[ Pobierz całość w formacie PDF ]
detektywem.
Stali teraz za gęstym parawanem drzew i krzewów na północnym grzbiecie
Diabelskiej Góry. Nad nimi rozciągało się bezchmurne, nocne niebo.
- Nikt by nie zauważył tak małego otworu, w dodatku dobrze ukrytego - powiedział
Reston. - Ruszamy, chłopcy. Idzcie za mną.
Szli ostrożnie górskim grzbietem, między doliną a morzem. Po chwili dostrzegli
światło padające z okna małej chaty. Ben i Waldo siedzieli przy stole. Przed nimi leżał stosik
małych kamieni.
ROZDZIAA 17
Domysły Jupitera okazują się słuszne
Sam Reston, z pistoletem w ręce, otworzył drzwi chaty.
- Złodzieje działek! - wrzasnął stary Ben wysokim, skrzeczącym głosem. - Aap ich,
Waldo!
Reston obniżył broń.
- Siedz na miejscu, Waldo - powiedział spokojnie.
Wysoki poszukiwacz właśnie unosił się z krzesła. Powoli usiadł z powrotem.
- Co robić, Ben, przyniosło nam złodzieja - mruknął.
- Mamy się dać ograbić? - odparł Ben.
- Nikt nie postępuje już uczciwie - stwierdził gorzko Waldo.
Obaj starcy patrzyli z wściekłością na Restona. Następnie dzikie, czerwono obrzeżone
oczy Bena spoczęły na Bobie i Jupiterze.
- Ci chłopcy! - krzyknął. - Mówiłem ci, że narobią nam kłopotów. Trzeba było zrobić
z nimi porzÄ…dek!
- Miałeś rację - przyznał Waldo.
Stary Ben zaczął machać rękami jak szalony.
- Nie ujdzie wam to na sucho, przybłędy! Zawsze rozprawiałem się ze złodziejami
działek. Wieszałem ich wysoko na gałęzi. Tak, panie, zasługiwali na to.
- Kopalnia jest nasza - Waldo położył dłoń na garści nie szlifowanych diamentów
leżących na stole.
- Jeśli jest wasza, dlaczego zakradaliście się do jaskini? - zapytał Reston. - Dlaczego
kopaliście po nocach i zamykaliście grotę, gdy ktoś wchodził do jaskini?
Przebiegły błysk pojawił się w oczach Bena.
- Bogate złoże, tak, panie. Trzeba być dyskretnym. Słowo się powie, a cały tłum się
sypie. Nie, panie, rzecz trzeba trzymać w tajemnicy.
- Chcecie to trzymać w tajemnicy, bo ta ziemia należy do państwa Daltonów!
Diamenty sÄ… ich! - wybuchnÄ…Å‚ Bob.
- Myśmy prowadzili poszukiwania w tej jaskini przez prawie dwadzieścia lat -
zaprotestował Waldo. - My znalezliśmy diamenty. Myśmy je wykopali. Należą do nas.
SÅ‚yszysz? Do nas!
Jupiter przez cały czas nie odezwał się słowem. Rozglądał się bacznie po chacie.
Zaintrygował go widok radia, półek pełnych książek i sterty gazet. Podniósł jedną z nich i
zaczął przeglądać.
Ben uśmiechnął się chytrze.
- Coś wam powiem. Tam jest dość dla każdego. Na pewno dość, żeby się podzielić.
Nie jesteśmy zachłanni. Podzielimy się z wami. Co wy na to? Czwartą część tych kamieni
tutaj i możecie kopać z nami w jaskini. Tam jest tego pełno. Złoty interes!
- Tam nie ma więcej diamentów, panie Jackson, lub jest tylko kilka i pan o tym dobrze
wie - odezwał się Jupiter.
Wszyscy spojrzeli na niego.
- Ta chata nie bardzo pasuje do waszej pozy dwóch ekscentrycznych starych
poszukiwaczy, żyjących przeszłością - dodał.
