[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dlaczego zawracała mu głowę sprawami bez znaczenia?
- Dorie, dwa dni jechałaś przez stan Teksas nie mając na sobie nic oprócz koszuli
nocnej. Jaką różnicę robi te kilka godzin? Znajdziemy ci coś, kiedy się tam dostaniemy. - Nie
miał pojęcia, skąd weźmie na to pieniądze, ale nie mógł jej tego powiedzieć.
- Nie. - Była doprowadzona do ostateczności. - Do tej pory nikt mnie nie oglądał. W
miasteczku mieszkają kobiety.
Popatrzył się na nią jak na wariatkę.
- Mężczyźni oglądali cię w tej koszuli! Czy to nie gorzej, niż być widzianą przez
kobiety?
Czemu mężczyźni są tacy głupi, zastanawiała się Dorie. Jak, na Boga, ich matki
pokonały ten brak rozumu i nauczyły ich wiązania butów? Przyjrzała mu się z ogromną
wyrozumiałością.
-Mężczyźni lubią kobiety w koszulach nocnych. Wiem to nawet z mojego
ograniczonego doświadczenia. - W podtekście było: „A czemu ty o tym nie wiesz?" - Kobiety
śmieją się z innych kobiet, które wjeżdżają konno do miasta nie mając na sobie nic poza
brudną koszulą nocną.
Cole'owi opadła szczęka ze zdumienia.
-Czterech niebezpiecznych zbirów jest gotowych cię zabić, a ty przejmujesz się, że
jakieś kobiety cię wyśmieją?
Skrzyżowała ręce na piersi.
-To sprawa godności.
- To sprawa życia i śmierci. - Otarł twarz. Czy jakiś mężczyzna zrozumiał kiedyś
kobietę? - Przyjrzyj się tej dziurze - rzekł spoglądając przez ramię na osadę. Stało jeszcze
tylko z osiem budynków. Kilka z nich to były wypalone skorupy, a jeden chyba stracił dach.
Szyldy zwisały pod dziwacznymi kątami, brakowało długich odcinków chodników. Właśnie w
chwili, gdy Cole i Dorie przypatrywali się życiu w osadzie, trójka mężczyzn wszczęła
strzelaninę i w parę sekund padł trup. Reszta mieszkańców, przyzwyczajona do rozlewu krwi,
spieszyła za swoimi sprawami, nie poświęcając uwagi nieżywemu. Mężczyzna wyglądający na
przedsiębiorcę pogrzebowego zwlókł trupa z ulicy.
- Gdybyśmy wpakowali się w tę rozróbę, nadal przejmowałabyś się, że jesteś w koszuli
nocnej? - Uśmiechnął się szeroko za jej plecami. - Bałabyś się, że nie zostaniesz przyjęta do
miejscowego kółka pań z dobrego towarzystwa, bo widziano cię w nieprzyzwoitym stroju?
Cole najwyraźniej wcale nie pojmował, o co jej chodzi. Zgrabnym ruchem zsunęła się z
konia i oznajmiła, że nie wjedzie do miasta ubrana tylko w koszulę nocną. Nic nie zmusi jej do
zmiany zdania.
-Dorie - przemówił do niej z przesadną cierpliwością – masz na sobie więcej materiału
niż jakakolwiek inna kobieta w mieście. Nie jesteś nieprzyzwoicie odsłonięta.
Nie zamierzała mu odpowiadać, bo sama siebie nie rozumiała. Ale wiedziała jedno:
nie wjedzie do tej dziwacznej mieściny mając na sobie tylko piętnaście jardów niegdyś białej
bawełny.
- Dorie... - zaczął Cole.
- Jedź, przywieź jej suknię - rozkazał Ford jednemu ze swoich ludzi i bronią wskazując
osadę.
Na te słowa Cole wymienił z Fordem spojrzenie, które zawierało wieki męskich
185
doświadczeń. Mówiło ono, że żaden mężczyzna nie zrozumiał i nie zrozumie kobiety, i nie
powinien nawet tego próbować.
Dorie zadowolona, że nie siedzi na koniu, weszła w jedyny cień na tym obszarze, pod
drzewo pinon i jak przystoi damie, usiadła wygładzając fałdy koszuli nocnej.
Cole wyrzucił w górę ręce na znak bezradności, wyjął z juków manierkę z wodą i
podsunął ją Dorie. Nie odzywał się słowem, gdyż lękał się, że straci cierpliwość. Jeśli była tak
uparta w trywialnej sprawie, czy wykona polecenia podczas próby ucieczki?
Po chwili wyciągnął się na trawie za plecami Dorie, przykrył twarz kapeluszem i
najzwyczajniej w świecie zasnął. Obudził go coraz głośniejszy łomot kopyt końskich.
Automatycznie sięgnął po broń i skrzywił się. Zabolało go ramię, a broni nie było na zwykłym
miejscu.
- Mam - rzekł wysłany bandyta głosem rozentuzjazmowanego chłopca. Niewątpliwie
po raz pierwszy - a gdyby marzenia Cole'a mogły się spełnić i ostatni - kupował suknię
kobiecie. Bandyta zsiadł z konia i podszedł do Forda. Był tak szczęśliwy jak po pierwszym
udanym skoku na bank - Prawie w ogóle nie noszona. Dostałem ją od Ellie, bo tylko ona jest
tak mała jak ta. Ellie nie chciała się z nią rozstać, ale powiedziałem, że to dla ciebie, i ustąpiła.
Ma tylko wrócić do niej nie zakrwawiona. - Z dumą podniósł kłąb czerwonego aksamitu i
bieliźnianego płótna. - To aż z Paryża.
Cole roześmiał się pogardliwie.
- Z Paryża, stan Tennessee? - Przyjrzał się sukni. To był ubiór prostytutki: prawie nic
ponad talią wąska w biodrach i przesadnie szeroko podkreślająca linię pośladków. - Zabierz
to - rzekł. - Ona nie będzie tego nosić.
- Właśnie, że będę - rzekła Dorie występując do przodu i porywając suknię z brudnych
łap bandyty.
- Nie będziesz! - krzyknął z oburzeniem Cole. - To nie ma nic na górze. Będziesz...
będziesz naga.
- Mówisz gorzej niż ten kaznodzieja w Willoughby. Zaskoczyło to Cole'a.
- Willoughby?
- Tam mieszkam i tam jest złoto.
Był już poirytowany suknią ale to, że nie połapał się od razu, o co chodzi Dorie,
wprawiło go w najzwyczajniejszy gniew. Ta dziewczyna zaczynała wymykać mu się z ręki.
- Nie będziesz nosiła tej sukni - rzekł i wyrwał okrycie.
- Właśnie, że będę. - Usiłowała odebrać suknię, ale nie pozwolił na to.
Dorie ponowiła próbę, lecz gdy Cole dzierżył suknię z dala od jej rąk, odwróciła się
od niego i założyła ręce na piersi.
-Skoro nie mogę dostać tej sukni, nie pojadę do miasteczka i nikt nie dostanie żadnego
złota.
Cole nigdy nie stanął przed takim problemem. Był tak przystojny, że bez kłopotu
nakłaniał kobiety, by zgadzały się z nim we wszystkim. Ale z drugiej strony nigdy nie okazał
się na tyle głupi, by zabraniać kobiecie zrobienia czegoś na czym jej wyraźnie zależało.
Instynktownie odwrócił się ku bandytom lecz ku jego obrzydzeniu okazało się, że
przypatrują się im tak jakby byli parą wędrownych komediantów przedstawiającą jakąś farsę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]