[ Pobierz całość w formacie PDF ]

załatwię się z drugim ładunkiem.
Odwrócił się i wolno odpłynął, ciągnąc za sobą drugi cylinder z amatolem.
* * *
Kiedy snop światła z reflektora sięgnął w dół ze szczytu zapory, Andrea był
przygotowany na prawie natychmiastowe odkrycie, ale wcześniejsze wykrycie Grovesa, Petara i
Reynoldsa ocaliło jego i Marię, bo Niemcy uznali widać, że schwytali wszystkich, którzy byli do
schwytania, i zamiast przeszukać reflektorami resztę wąwozu zajęli się wyłącznie wciągnięciem
na górę trzech jeńców, schwytanych w pułapce na drabinie. Jednego z nich, z pewnością
nieprzytomnego  był to bez wątpienia Groves  wciągnięto na górę na linie, a pozostali dwaj,
z których jeden pomagał drugiemu, dokończyli wspinaczki o własnych siłach. Wszystko to
widział Andrea bandażując zranioną nogę Marii, ale nie powiedział jej o niczym.
Zawiązał bandaż i uśmiechnął się do niej.
 Lepiej?  spytał.
 Lepiej.
Spróbowała uśmiechem wyrazić mu podziękowanie, ale nie zdołała się uśmiechnąć.
 To świetnie. Czas w drogę.  Andrea sprawdził godzinę.  Podejrzewam, że jeżeli
zostaniemy tu chwilę dłużej, to mocno, bardzo mocno przemokniemy.
Wstał prostując się i właśnie ten raptowny ruch ocalił mu życie. Nóż, który miał go trafić
w plecy, przeszył mu na wylot lewe ramię. Przez chwilę, jakby nie pojmując co się stało, Andrea
wpatrywał się w sterczący mu z ręki czubek ostrza, a potem, najwyrazniej nie zważając na ból,
który go to kosztowało, obrócił się wolno takim ruchem, że wykręcił trzonek noża z ręki
człowieka, który go trzymał.
Sierżant czetników, jedyny, który oprócz Drosznego przeżył zagładą wiszącego mostu,
wpatrywał się jak skamieniały w Andreę, pewnie dlatego, że nie umiał pojąć jak to możliwe, że
go nie zabił, a bardziej dlatego, że nie mieściło mu się w głowie, jak człowiek bez jednego słowa
może znieść taką ranę, a na dodatek bez słowa wyrwać mu z ręki nóż. Andrea nie miał już przy
sobie żadnej broni i żadna nie była mu potrzebna. Ruchem, który wyglądał na groteskowo
powolny, podniósł prawą rękę, ale w potwornym, zadanym jak toporem ciosie kantem dłoni,
który ugodził czetnika w podstawę czaszki, nie było nic z powolności. Człowiek ten nie żył
prawdopodobnie, zanim jeszcze dotknÄ…Å‚ ziemi.
* * *
Reynolds i Petar siedzieli tyłem do wartowni na wschodnim końcu zapory. Obok nich
leżał oddychając chrapliwie nadal nieprzytomny Groves, z poszarzałą twarzą, która dziwnie
przypominała wosk. Z góry oświetlała ich umocowana na dachu wartowni jaskrawo świecąca
lampa, a w pobliżu czuwał wartownik z wycelowanym w nich karabinem. Nad jeńcami stał
kapitan Wehrmachtu z minÄ… bliskÄ… zgrozy.
 Liczyliście, że wysadzicie taką zaporę kilkoma laskami dynamitu?  spytał z
niedowierzaniem, ale w nieskazitelnej angielszczyznie.  Oszaleliście!
 Nikt nas nie uprzedził, że ta zapora jest taka duża  odparł ponuro Reynolds.
 Nikt was nie uprzedził... Boże święty, oto macie fiksatów i Anglików! A gdzie wasz
dynamit?!
 Ten drewniany most się załamał.  Reynolds garbił się, przytłoczony tak sromotną
porażką.  Straciliśmy cały nasz dynamit... I wszystkich pozostałych towarzyszy.
