[ Pobierz całość w formacie PDF ]

próbowałeś wystartować beze mnie. Rozleciałbyś się na więcej kawałków
niż najbardziej skomplikowana układanka. Zwiąż go Josie.
Sięgnął do kieszeni, wyciągnął linkę oraz szwajcarski nóż wojskowy i
rzucił w jej stronę. Mechanicznie wykonała jego polecenie. Samolot drżał
próbując oderwać się od ziemi przy silnym oporze wiatru. Rzuciło ich do
przodu. Bettina krzyknęła zakrywając twarz. Whitewater robił szybkie i
gwałtowne manewry przy sterze. Samolot zakołysał się, gwałtownie z2-
ylił do przodu i podskoczył w górę. Potoczył się po pasie, znowu z2-
oczył i w końcu wrócił do równowagi. Oderwali się od wstrząsanej
grzmotami ziemi. Lecieli w kierunku wirujÄ…cych chmur.
 Chyba się nam uda  powiedziała Bettina z zachwytem kładąc ręce na
ramionach Josie.  Josie, on chyba naprawdÄ™ nas stÄ…d wydostanie!
Josie spojrzała z wdzięcznością na szerokie plecy Whitewatera. Był
całkowicie skoncentrowany na prowadzeniu samolotu. Spojrzała na Bet-
tinę, której bladą twarz opromieniła ulga.
 Bettina  powiedziała drętwym głosem z kamienną twarzą.  Czy ty
nie rozumiesz? Nie mamy Lucasa. Lucas uciekł. Został tam w dole.
Daleko pod nimi słychać było potworny ryk. Samolot zapikował gwa-
łtownie, ale szybko wrócił do równowagi. W dole wyspa znikała pod coraz
gęstszą warstwą pyłu. Nagle pokrywę pyłu rozdarł ognisty błysk, słup
dymu wystrzelił w górę. Kana-Puma wybuchła.
 Powiedziałam, że Lucas został na dole  powtórzyła gorzko Josie. 
Twój przyjaciel jest w pułapce.
Bettina nie wydawała się być poruszona tym faktem. Patrzyła na siostrę
z miną obrażonej niewinności.
 On nie jest moim przyjacielem  odparła dziecinnie.  Nie obchodzi
mnie, co się z nim stanie. Zasługuje na to, co go spotka.
 Bettina!  krzyknęła Josie przerażona słowami siostry.
Willis potakiwał filozoficznie głową, jakby on też nie przejmował się
losem człowieka, którego niedawno nazywał swoim przywódcą.
Whitewater udowodnił już wcześniej, że nie interesuje go, co stanie się z
Lucasem. Nikogo to nie obchodziło. Może Josie też nie powinno to obcho-
dzić, ale czuła na sercu ciężar. Czyżby była jedyną osobą w tym gronie,
która przejmowała się losem innego człowieka?
 Zastanawiam się  powiedziała do siebie  czy może przeżyć.
Jedyną odpowiedzią był ryk silników. W końcu odezwał się Whitewater.
 To jego problem, Josie. Nie twój.
 Uh  powiedział Willis, drapiąc się w ucho spętanymi rękami.  z2-
aszam, że się wtrącę...  przerwał na chwilę  ... ale wydaje mi się, że coś się
dzieje z pandÄ….
Josie spojrzała na niego niewidzącymi oczami. Następnie przeniosła
wzrok na leżącą na podłodze klatki niedzwiedzicę. Czarno-białe futro na jej
boku rytmicznie podnosiło się i opadało.
 Och, nie  jęknęła. Czuła, jak kręci się jej w głowie.  Będzie rodzić.
Tutaj. Za chwilÄ™.
Otworzyła klatkę i położyła jedną rękę na okrągłym boku pandy.
Księżycowa Róża, zbyt nieprzytomna, by się przestraszyć, mruknęła
przyjaznie.
 Whitewater  zawołała Josie.  Prowadz to coś bardzo równo.
Będziemy mieli poród.
Nawet na nią nie spojrzał. Jego uwaga skupiona była na sterach.
 Będziemy mieć również burzę powietrzną. Trzymajcie się mocno.
Wygląda na to, że wchodzimy w strefę zaburzeń atmosferycznych. %7łeby
uniknąć najgorszego, spróbuję oblecieć ją nadkładając drogi. Musimy uwa-
żać, żeby starczyło nam paliwa.
Prawie go nie słyszała. Była zbyt zajęta rejestrowaniem oddechu pandy.
W obawie o uszkodzenie płodu, Josie nie zaaplikowała samicy dużej dawki
środka usypiającego i teraz niedzwiedzica przychodziła do siebie, być
może z powodu skurczy porodowych. Kiedy znowu zaczęło trząść
samolotem, Josie zmusiła się, by nie zwracać na to uwagi, chociaż Bettina
wczepiła się w oparcie fotela i piszczała ze strachu. Księżycowa Róża z2-
owyczała, w jej oczach malowało się zdziwienie.
 Wszystko jest teraz w rękach natury  mruknęła Josie głaszcząc pandę
po głowie.
 Zawsze jest w jej rękach, Ruda  odpowiedział swoim matowym
głosem Whitewater. Samolot raz jeszcze wzniósł się i opadł.  Zawsze 
powtórzył.
 Uh  wtrącił Willis. Nie wyglądał zbyt dobrze.  Ten samolot strasznie
trzęsie. A ja, uh, nigdy przedtem nie uczestniczyłem w porodzie i jakoś tak
siÄ™ dziwnie czujÄ™...
 Więc nie patrz  odburknął Whitewater.  Pozwól damie się tym zająć.
Obu damom.
 Whitewater  odezwała się Josie.  Chciałabym, żebyś mógł mi pomóc.
Panda oddychała teraz ciężko, jej półotwarte oczy wyrażały bolesne
zdziwienie.
 Pomagam ci  odpowiedział ponuro.  Utrzymuję ten samolot w
powietrzu. Na razie.
Bettina schowała twarz w oparcie siedzenia, a Willis położył się u jej
stóp.
 To znaczy  powiedziała Josie ocierając pot z czoła  chciałabym,
żebyś dał mi moralne wsparcie, czy coś w tym rodzaju.
Samolot zatrząsł się, zanurkował i wrócił do równowagi. Josie robiła, co
mogła, by utrzymać w miejscu Księżycową Różę i nie pozwolić jej na z2-
anie się o ściany samolotu.
 Zaśpiewajmy  zaproponował Whitewater.
Josie zapomniała, że Whitewater zna tylko jedną piosenkę i w dodatku
nie umie dobrze śpiewać. Zapomniała o wszystkim, prócz tego, że był z nią
i wspierał ją duchowo. Jak zwykle polegała na nim.
%7łeby ominąć burzę powietrzną spowodowaną wybuchem Kana-Pumy,
musieli polecieć tak daleko na zachód, że dziecko Księżycowej Róży [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed