[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podtrzymujesz mnie na duchu w walce o kliniki
dla biednych.
Tara milczała przez chwilę.
- Myślę, że też znalazłbyś sposób na Cecile, a je-
śli chodzi o realizację swoich celów, dotąd dawa-
łeś sobie świetnie radę bez mojego wsparcia.
Tym razem zabrakło mu argumentów. Jak miał
108
S
R
jej udowodnić, że jest dla niego ważna, że sama jej
obecność czyni jego życie piękniejszym i daje mu siły
do walki?
- Spróbuję jeszcze raz - oświadczyła, wciskając
sprzęgło i wrzucając bieg.
Zmagania z oporną maszyną trwały do wieczora i
zakończyły się sukcesem. Tara promieniała radością.
Natomiast Nicholas, kiedy wrócili do pałacu, dyskret-
nie zażył proszek od bólu głowy.
Tara siedziała naprzeciw niego w czasie rodzinnej
kolacji. Znów nałożyła szkła i workowatą sukienkę.
Zastanawiał się, gdzie kupowała sobie tak niegustow-
ną garderobę. Zauważył, że jego siostra musi mieć
podobne odczucia. Michelina zerkała na Tarę ze
skrywanÄ… dezaprobatÄ….
Sama Tara usilnie starała się nie patrzeć na niego,
zupełnie jakby bała się, że jedno spojrzenie wystarczy,
aby wszyscy domyślili się, iż zostali kochankami.
Maggie i Michel również byli dziwnie spięci.
Maks ciągle szeptał coś do macochy. Królowa mu
siała czynić wysiłki, aby utrzymać konwersację przy
stole. Wreszcie dała znak służbie i poleciła wcześniej
podać deser.
Maggie dyskretnie wymieniła spojrzenie z Miche-
lem. Miłość była widoczna w każdym ich geście. Ni-
cholas dziękował Bogu, że brat znalazł wreszcie kobie-
tę, która pokochała jego samego, a nie królewski tytuł.
Od chwili kiedy urocza Amerykanka zjawiła się w jego
życiu, stał się szczęśliwym, spełnionym człowiekiem.
109
S
R
Nagle pojawiła się myśl o Tarze, lecz stłumił ją
szybko. Są zupełnie innymi osobowościami niż
tych dwoje. Dobrze jest im tak, jak jest.
- Maksymilian chce wam coś powiedzieć -
oznajmił Michel, pełen ojcowskiej dumy.
Wszystkie spojrzenia spoczęły na chłopczyku,
który wyprostował się z godnością, unosząc pod-
bródek. Jeszcze nie tak dawno był zakompleksio-
nym, smutnym dzieckiem, któremu dysleksja
odebrała wiarę w siebie. Dopiero kiedy zatrudnio-
no Maggie jako jego nauczycielkę, chłopak zaczął
się zmieniać dosłownie z dnia na dzień.
- Będę miał braciszka - oświadczył z powagą.
Królowa rozpromieniła się, a pozostali głośno
dali wyraz swojej aprobacie. Nicholas zerknÄ…Å‚ na
Tarę w samą porę, aby zobaczyć wszystkowiedzą-
cy uśmieszek. Zrozumiał, że Maggie musiała wcze-
śniej dopuścić ją do tajemnicy.
- Gratulacje - powiedział, unosząc kieliszek w
toaście. - Dla mamy, taty i wielkiego brata.
- Od jak dawna wiesz? - dopytywała się królowa
Anna. - Bierzesz witaminy? Byłaś u lekarza?
Maggie zaśmiała się, a Michel czule otoczył ją
ramieniem.
- Wiemy od niedawna - powiedział. - Maggie
jeszcze nie była u lekarza, ale owszem, łyka wita
miny. Musieliśmy z Maksem mocno ją naciskać, że
by ogłosiła nowinę rodzinie, bo nie chciała robić
sensacji.
110
S
R
Gratulacjom i toastom nie było końca. Nicholas
był wdzięczny bratu za opóznienie komunikatu.
Uwaga całej rodziny skupiła się na Maggie i dziecku,
dzięki czemu mogli z Tarą niepostrzeżenie wymknąć
się z przyjęcia.
Szybko poprowadził Tarę do swoich pokoi i kiedy
tylko zamknęły się za nimi drzwi, chwycił ją w ra-
miona. Marzył już tylko o jej bliskości. Kiedy wresz-
cie zasnęli, wtuleni w siebie, byli wyczerpani, lecz
ciÄ…gle niesyci.
Następnego ranka obudziło ich pukanie do drzwi.
Nicholas zerknął na zegarek, zły, że ktoś zrywa go o
tak wczesnej porze. W następnej chwili pomyślał, że
coś mogło się stać.
Wstał z łóżka i sięgnął po szorty.
- Kto to? - szepnęła Tara.
- Nie mam pojęcia - wzruszył ramionami, po-
naglany pukaniem.
- Wasza Wysokość, tu Jean Robert, z polecenia Jej
Królewskiej Wysokości - oznajmił zza drzwi stary
kamerdyner królowej.
- Poczekaj chwilę - powiedział cicho do Tary i
poszedł otworzyć.
- Wasza Wysokość, królowa oczekuje ciebie na-
tychmiast w swoich apartamentach. Jak również
panny York - podkreślił Jean Robert.
Nicholas poczuł niemiłe ściskanie w dołku.
- W jakiej sprawie?
- Nie jestem upoważniony do udzielania informacji,
111
S
R
sir - wyjaśnił kamerdyner, który od trzydziestu lat,
dzięki swojej niezłomnej dyskrecji, cieszył się
absolutnym zaufaniem królowej. - Kiedy mam za-
powiedzieć przybycie Waszej Książęcej Mości?
- Za godzinÄ™.
- Jak pan sobie życzy, sir. - Jean Robert skłonił
się i oddalił.
Nicholas zamknął drzwi i wrócił do Tary. Spoj-
rzała na niego pytająco z łóżka.
- Co się stało?
- Moja matka chce nas jak najszybciej widzieć
w swoim gabinecie. Powiedziałem, że będziemy za
godzinÄ™.
Teraz ona zmarszczyła brwi.
- Czy zawsze jest tak formalna?
- Zawsze, jeśli chodzi o sprawy wagi państwo-
wej. Na co dzień nie zdarza się, aby posyłała po
mnie bladym świtem.
- Może dowiedziała się, że sypiamy ze sobą?
- Nie żartuj, przecież jesteśmy dorośli. Nawet je-
śli moja mama jest królową, nie będzie mi dobiera-
ła kochanek. - Schylił się i pocałował Tarę na po-
cieszenie. - Zamiast snuć teorie, o co może jej
chodzić, idzmy tam i sami się przekonajmy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]