[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak, system filtrowania wody oparty jest na energii słonecznej. Musieliśmy
opracować...
A więc to jednak musiała być prawda, co mówiono o Barneyu McNabie, że
jest to kapitalista z wrażliwą duszą, człowiek przedkładający dobro naturalnego
środowiska nad zyski, prawdziwy Kanadyjczyk. Jak pięknie ten hotel i basen wra-
stały w otoczenie! Jakie to miłe, że zaproszono wszystkich tu obecnych na otwarcie
basenu... i jakże pociągająca była myśl, że Pawnee wystąpi wówczas w jeszcze
bardziej skÄ…pym stroju, a Ezra odkryje nagÄ… pierÅ›...
- Owszem, Barney McNab miał zamiar przyjechać - wyjaśniał Ezra. - Jego
żona, Jade Sweet, również, jest przecież podporą CCN. Mieli przywiezć jeszcze
kogoś, jakąś ważną osobistość, ale nie wiem kogo. Tylko że wczoraj w Toronto
znów była zawieja i żaden samolot dzisiaj nie wystartował.
Pasażerowie jachtów byli niezmiernie rozczarowani nieobecnością McNa-
bów. Właściciele CCN należeli do międzynarodowej elity finansowej. Oczywiście
mieli jacht, ale byli zapracowanymi samotnikami, toteż rzadko nadarzała się oka-
zja, by ich poznać. Mieszkańcy wyspy jednak widywali ich dość często.
- A czy przyjadÄ…, gdy pogoda siÄ™ poprawi?
- Raczej nie, skoro już stracili dzisiejsze przyjęcie - odrzekł Ezra.
S
R
On sam żałował, że tak się stało, bo obecność McNaba zwolniłaby go z obo-
wiązku pozostania na przyjęciu, dopóki nie wyjdzie ostatni gość.
- Muszę zostać do końca - mruknął do Pawnee, gdy do plaży przybijał kolejny
prom.
- Wiem - odparła i uśmiechnęła się.
Właściwie nigdzie jej się nie śpieszyło. Nadal była spięta. W gruncie rzeczy
czuła się jak panna młoda. Zastanawiała się, czy Ezra wie o tym, że jego żona jest
dziewicą, lub czy odgadnie to w porę? A może powinna mu powiedzieć? Znów na-
piła się szampana.
W końcu ostatni goście pożegnali się i wsiedli na prom. W baraku panował
nieopisany bałagan. Wszędzie stały puste kieliszki, makieta trochę się przekrzywi-
ła, podłoga wysmarowana była kawiorem i łososiem.
- Idz do domu, Ez - zlitował się Barry. - Prosiłem kilku ludzi, żeby pomogli
nam w sprzątaniu. Nie jesteś już tu potrzebny. Ogromny sukces, co? Pawnee po-
winna dostać premię od firmy.
Słońce właśnie zachodziło. Pawnee i Ezra w milczeniu zeszli na plażę i po-
dziwiali niezwykły widok.
- Popatrz - odezwała się nagle Pawnee. - Akurat jest odpływ. Woda się cofnę-
ła. Chodzmy do domu ścieżką.
Zdrowy rozsądek podpowiadał Ezrze, że chyba obydwoje wypili trochę za
dużo szampana, by zaryzykować tę drogę, nie potrafiłby jednak w tej chwili od-
mówić Pawnee niczego, nawet gdyby go poprosiła, żeby podążył z nią do Chin.
Pochylił się, podwinął nogawki spodni i zdjął buty. Pawnee również zsunęła san-
dały i pochyliła się, by wziąć je do ręki.
- Oho! - zaśmiała się cicho. - Chyba wypiłam więcej szampana, niż mi się
zdawało!
Wzięła go za rękę i poprowadziła przez pas wody pozostały między plażą a
odsłoniętą łachą piasku. Lekka bryza owinęła jej sukienkę dokoła ciała. Naraz
S
R
wszystko było tak, jak w opowieściach Mirandy: zachód słońca, piasek i woda... i
zapach perfum Pawnee. Z jachtu płynącego do przystani w Port Sunrise dobiegała
uwodzicielska pieśń, która niosła się nad wodą niczym śpiew kobiety oczekującej
na kochanka. Stali w milczeniu, słuchając i patrząc, aż zarys łodzi zniknął, a potem
odpływ zmienił się w przypływ i świat ogarnęły ciemności.
Teraz to miejsce stało się dzikie, święte i zaczarowane. Woda delikatnie ła-
skotała ich stopy. Ruszyli przed siebie. Pawnee odwróciła się, by spojrzeć na Ezrę
w blasku gwiazd, i straciła równowagę.
To zabawne, pomyślał Ezra, czego można się dowiedzieć, stojąc pośród takiej
nocy i patrząc na zachód słońca. Dziwne, że taka chwila może powiedzieć czło-
wiekowi coś, co powinien sobie uświadomić już dawno - że to uczucie, którego
doznaje patrząc na swoją żonę, to miłość.
Choć niebezpieczeństwo nie było wielkie, pochylił się błyskawicznie i wy-
rwał Pawnee z objęć morza. Wziął ją na ręce, ociekającą wodą, i poniósł przed sie-
bie, do domu, do łóżka.
S
R
ROZDZIAA JEDENASTY
Ezra stał na brzegu morza, pogrążony w myślach. Dwanaście godzin wcze-
śniej w tym samym miejscu patrzył na zachód słońca. Teraz słońce wschodziło po
przeciwnej stronie nieba. Czuł rytm przyrody odbity w rytmie własnego ciała. Ski-
nął głową, jakby odpowiadał komuś na pytanie.
Zrozumiał, że starożytni Grecy mieli rację: Apollo w swoim ognistym powo-
zie schodził na noc do świata podziemi. Ostatniej nocy Ezra również zstąpił do
swego podziemnego świata i po raz pierwszy w życiu stanął twarzą w twarz z be-
stią żyjącą w jego duszy. Potraktował Pawnee tak, jak nigdy jeszcze nie traktował
żadnej kobiety. Zawsze dotychczas trzymał popędy na wodzy, ostatniej nocy jed-
nak okazało się to niemożliwe. Gdyby próbował z nimi walczyć, z góry znalazłby
się na przegranej pozycji. Pozwolił więc im się nieść i zabrał Pawnee do miejsc, o
istnieniu których nie miał wcześniej pojęcia. Przez cały czas słyszał muzykę, jakby
jej ciało śpiewało mu pieśń. Podążał za tą muzyką i przekonał się, że jest to melo-
dia, którą zawsze pragnął usłyszeć.
Oczywiście wiedział o tym wszystkim o wiele wcześniej, tylko że był zbyt
głupi, by to zrozumieć. Już w dniu, gdy nałożył jej obrączkę na palec, wiedział,
czuł to w głębi duszy, choć nie zdawał sobie sprawy, co właściwie czuje...
Pawnee była dziewicą. Ezra wiedział, że do końca życia nie zapomni chwili,
gdy sobie to uświadomił. Wcześniej słyszał w jej okrzykach zdziwienie i wdzięcz-
ność, która się pojawia, gdy rozkosz po raz pierwszy odnajduje przypisane sobie
szlaki, sądził jednak, że oznacza to tylko tyle, iż wcześniej miała kiepskich ko-
chanków. Przeklinał ich głupotę i tym bardziej pragnął obdarzyć ją całą przyjem-
nością, z jakiej okradziono ją wcześniej. W końcu jednak zrozumiał, że droga do jej
wnętrza jest zamknięta. Obydwoje byli wstrząśnięci i zdumieni. Zatrzymał się w
pół ruchu, wsunął rękę pod kark Pawnee i uniósł jej głowę, aż jej oczy, przepełnio-
ne mieszaniną bólu i rozkoszy, zatrzymały się na jego twarzy.
S
R
- Pawnee - wyszeptał z trudem. - Pawnee.
Uśmiechnęła się i wymruczała cicho:
- Wszystko w porządku. Wiedziałam, że to będzie trochę bolało.
Wtedy właśnie bestia w jego duszy przebudziła się na dobre i gdy ich ciała
splotły się, Ezra pojął, iż bestia nie jest jego przekleństwem, lecz powodem do
chwały.
Teraz jednak, gdy słońce wspinało się coraz wyżej po niebie, poczuł pierwsze
wątpliwości. Czy nie przestraszył Pawnee? Może to było dla niej zbyt wiele jak na
pierwszy raz? Gdyby wiedział wcześniej... Teraz, gdy było już po wszystkim, łatwo
było mu myśleć, że zabrał ją ze sobą. Może dziadek właśnie to miał na myśli?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]