[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pułkownik nieznacznie wzruszył ramionami.
- Proszę bardzo. Może mały spacer, pani Duval?
- Zamierza pan nam towarzyszyć?
- Naturalnie. Spędziłem przecież pół dnia w siodle, więc
muszę się rozruszać. Poza tym, czy uważa mnie pani za gbura,
który pozwala damom chodzić bez opieki po obcym mieście?
- Och, nie, pułkowniku.
- Czy możemy więc wyruszyć?
Przechadzka okazała się bardzo przyjemna. Caroline peł
na podziwu dla wiedzy przewodnika nie kryła swojego
uznania.
- Dobrze znam tę drogę, szanowna pani. Jechałem nią
wiele razy - odpowiedział.
- Naprawdę? Czy to znaczy, że pan pochodzi z York
shire, pułkowniku?
- Tak, pani Duval. - Ton pułkownika nie zachęcał do za
dawania następnych pytań, lecz Caroline nie dała się zrazić.
Wydarzenia poprzedniego wieczoru wzbudziły w niej duże
zaciekawienie pułkownikiem.
- Przypuszczalnie ma pan tam wielu przyjaciół.
- Dość dawno już nie odwiedzałem tej okolicy.
- Dlaczego? Czyżby armia była taka wymagająca?
- Owszem, a poza tym... poza tym wszedłem w konflikt
z wujem i mój pobyt w Yorkshire stwarzał niezręczną sytu
acjÄ™ dla nas obu.
- Czy ma pan innÄ… rodzinÄ™?
- Córkę. - Tym razem w jego głosie zabrzmiała ostrze
gawcza nuta i Caroline skapitulowała. Zresztą i tak zabrakło
jej ochoty na zadawanie dalszych pytań. A więc pułkownik
jednak był żonaty z Gabriellą. To była matka jego dziecka.
Przez resztę spaceru właściwie milczeli. Pułkownik poka
zał im jedno czy dwa interesujące miejsca, ale miła atmosfera
się rozwiała. Wszyscy byli więc zadowoleni z powrotu do
zajazdu, gdzie czekał na nich wyborny posiłek.
Przenocowali zgodnie z planem w Grantham i nie zda
rzyło się nic nieprzewidzianego. Joseph nie potrzebował do
datkowej opieki, czuł się zdecydowanie lepiej i tak też wy
glądał. Pułkownik wcześnie udał się na spoczynek, a Caro
line i Maggie poszły do swoich pokojów przed dziewiątą.
- I co, pani Duval? - odezwała się Maggie, gdy pomogła
Caroline pozbyć się ciężkiej sukni. - Przebranie już niepo
trzebne, co?
- Co ty mówisz, Maggie?! Potrzebne, i to bardzo. Puł
kownik nie jest taki głupi, żeby nie poznał rzekomej służącej
z Buckden, gdybym pokazała mu, jak wyglądam naprawdę.
Nie ma rady. Muszę chodzić w tym przeklętym przebraniu
do końca podróży. Nie wiem tylko, czy nie umrę z prze
grzania.
- Wpadła pani jak śliwka w kompot. Nie byłoby jeszcze
tak zle, ale niepotrzebnie naigrawała się pani z niego tym
kapitanem" i zmieniła głos. Sztuczkę ze służącą może by
pani wybaczył, gdyby nie ta reszta.
- O, nie! Nie znasz nawet połowy tej historii, Maggie.
Służąca, zajęta szczotkowaniem włosów Caroline, znieru
chomiała ze szczotką w powietrzu. Ich spojrzenia spotkały
siÄ™ w lustrze.
- Dlaczego nie?
Caroline oblała się rumieńcem. Miała wrażenie, że całe
ciało nagle zaczęło ją palić.
- Panno Caro! Powiedziała mi pani, że wczoraj wieczo
rem nic nie zaszło.
- Bo nie zaszło - stwierdziła Caroline wyzywającym to
nem. - Powiedziałam, że pułkownik był chory i mnie nie po
znał. Nie musisz mieć takiej zgorszonej miny. Nic istotnego
naprawdę nie zaszło.
Maggie odłożyła szczotkę.
- Niech pani mi wszystko dokładnie opowie. Czy on...
czy on rzucił się na panią?
- Skądże! Jest dżentelmenem.
