[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bują nie ulec wzajemnej fascynacji.
Fotografka o imieniu Angelina była młodsza niż Mo,
a także niższa i miała bardziej zaokrąglone kształty. Za-
chowywała się trochę jak nawiedzona artystka, robiąc tyle
szumu i zamieszania, jakby miała jakąś epokową misję do
spełnienia.
W końcu Mo i Matt zasiedli obok siebie na wyściełanej
ławeczce umieszczonej na rufie gondoli, a Angelina za-
chęcała ich, by mocniej się przytulali. Mo wsparła głowę
na piersi Matta, który tak lekko, jak to tylko było możliwe,
objął ją ramieniem. Wyraźnie starał się unikać zbyt intym-
nego kontaktu. Błyskom flesza aparatu towarzyszyły entu-
zjastyczne okrzyki pani fotograf. Kiedy jednak Angelina
zaczęła nalegać, żeby młoda para się pocałowała, Mo
i Matt zgodnie zaprotestowali.
- Takich ujęć mamy już na pęczki - wyjaśnił Matt.
Uśmiechnął się porozumiewawczo do Mo, która odpo-
wiedziała mu podobnym uśmiechem. Reakcja Matta nieco
ją zraniła, ale Mo powtarzała sobie, że przecież wszystko
dzieje się zgodnie z jej wolą, a Matt zachowuje się jak
prawdziwy dżentelmen.
Po zakończonej sesji zdjęciowej pożegnali Angelinę
i Mo uznała, że to już koniec atrakcji na dziś. Zaczęła
podnosić się z ławeczki, ale w tym samym momencie gon-
dolier odepchnął łódź wiosłem od nabrzeża. Mo z głu-
chym uderzeniem opadła z powrotem na siedzenie.
- Nic ci się nie stało? - zatroskał się Matt.
- Oczywiście, że nie, ale dlaczego płyniemy?
- Pewnie dlatego, że znajdujemy się na wodzie - od-
parł spokojnie Matt.
- Nie żartuj. Po prostu nie wiedziałam, że wybieramy
się na nocną przejażdżkę gondolą. Nie jestem pewna...
- Czego?
- Czy mam na to ochotę - dokończyła Mo.
Znajdowali się już daleko od przystani i płynęli powoli
wzdłuż kanału. Łagodny plusk wody usypiał ich jak ko-
łysanka. Prawdę mówiąc, było cudownie.
- Możemy kazać wioślarzowi zawrócić - powiedział
szorstkim tonem Matt.
Mo z westchnieniem usadowiła się wygodniej na ławe-
czce i spoglądała w granatowe niebo. Gondolier skręcił
w inny kanał, szerszy i gorzej oświetlony niż poprzedni.
Płynęli teraz niemal w całkowitych ciemnościach. Myśli
Mo poszybowały swoim torem.
Księżyc był już niemal okrągły. Zbliżała się pełnia. Na
bezchmurnym niebie gwiazdy świeciły tak samo jak
w każdym innym zakątku świata. Mo zrozumiała, że przez
cały dzień unikała podjęcia decyzji w sprawie wspólnego
pokoju tylko dlatego, że w głębi duszy mocno, gorąco
pragnęła Matta.
Siedział obok niej sztywny jakby kij połknął i patrzył
w dal. Zerknęła na jego klasyczny profil, widoczny w sła-
bym blasku księżyca i świetle nielicznych latarni ustawio-
nych wzdłuż kanału. Zaciśnięte usta, marsowa mina...
Mo delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu. Drgnął
jak oparzony i spojrzał na nią.
- Piękna noc, prawda? - zagadnęła Mo.
Matt milczał.
- To wstyd zepsuć taką przejażdżkę.
Mo zbliżyła twarz do twarzy Matta jego oczy jarzyły
się jak dwa węgielki.
- Czyżbyśmy ją psuli?
- Do tej pory nic innego nie robimy. - Ostrożnie objęła
Matta za szyję i lekko pogłaskała po karku. - Co o tym
myślisz?
- O czym?
Najwyraźniej nie zamierzał niczego jej ułatwiać.
Mo tymczasem nie miała wielkiej wprawy w uwodze-
niu mężczyzn. No cóż, do odważnych świat należy, po-
myślała.
- Żeby naprawdę pocałować swoją nieprawdziwą
żonę.
- Podoba mi się ten pomysł. - Matt przysunął się do
niej bliżej. - Nawet bardzo.
Nie tracąc czasu na zbędne słowa, wpił się ustami w jej
wargi. Mo jęknęła z rozkoszy. Poczuła się jak w niebie.
Zamknęła oczy i całym ciałem chłonęła nieziemskie do-
znania.
W pewnej chwili nieco oprzytomniała. Tempo, jakie
narzucił Matt, okazało się dla niej zbyt szybkie. Jeszcze
nie była gotowa na wszystko. Zwłaszcza że tuż obok znaj-
dował się obcy człowiek.
- Matt... - powiedziała cicho, przerywając ich pocałunek.
- Co się stało? - Matt ugryzł lekko koniuszek jej ucha,
wprawiając ciało Mo w kolejne drżenie.
- Mamy świadka.
- On jest do tego przyzwyczajony.
- Ale ja nie jestem.
- Wobec tego poprosimy go, żeby zawrócił do przy-
stani. Co ty na to? - Matt musnął wargami kark Mo.
- Potem szybko pójdziemy do hotelu i naszego pokoju
- dodał szeptem.
- Dobrze - odparła krótko Mo.
- Jesteś pewna, że masz na to ochotę? - Matt z napię-
ciem popatrzył jej w oczy. - Pewna na sto procent?
Mo zawahała się przez chwilę.
- Jestem pewna. Na dziewięćdziesiąt osiem procent.
- Skąd te dwa procent wątpliwości?
- Na przykład ciągle się zastanawiam, czy nie je-
stem dla ciebie namiastką Kay.
- Oj, Mo - powiedział z rozdrażnieniem Matt i chwy-
cił ją za ramiona. - Posłuchaj mnie uważnie. Twoja teoria
na temat Kay jest kompletnie bez sensu. Oboje pragniemy
siebie nawzajem i tylko to się liczy. Romantyczna sceneria
[ Pobierz całość w formacie PDF ]