[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wzgórzu górującym nad portem. Marynarz widział swój statek, który
w dole, w odległości około kilometra, stał zacumowany do
nadbrzeża. Na statku panował gorączkowy ruch. Dzwigi pracowały
bez ustanku wydobywajÄ…c z luk Kuretake Maru ciemnobrÄ…zowÄ…
rudę i usypując z niej spory nasyp na nadbrzeżu. Tutaj podjeżdżały
wielkie platformy kolejowe, na które inne dzwigi załadowywały
rudę. Niedaleko od miejsca postoju statku, na tym samym nadbrzeżu,
sterczała górka ciemnożółtego piasku.
Ten widok tak się podobał Mudżibarowi, że z powrotem
powędrował do salki, w której leżał, wyciągnął aparat fotograficzny,
wrócił do okna i pstryknął kilka zdjęć. Na szczęście miał w aparacie
kolorowy film, a i w zapasie kilka takich rolek.
Teraz choremu marynarzowi czas zaczął schodzić coraz
przyjemniej. Fotografował współtowarzyszy niedoli, personel
pielęgniarski i lekarski, a kiedy pozwolono mu już wychodzić do
ogrodu, także budynki szpitala. Nie zapominał oczywiście o swoim
statku. Codziennie dokonywał przynajmniej jednego zdjęcia
Kuretake Maru , z którego wnętrza pracowicie wydobywano dzień
i noc coraz to nowe tony rudy.
Po kilku dniach nastąpiła zmiana, którą Mudżibar Sattar
natychmiast zauważył. Oto statek przesunął się nieco na prawo.
Obecnie cumował przy ciemnożółtym piasku, zaś dzwigi portowe
ładowały
130
ten piasek w opróżnione z rudy luki. Tej zmiany obywatel
Bangladeszu nie omieszkał uwiecznić na kliszy.
Ale za trzy dni już nie było co fotografować. W nocy statek nagle
zniknął. Zniknęły też obie hałdy. Jedna, ta żółta w lukach Kuretake
Maru , druga pociągami pojechała w głąb kraju. Nadbrzeże zostało
dokładnie oczyszczone. Teraz zacumował tu inny statek wyglądający
na karzełka w porównaniu z masowcem, który odpłynął. Z tej
drugiej jednostki wyładowywano jakieś kontenery.
Mudżibar Sattar trochę się zaniepokoił, że jego jednostka
wypłynęła z Kapsztadu. Sądził jednak, że w zarządzie szpitala lub w
kapitanacie portu będą na niego czekały pieniądze i dyspozycje,
gdzie ma dogonić Kuretake Maru . Tymczasem jednak zabawiał się
fotografowaniem wszystkiego, co mu tylko w oko wpadło.
Upłynął niecały tydzień, kiedy jeden z chorych, leżących na
sąsiednim łóżku, po przeczytaniu gazet powiedział:
Miałeś szczęście. Twój statek zatonął koło wyspy Mauritius.
Prasa nie podaje, czy się ktoś uratował.
Niemożliwe.
Patrz! To jest ta depesza z Mauritiusa donoszÄ…ca o
zatonięciu Kuretake Maru .
Mudżibar Sattar pochwycił podaną mu gazetę. Jak każdy
marynarz, który sporo pływał na najrozmaitszych statkach, mógł się
rozmówić po angielsku, natomiast z czytaniem było znacznie gorzej.
Pomimo to przesylabizował nazwę Kuretake Maru i słowa
poszedł na dno .
No widzisz! triumfował chory z sąsiedniego łóżka.
Nie dość dokładnie zrozumiałem przyznał się obywatel
Bangladeszu. Takie małe literki, a bez szkieł niedowidzę.
Przetłumaczę ci. Z Mauritius donoszą, że w dniu
wczorajszym statek bandery liberyjskiej Kuretake Maru zdążający
do Japonii miał awarię maszyny głównej. Na skutek wysokiej fali
nastąpiło przesunięcie się ładunku, przechył statku na lewą burtę i
pęknięcie
131
poszycia. W tej sytuacji załoga opuściła statek, który poszedł na dno.
Dalszych szczegółów katastrofy i losu załogi na razie brak .
Taki wielki masowiec, jak on mógł nagle zatonąć? dziwił
się Mudżibar Sattar.
Większe od niego diabli brali. Jak pod banderą liberyjską, to
na pewno był jakiś stary grat sąsiad dobrze orientował się w
jednostkach pływających pod tanią banderą .
Nazajutrz marynarz podpierając się laską, bo już mógł się
poruszać bez kul, udał się do zarządu szpitala.
Czy nie ma dla mnie jakiegoś listu albo pieniędzy?
Sekretarka długo sprawdzała.
Niestety, nie ma nic.
Znowu upłynęło kilka dni. Lekarze orzekli, że stan zdrowia
chorego jest na tyle dobry, że nie powinien blokować łóżka
szpitalnego. Może się przecież poruszać o lasce. Opatrunek gipsowy
zdejmie się za dwa tygodnie i wtedy trzeba będzie prowadzić
ćwiczenia rehabilitacyjne.
Co ja zrobię ze sobą? martwił się marynarz mam mało
pieniędzy.
Tak jak mu poradzono, Sattar udał się do kapitanatu portu. Tam
jednak kategorycznie twierdzono, że nic dla niego nie mają i
skierowano go do Domu Marynarza utrzymywanego przez misjÄ™
protestancką. Pastor wysłuchawszy opowiadania marynarza
zaopiekował się nim, pozwolił mu mieszkać w zarządzanym przez
siebie domu i nawet sam poszedł z Mudżibarem do przedstawiciela
Lloyd's Brokers Association .
Agent Lloyda uważnie wysłuchał opowiadania marynarza z
Kuretake Maru . Obiecał opiekę i wypłacenie odszkodowania za
nieszczęśliwy wypadek. Na poczet tego odszkodowania, udzielił
Sattarawi niewielkiej zaliczki pieniężnej. Zainteresował się także
fotografiami wykonanymi przez Mudżibara. Był tak uczynny, że
podjął się wywołania tych klisz i wykonania odbitek. Ta propozycja
132
ogromnie ucieszyła mieszkańca Bangladeszu. Martwił się bowiem,
że nie będzie mógł zapłacić za wywołanie filmów.
Przedstawiciel Lloyd's Brokers Association poradził także
marynarzowi, żeby ten jeszcze przez kilka dni nie forsował nogi, a
raczej poleżał w Domu Marynarza . Tam przyjdzie lekarz i
poprowadzi dalszÄ… kuracjÄ™ chorego.
Tego samego dnia długa zaszyfrowana depesza została nadana do
centrali Lloyda w Londynie. Odpowiedz przyszła prawie
natychmiast Trzymać sprawę w ścisłej tajemnicy i jak najprędzej
przywiezć Mudżibara Sattara do Anglii .
Z Londynu tymczasem poszły w świat najrozmaitsze polecenia.
Jedne na Mauritius, inne do stolicy Liberii, Monrovii.
Okazało się wkrótce, że poczynania towarzystwa
ubezpieczeniowego, jakim jest Lloyd's Brokers Association sÄ…
spóznione. Mudżibar Sattar zbyt długo leżał w szpitalu i za pózno
dotarł do przedstawiciela Lloyda w Kapsztadzie. Na Mauritiusie
nie było już nikogo z załogi Kuretake Maru , zaś w Monrovii Izba
[ Pobierz całość w formacie PDF ]