[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pocałował w policzek, a potem w kącik warg. Czuł, jak drżą
jej usta.
Stół był mały i zastawiony naczyniami. Nawet gdyby je
zdjąć, nie zostałoby dużo miejsca. Blat kuchenny nie wydawał
się odpowiedni, więc Samuel chwycił Jane za pośladki i uniósł
nieco, a ona instynktownie oplotła go nogami. Było jej dobrze,
gdy przycisnął ją do siebie. Jęknął i jeszcze raz pocałował.
Pomyślał o kanapie i już zrobił kilka kroków, gdy Jane
przycisnęła się doń mocniej, co obudziło w nim jeszcze
gorętszą żądzę.
Jakoś doniósł ją do kanapy, gdzie oboje poddali się
szaleństwu zmysłów.
- Jak się czujesz? - zapytał pózniej, gdy zmęczeni leżeli
wtuleni w siebie.
- O Boże! Musisz częściej gotować. Gulasz był świetny,
lecz deser jeszcze lepszy.
Uśmiechnął się z ulgą.
- Samuelu... - zaczęła niepewnie. - Jeśli chodzi o to, co
powiedziałam...
Pragnął usłyszeć te słowa jeszcze raz. Przenikały go
sprzeczne uczucia. Jeszcze nie, pomyślał, jeszcze nie... i
przycisnÄ…Å‚ usta do warg Jane.
- Oto moja odpowiedz - powiedział łagodnie.
W oczach Jane dostrzegł rozczarowanie. Zdawał sobie
sprawę, że ją zranił, lecz nic nie mógł na to poradzić. Czuł się
zakłopotany.
Pózno w nocy Jane obudziła się, nie czując obok siebie
obecności Samuela. Spojrzała na zegarek. Było pół do drugiej.
Samuel wysunął się z łóżka cicho jak duch, bardzo starając się
jej nie obudzić. Słyszała, jak się ubierał i nakładał buty. W
końcu cicho zamknął za sobą drzwi.
Odrzuciła kołdrę i wstała. Odchyliła zasłonę w oknie
wychodzącym na ulicę, ale go nie dostrzegła. Dopiero z
drugiego zobaczyła, że przygotowuje się do biegu. W oczach
Jane pojawiły się łzy.
Wcale nie miała zamiaru wyznawać mu miłości. Słowa
same wyrwały się z ust. Było tak dobrze, gdy rozmawiali o
codziennych sprawach i gdy podarował jej misia, a potem...
Po prostu się przed nim otworzyła. Pospieszyła się z tym
wyznaniem.
Od razu wiedziała, że popełniła błąd. Nie rozumiała,
czemu Samuel obawiał się miłości. Podejrzewała, iż miało to
coś wspólnego z latami jego dzieciństwa, ale nie chciała
przedwcześnie zmuszać go do wyznań.
Zaskoczył ją i zdumiał swoją reakcją. To, co zrobił,
budziło nadzieję. Domyślała się, że Samuel nie traktuje w ten
sposób kobiety, o której miłość nie dba. Musiał coś do niej
czuć, skoro zareagował w ten sposób.
Ale teraz biegał w środku nocy. Jane otarła oczy,
wmawiając sobie, że wszystko jest w porządku. Samuel
odpowiedział jej namiętnością, choć wcześniej dał do
zrozumienia, że nie chce rozmawiać o uczuciach.
I miał zamiar się z nią ożenić. Będzie miała dużo czasu, by
go przekonać, że nie ma sensu bać się miłości. Zapowiadał się
na dobrego ojca dziecka, które dopiero teraz stawało się
realnością dla Jane. Przewracając się w pustym łóżku,
powtarzała sobie, że może kiedyś nadejdzie dzień, w którym
ten człowiek wyzna jej miłość.
ROZDZIAA TRZYNASTY
- Co znaczy, że nie jestem w ciąży?
Doktor Madison nie wyglądał na ginekologa. Przypominał
dziadka o siwych włosach i miłym uśmiechu. Siedział za
biurkiem i przecierał chusteczką okulary.
- Przykro mi, ale jest tak, jak powiedziałem. Rozumiem,
że chciałaś mieć dziecko.
Jane nie mogła się z tym pogodzić.
- Przecież test wskazywał coś innego i mój okres... był
taki skąpy... Czułam mdłości...
- Masz cystę - usłyszała. - To czasem powoduje mdłości,
a czasem, choć rzadko, prowadzi do produkowania hormonów
wskazujących na ciążę.
- Na instrukcji testu wyczytałam, że prawie nigdy nie daje
fałszywych wskazań, jeśli wszystko przeprowadzi się
prawidłowo.
- To rzadkie, ale jednak się zdarza - powtórzył lekarz. -
Trzy lata temu miałem podobny przypadek.
Jane przestała słuchać. A więc to cysta, nie dziecko.
Położyła rękę na brzuchu i starała się nie rozpłakać.
- Będziemy cię leczyć środkami doustnymi
zawierającymi dużą dozę estrogenów. To często skutkuje
wchłonięciem cysty przez organizm. Możesz odczuwać pewne
skutki uboczne...
- Muszę brać środki antykoncepcyjne? - przerwała.
- Przez trzy miesiące. Potem możesz znowu spróbować.
- Lekarz uśmiechnął się. - Nie widzę powodu, dla którego
nie miałabyś zajść w ciążę. To kwestia czasu. Jane czuła
jednak, że nie ma czasu.
- Czy twój partner jest z tobą? Nie wydaje mi się, byś
mogła sama jechać do domu.
- Nie. Ma spotkanie w sprawie pracy. - Spróbowała się
uspokoić.
Samuel chciał z nią przyjechać, lecz gdy zadzwonili z
college'u zawiadamiając o terminie następnej rozmowy w
sprawie zatrudnienia, sama nalegała, by na nią poszedł.
O Boże, on tak bardzo pragnął dziecka!
Doktor Madison chciał prosić kogoś, by ją odwiózł do
domu, lecz Jane wolała wracać sama. Lekarz nie chciał jej
puścić, póki się nie uspokoiła.
Po przejechaniu kilkunastu metrów dostała czkawki. Nie
płakała, choć kilka razy łzy napływały jej do oczu. Wśród
ataków czkawki zastanawiała się, jak o tym powie Samuelowi.
Czy musi mu powiedzieć?
Kiedy rano wychodziła do szkoły, wiatr unosił
zeszłoroczne liście. Po drodze słuchała prognozy pogody, z
której wynikało, że wieczorem nadejdą burze. Teraz wiatr
ucichł, a niebo bardzo pociemniało.
Pomyślała, że jeśli nie wyzna Samuelowi prawdy, wtedy
on nie odejdzie.
To wydawało się takie proste. Lekarz wspomniał, że cysty
nie są grozne, więc mogłaby nie brać środków
antykoncepcyjnych i naprawdę zajść w ciążę. Skoro tak często
się kochali, nie powinno być z tym problemu. Bardzo pragnęła
niebieskookiego dziecka, które już raz sobie wyobraziła.
Nie zdejmując kurtki, poszła do kuchni. Wypiła szklankę
wody, by powstrzymać czkawkę. Musiała się opanować do
powrotu Samuela.
- Jane? - usłyszała. - Widziałem cię po drodze, lecz ty
mnie nie zauważyłaś. Musiałaś być bardzo zamyślona.
Potrafię zachować spokój, wmawiała sobie Jane,
trzymając się za żołądek, bo pierwszy raz od wielu dni
poczuła mdłości.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]