- Co ty wygadujesz, Jupe! - wykrzyknÄ…Å‚ Bob.
- Mówi, że te dwa typy są, do pewnego stopnia, oszustami - powiedział Reston - co,
jak przypuszczam, jest słuszne. Ale co cię na to naprowadziło, Jupiterze?
- Przenośne radio z trudem pasuje do obrazu dwóch obłąkanych starych ludzi,
myślących jedynie o przeszłości. Książki w bibliotece również wskazują na zainteresowanie
współczesnym światem. Znalezli w okolicy łatwowiernych ludzi, którzy im pomagają i
zaopatrują ich w narzędzia, nie zadając pytań. Jestem również pewien - kończył Jupiter - że
zdają sobie doskonale sprawę, że nie znalezli złoża diamentów.
- Co daje ci tę pewność? - zapytał detektyw.
Jupiter podszedł do biblioteczki.
- Cztery spośród książek na tych półkach dotyczą diamentów i wszystkie cztery
zostały niedawno wydane. W dodatku, ta gazeta zawiera opis kradzieży diamentów z muzeum
w San Francisco i nosi datę sprzed roku. Artykuł jest zakreślony ołówkiem. Sądzę, że
specjalnie zamówili tę gazetę.
- Co na to powiecie? - zwrócił się Reston do poszukiwaczy.
Ben i Waldo wymienili spojrzenia. W końcu Ben wzruszył ramionami i kiedy się
odezwał, jego głos brzmiał normalnie.
- Chłopiec ma rację - powiedział po prostu. - Wiedzieliśmy, że nie ma tu diamentów.
- Kiedy znalezliśmy pierwsze dwa diamenty - podjął Waldo - łudziliśmy się, że jednak
odkryliśmy złoże. Mieliśmy jednak wątpliwości i Ben kupił te książki. Okazało się, że
znalezione kamienie pochodzą z Afryki. Potem, będąc w bibliotece, znalazłem małą
wzmiankę o rabunku. Sprowadziliśmy gazetę z San Francisco. W artykule był dokładny opis
skradzionych diamentów, tak więc wiedzieliśmy, skąd pochodzą znalezione kamienie.
- Diamenty były skradzione - kontynuował opowieść Ben - postanowiliśmy je więc
zatrzymać. Nikt, poza złodziejem, nie poniesie straty. Zaczęliśmy szukać reszty i
dokopaliśmy się do istnego skarbu.
- Tylko że dziury, które otworzyliśmy - powiedział Waldo - spowodowały, że jaskinia
zaczęła znowu jęczeć. Z początku było to dla nas korzystne. Ten dzwięk odstraszał ludzi, bali
się wejść do jaskini. Potem pan Dalton z szeryfem zaczęli ją przeszukiwać. Zdecydowaliśmy,
że w czasie, kiedy Ben kopie, ja będę na górze obserwował drogę. Jak tylko ktoś się zbliżał
do jaskini, dawałem mu znać. Zamykał otwory i czekaliśmy, aż intruzi sobie pójdą.
Ben zachichotał.
- Wszystkich wyprowadziliśmy w pole! Ani Dalton, ani szeryf nie mieli pojęcia, co
się dzieje. Was, chłopcy, sam raz wykurzyłem z jaskini. Nie mogę tylko dojść, jak żeście się
dzisiaj dostali do środka i Waldo was nie zobaczył.
Jupiter opowiedział o ich fortelu z kukłami i o podwodnej wyprawie. Dwaj starzy
panowie słuchali z podziwem.
- To ci heca! - roześmiał się Ben. - Muszę powiedzieć, że sprytne z was chłopaki.
Przechytrzyliście nas, jak się patrzy, tak, panie!
- To nie jest śmieszne, panie Jackson - powiedział Reston surowo. - Przywłaszczenie
ukradzionych przedmiotów jest także przestępstwem.
Ben uśmiechał się z zakłopotaniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]