- Phi! Z tego, co widziałam, bycie dżentelmenem nie sta
nowiłoby dla niego przeszkody. Ale w tym przypadku pani
wierzę. Pułkownik wydaje się bardzo honorowym człowie
kiem. Opowie mi pani, co się stało, czy nie?
Caroline przekazała Maggie mocno złagodzoną wersję
wydarzeń. Uznała, że w szczegóły swojego zachowania
wdawać się nie musi.
- Jak widzisz, nasz pułkownik ma za sobą jakąś tragedię.
Bardzo chciałabym poznać jego tajemnicę.
- Porozmawiałabym z panem Bettsem, gdybym uważała,
że to może coś wyjaśnić. On jednak nie chce puścić pary
z gęby o swoim panu. Gdybym nie sprowadziła go wczoraj
wieczorem ze stajni, o atakach też by mi nie powiedział.
W każdym razie nie wydaje mi się, żeby pan Betts znał puł
kownika jeszcze sprzed wojska. - Maggie obdarzyła Caro-
line surowym spojrzeniem. - Poza tym na pani miejscu, pan
no Caro, przestałabym nim sobie zaprzątać głowę. Musi pani
skupić się na swoich problemach, a nie interesować się cu
dzymi.
- Jeśli ten upał się nie skończy, to bardzo prawdopodob
ne, że w tym stroju dostanę wreszcie apopleksji, a wtedy bę
dzie ci naprawdę przykro. Gdybym wiedziała, co robić... Ale
nie mogę wszystkiego wyznać pułkownikowi. Co by sobie
o mnie pomyślał?
- Dlaczego miałby myśleć o pani zle, jeśli naprawdę nic
między wami nie zaszło? Zaczynam podejrzewać, że nie po
wiedziała mi pani wszystkiego, panno Caro.
- Pozwoliłam mu na pocałunek.
- Nie rozumiem. Nie mówiła pani, że pułkownik wydaje
jej się atrakcyjny. Nawet pokpiwała pani z niego i nazywała
go drewnianym żołnierzykiem. I wszystkich mężczyzn trzy
ma pani na dystans, odkÄ…d...
- Tak, odkąd wróciłam z Nowego Orleanu. Nie mogę od
powiedzieć na twoje pytanie, Maggie, bo sama tego nie ro
zumiem. Nie chodzi tylko o to, że obudził we mnie współ
czucie. On... on wydał mi się inny. Wcale nie taki jak ten
wcześniejszy pułkownik Ancroft. - Wreszcie odzyskała rów
nowagę. - To już się nie powtórzy. Nikomu nie stała się
krzywda, więc możemy o tym zapomnieć.
- Pod warunkiem, że pułkownik uważa tak samo -
stwierdziła trzezwo Maggie.
- Dopóki pułkownik nie zobaczy, jak naprawdę wyglą
dam, nie wpadnie mu do głowy, że mogłabym mieć cokol-
wiek wspólnego z tamtą dziewczyną. Pomyślmy lepiej, jak
można przerobić ten strój, żeby nie było w nim tak gorąco.
- Mogłaby pani zrezygnować z kilku grubych halek. My
ślę, że nikt nie zauważy różnicy - podsunęła Maggie.
- Ja na pewno zauważę. Przecież jestem już panią Duval,
a ona jest odważniejsza niż pani Hopkins. Zresztą może dalej
na północy jest chłodniej.
Optymizm Caroline okazał się jednak bezpodstawny.
Z każdym mijającym dniem upał zdawał się nasilać. Gdy do
jeżdżali do Doncaster, był już dla niej doprawdy nieznośny.
Maggie starała się, jak mogła, żeby jej ulżyć, w zajezdzie
okazało się jednak, że kadz, którą służba przyniosła do po
koju, jest zbyt mała, by omywanie gąbką mogło przynieść
oczekiwaną ulgę. Tej nocy, gdy Caroline położyła się do łóż
ka, było jej gorąco nie do wytrzymania, a w dodatku miała
wrażenie, że lepi się od brudu. Nie wiedziała, jak wytrzymać
resztę podróży, ale ujawnienie prawdy Johnowi Ancroftowi
wciąż wydawało jej się nie do pomyślenia.
Spała niespokojnie, a zbudziła się o wczesnej porze, na
wet jeszcze zanim wstali służący. Pierwsze promienie słońca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]