[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ną przy szłość.
On nie może do tego do pu ścić.
ROZDZIAA DWUNASTY
Pro du cent i re ży ser na resz cie po słu cha li gło su roz sąd ku. Na than przed sta wił im
moc ne ar gu men ty. Gdy by Ra chel nie wie dzia Å‚a, jak na praw dÄ™ rze czy siÄ™ majÄ…, po -
my śla ła by, że on i Da rius to przy ja cie le.
Osią gnę li kom pro mis. Da rius do stał se rię kro pló wek i już nie był od wod nio ny. Ra -
chel skon sul to wa ła wy ni ki ba da nia krwi z dia be to lo giem i wspól nie opra co wa li
szcze gó ło wy har mo no gram le cze nia. Ak tor roz pocz nie ku ra cję na wy spie pod kie -
run kiem Ra chel i za raz po za koń cze niu zdjęć do pro gra mu po je dzie do szpi ta la,
gdzie przej dzie ko lej ne ba da nia.
Naj trud niej sza oka za ła się roz mo wa z po zo sta ły mi ce le bry ta mi. Ogól ni ko we
stwier dze nie, że Da rius wy ma ga spe cjal ne go trak to wa nia, nie wy star czy ło. W koń -
cu Na than spo tkał się z wszyst ki mi w obo zie i oznaj mił, że z po wo du sta nu zdro wia
Da rius musi po zo sta wać pod ści słą kon tro lą le kar ską. W obo zie bę dzie prze by wał
tyl ko kil ka go dzin dzien nie pod czas fil mo wa nia po szcze gól nych za dań. Po zo sta ły
czas spÄ™ dzi w po miesz cze niach eki py.
Naj bar dziej nie za do wo lo na była Tal lie Tu ner, ak tor ka. Myśl, że któ re muś z nich
się upie cze i nie bę dzie już spał na nie wy god nym łóż ku po lo wym w to wa rzy stwie pa -
ją ków i in sek tów, była dla niej nie do znie sie nia.
Więk szość ry wa li zu ją cych z sobą uczest ni ków pro gra mu przez cały dzień o ni -
czym in nym nie roz ma wia ła. Frank Ca irns, spor to wiec, sta wał się fa wo ry tem wi -
dzów i wy su wał na pro wa dze nie. Nie brał udzia łu w ogól nym na rze ka niu, nie to le ro -
wał na pa dów zło ści i miał dy stans do sie bie i po czu cie hu mo ru na wła sny te mat.
W cią gu ostat nich kil ku dni wi dzo wie wła śnie na nie go naj chęt niej gło so wa li.
Za raz za nim pla so wał się Bil ly X, ra per. Do brze wy pa dał w ko lej nych za da niach
i otwar cie flir to wał z Ra in bow Blos som, gwiaz dą ko lej nych re ali ty show. Ra chel
była prze ko na na, że to wszyst ko jest wy kal ku lo wa ne, lecz nie od wa ży ła się po wie -
dzieć tego na głos. Po zo stał jej jesz cze tyl ko je den dzień na wy spie. Ju tro wsią dzie
na łódz do staw czą i uciek nie od Na tha na. Cho ciaż wciąż nie była do koń ca pew na,
czy wła śnie tego naj bar dziej pra gnie.
Ostat niÄ… noc spÄ™ dzi Å‚a w am bu la to rium, czu wa jÄ…c przy Da riu sie, ale usta li li z Na -
tha nem, że dzi siaj ich pa cjent bę dzie już spać w kwa te rze eki py. Kil ka razy w cią gu
nocy któ reś z nich pój dzie zmie rzyć mu po ziom cu kru. Naj waż niej sze było wy pro -
wa dze nie go ze sta nu kry tycz ne go. W mie ście praw do po dob nie za trzy ma no by go
na jed ną lub dwie doby w szpi ta lu, na na stęp ne dwa dni prze nie sio no na od dział
dzien ne go po by tu, po tem tra fił by pod opie kę przy szpi tal nej po rad ni dia be to lo gicz -
nej.
Wes tchnę ła. Czas wró cić do nor mal no ści, po my śla ła.
Nor mal ność? Co to ta kie go?
Czy to nor mal ne, aby bu dzić się co rano bez chę ci do ży cia? Czy to nor mal ne, aby
na tłok my śli nie po zwa lał spać? Czy to nor mal ne nie móc roz ma wiać z ko le gą?
Dla Ra chel nic już nie było nor mal ne. Gdy Na than na nowo po ja wił się w jej ży ciu,
wszyst ko wy wró ci ło się do góry no ga mi.
Ktoś szedł ścież ką przed kon te ne rem. Ra chel na słu chi wa ła w na pię ciu. Te raz już
po tra fi ła roz po znać go po kro kach. Jest co raz go rzej, po my śla ła. Na łóż ku le ża ła
cała jej gar de ro ba. Jak to wy ja śni, je śli on za py ta? Nie uprze dzi ła go o wy jez dzie.
Wzię ła do rąk sta ran nie zło żo ny w kost kę T-shirt i wstrzy ma ła od dech. Dla cze go
tak się grze bie z pa ko wa niem? Je śli aż tak bar dzo za le ży jej na wy jez dzie, to dla -
cze go po pro stu nie upchnie wszyst kie go jak leci, tyl ko każ dą rzecz skła da albo ro -
lu je? Za cho wu je się tak, jak gdy by ro zum mó wił jed no, a ser ce dru gie.
Czy uciecz ka to na praw dę do bre wyj ście?
Kro ki się zbli ża ły. Ra chel na uła mek se kun dy moc no za ci snę ła po wie ki. Tak. Wła -
śnie to po win na zro bić. Musi od być tę roz mo wę i nie waż ne, że bę dzie trud na. Nie
może zno wu odejść bez po roz ma wia nia z nim.
To by było nie fair w sto sun ku do niej sa mej. I nie fair w sto sun ku do nie go.
Po ośmiu la tach pora na resz cie sta wić czo ło rze czy wi sto ści.
Ra chel? Hej!
We so ły głos Na tha na kom plet nie ją za sko czył. Wczo raj cho dzi li koło sie bie na pal -
cach i uni ka li pa trze nia na sie bie. Obej rza Å‚a siÄ™.
Na than w jed nej ręce trzy mał bu tel kę szam pa na, w dru giej dwa kie lisz ki.
Wsta ła z łóż ka. Zu peł nie za po mnia ła, że ma na so bie tyl ko krót ką je dwab ną ko -
szul kę noc ną. Tym cza sem Na than wszedł do po ko ju i po sta wił bu tel kę na sto le. Nie
sko men to wał wi do ku le żą cych wszę dzie ubrań.
Patrz, co Le wis nam przy słał z dzi siej szym trans por tem za pa sów. Aódz wła śnie
przy pły nę ła.
Ró żo wy szam pan! Pre zent od fa ce ta, któ re go mia ła ocho tę za mor do wać! Na gle
zro zu mia Å‚a.
Dziec ko?
Na than pro mie niał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]