[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ilustrowanych w poczekalni u lekarza. Linnea była piękna, bogata i
utytułowana. Doskonała partia dla Hansa. Nic dziwnego, że tak pośpiesznie
się oddalił, w tej samej chwili gdy ją dostrzegł.
- Chodzmy przywitać się z Linneą - ponaglił Wolfgang.
- Och, nie, doprawdy...
- Chodzmy, chodzmy...
Nie miała wyboru, musiała podejść za nim do Hansa i Linnei,
najwyrazniej pochłoniętych rozmową.
- Hans, drogi chłopcze, nie sądzę, żeby Anastazja i Linnea spotkały się
przedtem.
- Nie sądzę. - Linnea rzuciła spojrzenie na Hansa i uśmiechnęła się.
Mówiła z pięknym angielskim akcentem. - Ale właśnie spytałam Hansa,
kogo ze sobą przywiózł. - Wyciągnęła rękę do Annie. - Jestem zachwycona,
że mogę panią poznać, Anastazjo.
- Miło mi panią poznać, wasza wysokość. - Annie uścisnęła jej dłoń,
zastanawiając się, czy powinna dygnąć, ale doszła do wniosku, że byłby to
już zbytek łaski.
- Och, proszę - machnęła ręką księżna. - Dla pani jestem Linnea.
Annie zajęta była układaniem w myśli listy różnych rzeczy, dzięki którym
młoda księżna stanowiła znakomitą partię dla Hansa. Z niechęcią musiała
dopisać tam przymioty: ciepła" i naturalna".
- Hans, muszę teraz już lecieć. - Linnea kipiała energią. - Będzie mi bardzo
przyjemnie przyjechać do tej stacji narciarskiej. Czwartego, tak?
- Czwartego - potwierdził Hans. - Będę cię oczekiwał.
- Wolfgang... - Pocałowała starszego pana w policzek. -Cudownie cię
znów zobaczyć. Anastazjo, cieszę się z naszego spotkania.
Annie uśmiechnęła się do niej, ale czuła, że się kurczy, porównując się z tą
kobietą, żywą jak iskra. Patrzyła, jak Linnea odchodzi i zauważyła, że każdy
mężczyzna w foyer odprowadzają wzrokiem. Każdy, z wyjątkiem Hansa.
Hans spoglądał na Annie z wyrazem, jak mogłaby przysiąc, litości.
- Jest pani gotowa wracać? - zatroszczył się o nią z serdecznością w glosie.
- Czy kiedy Linnea zniknęła, pańskie obowiązki tutaj już są skończone? -
zapytała, nie namyślając się. Natychmiast poczuła, że się rumieni.
- Tak. - Hans zdawał się nie zauważać jej sarkastycznego tonu. - Miałem
nadzieję, że ją dziś wieczorem zobaczę. I udało się nam ustalić termin
otwarcia nowej stacji narciarskiej, na które przyjedzie.
- Och. - Annie pokiwała głową, jakby rozumiała znaczenie tego, ale nie
rozumiała. Mimo wszystko nie chciała, by zaczai podejrzewać, że jest
zazdrosna. Ponieważ, oczywiście, to nie odpowiada rzeczywistości. - Będzie
bardzo miło.
- Będzie więcej niż miło, będzie rewelacyjnie. Już się o nic nie martwię. -
Zeszli do szatni. Hans pomógł Annie włożyć płaszcz. - Wieczór był na
pewno wart zachodu - podsumował, wychodząc z budynku opery.
Nic nie odpowiedziała. Nie mogła przestać myśleć o pocałunku. Co to
miało znaczyć? Po prostu poplątało mu się coś w półśnie? Ale przecież
wymówił jej imię.
Noc była mrozna i Annie szczelniej otuliła się płaszczem.
Miała niewyrazną świadomość obecności ochroniarzy kilka metrów dalej.
Dawali zaskakujące poczucie bezpieczeństwa. Zrobiło się bardziej rześko.
- Czuje się śnieg - Hans jakby czytał w jej myślach.
- Naprawdę? Nic nie czuję. - Akurat teraz nie powinna pozwolić, żeby ją
rozszyfrował.
Czekali na chodniku, aż kierowca przyprowadzi wóz. Stali obok siebie w
ciszy, obłoczki pary z ich ust unosiły się i łączyły ze sobą. Jak nasze dusze,
wyobraziła sobie Annie i natychmiast skarciła się za romantyzm. To tylko
ślad ciepłego oddechu na mrozie, żaden romantyczny symbol.
Podjechał samochód i kierowca otworzył im drzwiczki. Rozsiedli się
wygodnie na tylnym siedzeniu.
- Kiedy opera się skończyła i pani mnie obudziła... - zaczął Hans po kilku
minutach.
- Tak?
- Czy my... - Przerwał i zdawało się, że szuka odpowiedniego słowa.
Annie nigdy nie widziała go tak zakłopotanego.
- Czy my? - ponagliła go.
- Czy ktoś zauważył? Mam na myśli to, że drzemałem. - Spojrzał na nią
szybko, przez krótki moment patrząc jej w oczy, potem odwrócił wzrok.
- Nie sądzę - pokręciła głową,
- Dobrze. Dobrze. - Skinął głową i patrzył na szybę, pokrytą mgiełką. -
Rzeczywiście robi się mrozno.
- Hans - zaczęła niezobowiązująco.
- Tak?
Postanowiła powiedzieć mu o pocałunku. Chciała otwartej konfrontacji.
- Bardzo dobrze bawiłam się dziś wieczorem, dziękuję.
- Bardzo się cieszę. Teraz rozumie pani lepiej, czego oczekuje się po Bęsie
i Marcie. Jestem pewny, że przyzna pani, iż wycieczki do miasta nie są
konieczne.
Po prostu z niej kpił. Miało to sprawiać wrażenie, jak gdyby myślał o
czymś bardzo błahym, ale Annie wiedziała, że on tylko udaje.
- Biorąc pod uwagę pański przykład, powinny się nauczyć, jak spać na
siedzÄ…co.
- To nie jest norma, zapewniam paniÄ….
- Nie lubi pan opery, prawda? - Annie popatrzyła na niego przeciągle.
- To niczego nie zmienia.
Samochód wjechał na autostradę. Annie zauważyła drogowskaz do
Lassbergu. Jeszcze niewiele ponad godzinę wspólnej jazdy i ten
czarodziejski wieczór się skończy. Czuła cudowny zapach jego wody po
goleniu, lekki i świeży.
Rozmawiali o rzeczach błahych przez następne pół godziny. Nie
omieszkali wyczerpać również tematu pogody. Annie powtórzyła, że dobrze
się bawiła, a on jeszcze raz zapewnił, że bardzo go to cieszy.
- Naprawdę? Zastanawiam się, czy lubi pan uczestniczyć w takich
imprezach?
- To część moich obowiązków.
- Więc nie przepada pan za tym.
- Zazwyczaj niespecjalnie. - Spojrzał na nią. Samochód wjechał na plac w
jakimś miasteczku, ożywiony przez świąteczne dekoracje i sznury lampek,
chociaż Boże Narodzenie było dopiero za miesiąc. Biały śnieg pokrył
ziemię, a na nim odbijały się malowniczo kolorowe refleksy.
- Wydaje mi się - odezwała się Annie po następnych kilku kilometrach - że
należeć do rodziny panującej, znaczy spędzać mnóstwo czasu na robieniu
rzeczy, których się nie lubi, rzeczy, które nudzą do tego stopnia, że można
zasnąć. - Zebrała siły, żeby zadać pytanie za sto tysięcy. - Więc co pan robi,
kiedy chce się pan dobrze bawić?
- Nie mam czasu, by się dobrze bawić.
- Poważnie. - Chciała się roześmiać, ale poczuła ucisk w gardle. - Co pan
robi, żeby się rozerwać? - Był tak blisko. Mogła go dotknąć. W istocie
pragnęła tego rozpaczliwie. Skrzyżowała ramiona na piersiach.
- Nic mi do głowy nie przychodzi. - Pokręcił głową, marszcząc brwi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]