[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Co takiego?
Frannie wciągnęła dyskretnie powietrze. Płyn po goleniu
Drew miał subtelny zapach, ale cholernie skutecznie
rozpraszał jej uwagę.
- Potem kierowca zawiózł nas do tego ekstrawaganckiego
sklepu z bieliznÄ….
Gratulacje. Niezwykle pomysłowe.
- Zatrąbił, i ze sklepu wyszedł kierownik, który wręczył
Evie pudełko przewiązane wstążką i...
- Białą różę - odgadł bez trudu.
- Nie widziałam, co było w środku, Evie zatrzasnęła
wieko zbyt szybko, ale już sobie wyobrażam. W każdym razie
strasznie się zaczerwieniła. A w liściku było coś o rozkoszach
nocy poślubnej.
- I to wszystko?
- Skądże. Wprost niewiarygodne! Wszędzie każdy
wręczał jej różę. Znalazła nawet jedną w lodówce. W sumie
tuzin. A wiesz, co było najlepsze?
Przystąpił do wykonania kolejnej trudnej figury, lecz
Frannie poradziła sobie bez trudu. Cholera.
- Co takiego?
- Miałyśmy wszystkie mieć po jednej róży. Dla
oszczędności, wiesz? Ale w kościele czekała kwiaciarka,
zebrała wszystkie róże i zrobiła z nich bukiet. Na pięć minut
przed ceremonią. Umieściła w nim nawet liściki. Czyż to nie
urocze?
- Dość miłe - przyznał niechętnie.
- Evie powiedziała, że zasuszy bukiet i zachowa go na
zawsze. Była bardzo wzruszona.
Jasne. Drew potrząsnął głową.
- Tego właśnie nie rozumiem u kobiet. Na co jej wiecheć
oschłych kwiatów?
- Będzie jej przypominał dzień ślubu, który dzięki
mojemu bratu stał się spełnieniem marzeń każdej kobiety.
- Akurat. Czy nie po to płaci się fortunę fotografowi? Ile
potrzeba pamiątek, na litość boską?
Frannie zatrzymała się nagle pośrodku parkietu.
- Wiesz, na czym polega twój problem?
- Nie mogę się doczekać, żeby się dowiedzieć.
- Nie masz w sobie za grosz romantyzmu. W życiu się nie
ożenisz.
Nareszcie jakaś dobra wiadomość.
- %7Å‚adna kobieta z tobÄ… nie wytrzyma. Dlatego wiecznie
umawiasz się z kimś innym. Masz niezłe opakowanie, ale nic
solidnego w środku.
Drew wiedział z doświadczenia, jak wygląda małżeństwo,
gdy już zniknie fizyczne zauroczenie. Przykładem byli jego
rodzice. Pod koniec pozostaje jedynie żal i wyrzuty.
- Bzdura. Gdybym chciał się obarczyć żoną i dziećmi,
zrobiłbym to, ot tak - strzelił palcami. - Ale coś ci powiem,
drogie dziecko. Faceci... i dziewczyny też... mylą pociąg
fizyczny z miłością. Pożądanie nie jest obecnie poprawne
politycznie, więc wmawiają sobie, że są zakochani - wymówił
to słowo z odrazą.
- Czyżby? - Patrzyła na niego oburzona.
- Tak. Ale za jakieś pięć lat, kiedy Evie i Rick przypomną
sobie dzisiejszy dzień, będą się zastanawiać, o czym, do
cholery, wtedy myśleli?
- Idiota.
- Nie, realista. Moje zwiÄ…zki sÄ… niezobowiÄ…zujÄ…ce, bo
wiem, jak się skończą. Tak jak moich rodziców. Mógłbym być
równie romantyczny jak Rick, ale nie zrobię tego żadnej
kobiecie. Ani sobie.
Frannie gapiła się na niego.
- %7łal mi ciebie - powiedziała w końcu.
- Zupełnie niepotrzebnie - zacisnął usta. - Chcesz?
UdowodniÄ™ ci to.
- Jak?
- Pamiętasz moją siostrę Karen?
- Trochę. Jest dużo od ciebie starsza.
- Tylko pięć lat. - Wzruszył lekko ramionami. - Od ośmiu
jest mężatką, i wiesz co? Mówi, że jej małżeństwo potrzebuje
świeżego oddechu, cokolwiek to znaczy. Wyjeżdżają na długi
weekend. Moja mama jest już za stara na niańkę, więc ja mam
się zaopiekować trójką bachorów.
- Przykro mi, że twoja siostra i jej mąż mają kłopoty, ale
to nie znaczy...
- Może pomogłabyś mi ich przypilnować? Pod koniec
weekendu powiesz mi, czy twój zegar biologiczny nadal tak
głośno tyka.
Parsknęła.
- Już pędzę, lecę.
- Jeśli się mylę i nadal będziesz chciała wyjść za mąż i
wydać na świat własne potworki, sam się z tobą ożenię. -
Dlaczego ten pomysł nie przerażał go jednak tak bardzo, jak
powinien? Nieważne, to się nigdy nie stanie.
Frannie stuknęła obcasem. Drew był najbardziej
irytującym facetem na świecie.
- Akurat bym za ciebie wyszła dla zakładu. Masz po
prostu szczęście.
Uśmiechnął się ironicznie.
- W porządku - zdecydowała się w pół sekundy. - Zakład
stoi. I co ty na to?
ROZDZIAA ÓSMY
Frannie wracała do domu w piątkowe popołudnie. Może to
dziwne, ale tydzień w pracy minął bez większych zakłóceń.
Cały czas bardzo się pilnowała, by nie palnąć jakiegoś
głupstwa i tyle razy gryzła się w język, że już zaczęła się bać,
że go straci. Trudno byłoby jej uczyć drugoklasistów, nie
mając języka. Ale starała się ignorować bezmyślne i nad
wyraz częste uwagi Drew na temat jej umiejętności,
osobowości, włosów i wszystkiego innego pod słońcem.
Prawdę mówiąc, smutno, że doszło do sytuacji, kiedy nie
mogli przebywać w tym samym pokoju, bo od razu tworzyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]