję nad
moralnością, grunt bowiem został już przygotowany od strony praktycznej.
- Naprawdę niemoralne jest przyglądać się bezradnie, jak nasze Yiscos chyli się ku upadkowi - odezwała się
żona burmistrza. - %7łyć ze świadomością, że jesteśmy ostatnimi, którzy tu mieszkają, że marzenia naszych
dziadków, naszych przodków, Ahaba czy Celtów za kilka lat się rozwieją. Wkrótce i my opuścimy to
miasto. Pójdziemy do domu starców albo zdołamy ubłagać nasze dzieci, żeby nas przygarnęły do siebie.
Wtedy zamieszkamy w wielkim mieście i niedołężni, zagubieni, będziemy tęsknić za Yiscos i narzekać,
żeśmy nie umieli przekazać młodemu pokoleniu spuścizny naszych ojców.
- Masz rację - przytaknął kowal. - Niemoralne jest życie, jakie wiedziemy. Pomyślcie tylko, gdy Yi scos
upadnie, te pola staną się ugorem albo będą sprzedane za bezcen. Buldożery wytyczą nowe drogi i ostatnie
zabudowania zrównają z ziemią. Hale ze stali i szkła zastąpią piękne domy, które nasi przodkowie
zbudowali własnymi rękoma. Nowi właściciele tych ziem przyjeżdżać będą tylko na parę godzin od czasu
do czasu, bo mieszkają daleko stąd. I to myśmy do tego doprowadzili. Cóż za hańba dla naszego pokolenia!
Pozwoliliśmy wyjechać naszym dzieciom, nie potrafiliśmy ich tutaj zatrzymać.
-Musimy chronić nasze rodzinne miasto za wszelką cenę - odezwał się bogaty właściciel ziemski, być może
jedyny, który zyskałby na upadku Viscos, bo mógłby kupić tereny za marne grosze i drogo sprzedać je
jakiemuś wielkiemu przedsiębiorcy. Ale nie był zainteresowany oddaniem za bezcen ziemi, która mogła
skrywać fortunę.
-A co ksiądz o tym myśli, księże proboszczu? -
zapytała właścicielka hotelu.
-Jedyne na czym się znam, to moja religia. A ona mówi, że poświęcenie jednego człowieka uratowało całą
ludzkość.
Zamilkł na chwilę, sprawdzając, jakie wrażenie wywarły jego słowa na rozmówcach.
-Muszę się teraz przygotować do mszy. Może spotkalibyśmy się wieczorem? - spytał.
Wszyscy pośpiesznie przytaknęli, jakby spadł im z serca wielki ciężar. Ustalili godzinę i zaczęli gorączkowo
udawać ludzi bardzo zajętych.
Jedynie burmistrz zachował spokój i na progu zakrystii zakończył stanowczym tonem:
-To bardzo ciekawe, co ksiądz powiedział. Wspaniały temat na piękne kazanie. Sądzę, że wszyscy
powinniśmy się zjawić na dzisiejszej mszy.
Chantal szła zdecydowanym krokiem do skał ułożonych w formie litery Y, rozmyślając o tym, co zrobi, gdy
już wezmie złoto. Wróci do domu, przebierze się, schowa do plecaka dokumenty i skromne oszczędności,
pójdzie szosą w stronę doliny i będzie łapać jakiś samochód. Tej decyzji już nie zmieni. Ci ludzie nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed