[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Webbington.
- Drzwi nie są zamknięte - powiedziała.
Nadal nie wchodził. Pomyślała, że może zamek się zaciął. Ruszyła, żeby pomóc.
Nagle, tuż przed nią, drzwi się otwarły. Odskoczyła, przestraszona.
Etienne wyglądał wspaniale w wieczorowym garniturze. Złote spinki u mankietów
lśniły jak małe słońca.
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć... - Uśmiech powoli znikł z jego twa-
rzy. Obrzucił ją badawczym spojrzeniem. Ponownie przywołał uśmiech na twarz. -
Wspaniale wyglądasz, Gwen. Przyślę krawcową, żeby poprawiła nową sukienkę. Szko-
da, że nie pasuje.
Gwen oczekiwała wybuchu furii, gdy zobaczy ją w granatowej sukience, którą
miała na sobie podczas ich pierwszego spotkania. Jego reakcja zaskoczyła ją.
- Nie pasuje do mojego charakteru. Do mnie w ogóle - powiedziała. Zabrała toreb-
kę i wyszła na korytarz. - Dziękuję za prezent, Etienne, ale już ci mówiłam, że rozważę
tylko twoją ofertę handlową, nic więcej.
- Wiem. Właśnie dlatego kupiłem tę sukienkę. To jest po prostu prezent dla
uczczenia naszej spółki. Ilekroć rozpoczynam nowe przedsięwzięcie, lubię wykonać jakiś
znaczący gest. A w twoim przypadku sukienka jest na pewno lepsza niż złote wieczne
pióro. Tym bardziej że martwiłaś się, że nie masz co na siebie włożyć.
Zawahała się. Jego słowa brzmiały rozsądnie i prawie przekonująco.
- To jest naprawdę piękna sukienka...
Najprościej byłoby cofnąć się i przebrać, ale nie mogła się poddać.
- Ale pióro byłoby praktyczniejsze - dodała.
- To prawda - powiedział powoli. - Wiem o tym... Jednak kiedy ujrzałem tę su-
kienkę na wystawie, ani trochę nie myślałem praktycznie. Mniejsza z tym. - Szarmancko
podał jej ramię. - Wyglądasz przepięknie.
Zarumieniła się.
- Bałam się, że wpadniesz w szał - wyszeptała.
R
L
T
- Powiedziałem ci, Gwen, że nigdy nie marnuję słów... ani emocji.
Uśmiechnął się ujmująco. Wyglądał tak zniewalająco, że niemal zapomniała o
wszystkim, co przeczytała w internecie o jego związku z Angelą Webbington. Gazety
nakreśliły jego obraz w czarnych barwach. Tymczasem mężczyzna, którego trzymała
pod rękę, ani trochę nie przystawał do tamtych opisów. Ale cóż to miało za znaczenie?
Ważne, żeby ona sama pilnowała się i nie poparzyła sobie palców. Albo serca.
Roześmiała się z przymusem.
Etienne zmarszczył brwi.
- To jest poważna okazja, Gwen. Obiad dla uczczenia naszej spółki.
- Oczywiście - przytaknęła szybko. Nic dziwnego, że Angela go rozczarowała,
pomyślała. Nikt nie wytrzymałby takiego życia. - Wspaniale wyglądasz.
- A ty wyglądasz równie imponująco jak wtedy, gdy zobaczyłem cię po raz pierw-
szy.
- To kwestia gustu - rzuciła, zmieszana. Nagle przestała się czuć dobrze w starej
sukience. - Muszę cię ostrzec, że pochlebstwem zdziałasz jeszcze mniej niż kupowaniem
mi prezentów. A w ogóle, to skąd masz pewność, że zgodziłam się sprzedać ci część Le
Rossignol"?
Zdumiał się. Nie wierzył własnym uszom.
- Tylko głupiec odrzuciłby taką propozycję, a tobie do tego daleko - powiedział
stalowym głosem.
- Czy aby rozmiar twojego ego nie przysłania ci możliwości niepowodzenia? -
żachnęła się.
- Kobiety nigdy nie narzekały - rzucił z przechwałką w głosie. Otaksował ją ba-
dawczo. - Ty nie potrzebujesz specjalnych kreacji, żeby wyglądać zachwycająco - po-
wiedział cicho. - Masz w sobie naturalne piękno.
- Założę się, że mówisz tak każdej dziewczynie - prychnęła.
Jego wzrok sprawił, że zadrżała.
- Mówię poważnie, Gwen. Każdy mężczyzna byłby dumny, mogąc ci towarzyszyć
przy obiedzie.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparła elegancko.
R
L
T
Jak za dotknięciem magicznej różdżki wszystko zło uleciało. Etienne był tak bli-
sko, że serce zaczęło jej bić mocniej. I tylko z największym wysiłkiem zmusiła się do
przypomnienia sobie, co się przytrafiło jego byłej narzeczonej.
- Ale to nie znaczy, że tak będzie przez cały wieczór - rzuciła ostrzegawczo.
- Domyśliłem się. Ale jest jeszcze wcześnie - uśmiechnął się szelmowsko. - Kto
wie, co siÄ™ wydarzy?
- Ja wiem. Nic się nie wydarzy. - Dumnie uniosła głowę. - A czy żeby poprawić mi
nastrój, a tobie trochę zepsuć, opowiesz mi, co się stało z twoimi podbojami, które nie
były satysfakcjonujące, Etienne?
- Nie było takich - odparł niewinnym głosikiem. Stanęli w drzwiach jadalni. Kła-
mie, pomyślała Gwen. Przecież czytałam o jego nieudanym romansie, skrzywdzonej
Angeli i jego obrzydliwym ultimatum.
- Gotów jestem przekonać cię o tym jeszcze raz, jeśli sobie życzysz - uśmiechnął
się szeroko. Przyciągnął ją do siebie i zajrzał jej głęboko w oczy. - Kiedy tylko zechcesz,
Gwen.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
Gwen położyła mu rękę na ramieniu. Uśmiechnął się. Nie mógł zrobić nic gorsze-
go. Podniecenie natychmiast rozgrzało jej krew.
- Tak już lepiej. Możesz nie umieć z gracją przyjmować komplementów, ale nie
możesz odmówić wzięcia mnie pod rękę.
- Przepraszam - powiedziała. - Po prostu nie jestem przyzwyczajona do pochwał.
- No, dobrze. - Zatrzymał się, by przepuścić ją w drzwiach do jadalni.
Przystanęła w progu, zaszokowana. Zciany pomieszczenia od podłogi do sufitu po-
kryte były lustrami, w których odbijał się stół przystrojony srebrną zastawą i kwiatami.
Naprzeciwko zobaczyła przystojnego mężczyznę w smokingu i jakąś kobietę z lśniącymi
oczami, której w pierwszej chwili nie rozpoznała. Stanowili naprawdę uroczą parę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]