 To się w głowie nie mieści, po prostu nie mieści się w głowie!  kapitan pokręcił
głową i odwrócił się, ale znieruchomiał, bo usłyszał głos Reynoldsa.  O co chodzi?
 O mojego przyjaciela.  Reynolds wskazał na Grovesa.  Jak pan widzi, jest bardzo
chory. Wymaga opieki lekarskiej.
 Pózniej.  kapitan obrócił się w stronę żołnierza w otwartym baraku radiowym. 
Jakie wieści z południa?  spytał.
 Właśnie zaczęli przekraczać most na Neretvie, panie kapitanie.
Słowa te doszły wyraznie do uszu Mallory ego, który znajdował się w tej chwili kawałek
od Millera. Właśnie skończył mocować pływaki do ściany zapory i miał już dołączyć do
towarzysza, kiedy kątem oka złowił rozbłysk światła. Znieruchomiał i spojrzał w prawo w górę.
Na szczycie zapory, wychylając się przez barierkę i świecąc w dół latarką, szedł
wartownik. Mallory od razu zdał sobie sprawę, że ich na pewno odkryje. Musiał przecież dojrzeć
jeden albo dwa pływaki przytrzymujące ładunki. Bez pośpiechu, przytrzymując się pływaka,
rozsunął górną część gumowego kombinezonu, sięgnął pod bluzę, wyjął luger, odwinął z
nieprzemakalnego pokrowca i zwolnił bezpiecznik.
Kałuża światła z latarki przesunęła się po wodzie blisko ściany zapory. Nagle świetlny
snop znieruchomiał. W samym środku świetlnego kręgu widać było wyraznie mały przedmiot
kształtu torpedy, przymocowany do ściany zapory przyssawkami, a tuż obok człowieka, w
gumowym kombinezonie i z pistoletem w dłoni. Pistolet ten zaś, z przykręconym do końca lufy,
co wartownik od razu spostrzegł, tłumikiem, mierzył prosto w niego. %7łołnierz otworzył usta,
żeby okrzykiem ostrzec innych, ale nie ostrzegł nikogo, bo w samym środku czoła rozkwitł mu
czerwony kwiat, a on sam pochylił się w przód jak ktoś śmiertelnie znużony, górną połową ciała
opierając się na barierce, a ręce zwisły mu w dół. Latarka wysunęła się z jego martwej dłoni i
wpadła do wody.
Uderzyła w nią z głuchym plaśnięciem, prawie trzaskiem. Mallory pomyślał, że w tak
głębokiej ciszy, jaka panowała, na pewno usłyszano to na górze. Czekał w napięciu, z gotowym
do strzału lugerem w dłoni, ale kiedy minęło dwadzieścia sekund i nic się nie stało, uznał, że nie
może dłużej czekać. Spojrzał na Millera, który niewątpliwie usłyszał trzask latarki, bo z
zaintrygowaną, zmarszczoną twarzą wpatrywał się w niego i pistolet, który trzymał. Mallory
wskazał w górę na martwego wartownika, przewieszonego przez barierkę na zaporze. Miller
rozchmurzył się i skinął głową, że zrozumiał. Księżyc zaszedł za chmurę.
* * *
Andrea, z lewym rękawem bluzy przesiąkniętym krwią, prawie że niósł przez piarg i
kamienie Marię, która właściwie nie mogła opierać się na prawej nodze. Kiedy dotarli do
drabiny, oboje zadarli głowy, wpatrując się w zniechęcającą do wspinaczki drogę w górę, na
pozornie niekończące się zygzaki żelaznych szczebli, ginących w mrokach nocy. Andrea ocenił,
że z ranną dziewczyną, przy jego zranionym ramieniu, ich widoki są bardzo marne. A do tego
tylko jeden Bóg wiedział, kiedy ściana zapory wyleci w powietrze. Spojrzał na zegarek. Jeśli
wszystko odbyło się zgodnie z planem, to powinna wylecieć właśnie teraz  modlił się więc w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed