[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bieta poznała Aleksa!
- ChwileczkÄ™, Arweno... - zaczÄ…Å‚ ostro.
Kłócili się w ojczystym języku, ale Francesca zro-
zumiała, o co im chodziło. Arwena dowiedziała się, że
nowa znajoma Sotirisa koncentruje siÄ™ na pracy i nie
chce mieć dzieci. Uważała, że brat nie powinien się z
nią wiązać.
- Co będzie, kiedy jej się znudzisz? - wykrzykiwała
Arwena. - Zerwiecie ze sobą, a biedny Alex będzie za
nią tęsknił. Już ją polubił. Jak mogłeś ją zabrać do
chaty na plaży...
- Przestań! - powiedział Sotiris po angielsku. - Jak
śmiesz mówić o Francesce w taki sposób? Kocham ją i
nie pozwolę jej obrażać. Zrozumiała wszystko, co po-
wiedziałaś...
S
R
- Owszem - przerwała mu Francesca. - I pod pew-
nym względem Arwena ma rację. Podobnie jak nam,
zależy jej wyłącznie na dobru Aleksa. Chłopca nie
wolno skrzywdzić.
- Przez chwilę Arwena milczała, zaskoczona nie-
oczekiwanÄ… reakcjÄ… Franceski.
- Muszę iść - powiedziała w końcu. - Powinnam
odwiezć dzieci do domu, bo Spiros będzie się o mnie
martwił. Urządzamy dziś mecz i zaraz się zjawią kole-
dzy Lefterisa. Dziś Alex prześpi się u nas, razem z in-
nymi chłopcami. Gdyby wrócił do ciebie, czułby się
pokrzywdzony.
- Dziękuję, porozmawiamy jutro.
- Koniecznie. - Arwena się odwróciła i odeszła, nie
patrzÄ…c na znajomÄ… brata.
- Miała dobre intencje - stwierdziła Francesca. - Jest
porządną kobietą o gołębim sercu.
- I ty również, skoro tak spokojnie zniosłaś jej za-
chowanie. Pomówię z nią jutro, ale my jeszcze nie
skończyliśmy...
- Musimy sobie wszystko wyjaśnić - przyznała Fran-
cesca, chociaż ogarnął ją niepokój. - Nie byłam z tobą
całkowicie szczera. Ukrywałam pewne sprawy i chyba
powinnam zdobyć się na większą otwartość. Jedzmy
do domu Sary.
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Francesca otworzyła drzwi i gdy Sotiris wszedł za
nią do środka, skierowała się do kuchni.
Kiedy byłam tutaj kilka dni temu, przywiozłam tro-
chÄ™ jedzenia. ZrobiÄ™ kolacjÄ™, zanim...
- Nie. - Sotiris obrócił ją twarzą do siebie i przytulił.
- Najpierw porozmawiamy. Chodzmy na taras, wezmÄ™
coÅ› do picia.
Francesca usiała na wiklinowej kanapie i oparła się
o skórzane poduszki. Z tarasu wyłożonego kamieniami
o nieregularnych kształtach rozciągał się wspaniały wi-
dok na zatokę i port, w którym na zacumowanych ło-
dziach migotały światełka. W przeszklonych drzwiach
pojawił się Sotiris niosący na tacy butelkę wina, kie-
liszki i miseczkę z oliwkami. Ustawił wszystko na sto-
liku obok kanapy i podając Francesce wino, usiadł
obok niej.
- Sigyal - powiedział, unosząc kieliszek.
Przyłączyła się do toastu i zaczęła sączyć wino, od-
wlekając nieuchronną chwilę, choć wiedziała, że Soti-
ris czeka.
- Nie śpiesz się - rzekł cicho. - Ale chcę wiedzieć
wszystko.
Głęboko zaczerpnęła powietrza.
- Jestem bezpłodna. Nie mogę mieć dzieci.
Odstawił kieliszek i pochylił się, żeby ją objąć.
S
R
- Och, moje biedactwo. Wcale się nie domyślałem.
Czemu tak długo milczałaś?
- Trudno mi było przyznać się do tego nawet przed
sobą. Kiedy lekarz powiedział, że nie urodzę dziecka,
próbowałam zdusić w sobie to pragnienie, ale nigdy mi
się nie udało.
Przestała panować nad sobą. Rozpłakała się, a Soti-
ris tulił ją w ramionach i kołysał, jakby była małą
dziewczynką. Po pewnym czasie zdała sobie sprawę,
że będzie chciał poznać szczegóły. Powoli wysunęła
się z jego objęć i oparła o poduszki. Podał jej białą
chusteczkÄ™ do nosa.
- Dziękuję. - Otarła łzy. - Pierwszy raz tak się roz-
kleiłam. Nawet kiedy lekarz wyjaśnił mi sytuację, moja
mama płakała, ale ja nie uroniłam ani jednej łzy.
- Kiedy to się stało?
- Miałam wtedy szesnaście lat, pod koniec letniego
semestru wyjechałam z klasą do Devon. Nocowaliśmy
pod namiotami. Przez kilka dni kiepsko się czułam, ale
nie wspomniałam o niczym nauczycielom. Niespodzie-
wanie w środku nocy poczułam ostry ból. - Dłonią
wskazała miejsce po prawej stronie brzucha.
- Wyrostek? - zapytał z niepokojem Sotiris.
- Tak. Jestem córką lekarza i uczyłam się anatomii,
więc od razu się domyśliłam. Ostatkiem sił zdołałam
się wyczołgać z namiotu i dotarłam do domku kempin-
gowego, w którym nocowała nauczycielka. Nie ucie-
szyła się na mój widok.
S
R
- Ale zawiozła cię do szpitala?
- Nie. Stwierdziła, że się czymś zatrułam i rano po-
czuję się lepiej. Miałam tylko szesnaście lat i nie po-
trafiłam się jej przeciwstawić.
- Czemu nie zmierzyła ci temperatury?
- Już dawno jej wybaczyłam. Sama nie zdawała so-
bie sprawy, jak cierpię. Wróciłam do namiotu i chyba
w pewnej chwili straciłam z bólu przytomność. Nigdy
wcześniej nie cieszyłam się tak na widok wschodzą-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]