[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przeciwnie, czytałam wolniej, bo właśnie wiedzy o pannie Antoinette poszukiwałyśmy z
takim wysiłkiem. Istotnie, w tym akurat stosie tkwiła właściwa korespondencja, i to, ku naszemu
zdumieniu, dwustronna.
- To się nazywa szacunek dla słowa pisanego - powiedziała uroczyście Krystyna. -
Popatrz, ten Marcin dostawał listy w Calais, w Noirmont, w Paryżu i wszystko pieczołowicie
zachował, przywożąc potem do Polski. Same przecież nie przyszły?
Potwierdziłam jej pogląd.
- Obaj bracia przywiezli wszystko. Ten pamiętnik Floriana... Jestem pewna, że
znajdziemy także listy do niego od rodziny... o, tu jest odpowiedz na któryś, siostra pisze.
- Matko jedyna, co za znaczki...! I ja na to wcześniej nie trafiłam...!!!
- Trafiłaś teraz. Pózniej się nimi zajmiesz. Teraz czytaj!
Po dwóch godzinach udało nam się ułożyć korespondencję w porządku chronologicznym.
Od skromnych i rzeczowych wzmianek o pannie Antoinette Marcin stopniowo przeszedł do
zachwytów i pochwał, metą zaś tej drogi był komunikat o zamierzonym ślubie i rzewna prośba o
błogosławieństwo rodziców. Równolegle biegły listy Floriana, pełne troski, że jego brat
zwariował. Sprawę rozstrzygnęła panna Justyna, stwierdzająca stanowczo wysoką jakość panny
Antoinette i w pełni popierająca zamierzony mariaż. W odwrotną stronę leciały odpowiedzi
rodziny, pisane przeważnie przez siostry, wykształcone do tego stopnia, że prawie nie robiły
błędów ortograficznych i okazywały subtelne poczucie humoru. W listach Marcina z naciskiem
eksponowana była gospodarność narzeczonej, która potrafiła zadbać nawet o taki drobiazg jak
poduszeczka do igieł. Poduszeczka do igieł urosła w końcu do rozmiarów symbolu, dziewczyny
natrząsały się z niej delikatnie, pisząc między innymi:
...jak już zechcesz, drogi braciszku, coś uszyć, będziesz miał jak znalazł ...
W liście Floriana natomiast, pisanym, kiedy już Marcin przywiózł młodą małżonkę do
Noirmont, znalazło się takie zdanie:
...a już o poduszkę do igieł to się tak trzęsie, jakby była ze złota ...
- Co za cholera z tą poduszką do igieł...? - mruknęłam podejrzliwie.
- Widocznie niczego mniejszego w posagu nie miała - wysunęła supozycję Krystyna. -
Duperela pilnuje, to większe zgoła boską czcią otacza.
- Może i - zgodziłam się. - Czekaj, bo wedle naszych dedukcji diament powinna już w
tym czasie posiadać. Ciekawe gdzie, przy sobie czy, na przykład, zostawiła w Calais...
- Myślę, że raczej przy sobie i stąd ta troska o przedmioty...
- Albo nie! - przerwałam w nagłym natchnieniu. - To znaczy, tak, owszem, ale wiesz, co
mi na myśl przychodzi? On mógł tkwić w tym cholernym sakwojażyku eks-narzeczonego, a ona,
zajęta Marcinem, nawet tam nie zajrzała. Nie wiedziała, że go ma. Nie darmo Heaston lata za
podniszczonÄ… pederastkÄ…!
- Ma to swój sens - przyznała Krystyna po krótkim zastanowieniu. - Może zajrzała
dopiero w chwili, kiedy się przenosiła do Polski i na wszelki wypadek ukryła znalezisko. Potem
schowała go gdzieś tu i przed śmiercią nie zdążyła o nim powiedzieć.
- Przed śmiercią bym powiedziała komukolwiek.
- Gówno prawda. Przebierałabyś w powiernikach jak w ulęgałkach. Poza tym, skąd byś
wiedziała, że jesteś przed samą śmiercią, człowiek zawsze ma nadzieję, że to jeszcze nie.
- No może. Przecudowna perspektywa. Listy, nie listy, a strych przegrzebać musimy.
- Gdybym była całkiem świnia - powiedziała moja siostra złośliwie - plunęłabym na tak
kłopotliwy klejnot, bo na laboratorium Andrzeja same znaczki wystarczą. Już się czaję na
wycenÄ™.
- Wchodzą w skład masy spadkowej i musiałabyś podzielić się ze mną - wytknęłam
jadowicie. - Nie mówiąc już o tym, że te z korespondencji Kacperskich należą do Kacperskich i
już widzę, jak ich kantujesz.
- Głupia jesteś. Cholera. No dobrze, szukajmy ścierwa...
O wschodzie słońca całą korespondencję miałyśmy za sobą, przejrzaną zaledwie, chociaż
aż się prosiła o dokładne czytanie. Panicz Piesiecki wleciał do studni, ale głową trafił w
wiaderko, które się cudem utrzymało, i wyciągnęli go żywego. Narowista klacz Rosalinda
wbiegła po schodkach do salonu państwa Młynowskich, zrzucając barona Lestkę, który łbem
zaczepił o futrynę, i wytłukła sewrską porcelanę. Pannę Jasińską zamknięto przez pomyłkę w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]