[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zjawiła się tu w czasie weekendu. W niedzielę wzięli samochód na
próbną jazdę, a dzisiaj wrócili i kupili go.
Co zrobili?
Dzisiaj rano kupili samochód powtórzył. Zupełnie nie mógł
sobie wytłumaczyć jej reakcji. Czy coś jest nie w porządku?
Oczywiście. I to bardzo nie w porządku krzyknęła osłupiała.
Jak mogłeś sprzedać ten samochód?
Myślałem, \e na tym polega cały pomysł.
No tak... Ale ten samochód nie był na sprzeda\! Sam zaczął się
irytować.
Dlaczego?
Ju\ ci przecie\ o tym opowiadałam... Lucky patrzyła na Sama,
ale on był najwyrazniej zupełnie zdezorientowany. Widać było, \e nie ma
zielonego pojęcia, o co jej chodzi. Ten samochód nale\ał do Deweya
Phillipsa. Przypominasz sobie?
Sam zastanowił się, lecz najwidoczniej nazwisko równie\ nic mu
nie mówiło.
Co sobie powinienem przypomnieć?
Tego wieczoru, kiedy miałeś grypę, a ja przyszłam z rosołem,
opowiedziałam ci całą historię: rodzina Deweya Phillipsa miała ten
samochód przez bardzo wiele lat, a teraz jego matka zachorowała...
zawiesiła głos, czekając na reakcję Sama. Niczego nie pamiętasz?
Powoli pokręcił przecząco głową.
Wiem tylko, \e opiekowała się mną kobieta o dłoniach
samarytanki i temperamencie sier\anta prowadzÄ…cego musztrÄ™. Nic
więcej.
Być mo\e wybrałam nie najlepszą chwilę na wyjaśnienia.
Być mo\e?
No dobrze westchnęła. Có\, to i tak niczego nie zmieni.
Mo\e jednak spróbowałabyś powiedział łagodnie, nadal nie
rozumiejąc przyczyny jej zdenerwowania wyjaśnić mi to teraz, kiedy
oboje jesteśmy przytomni.
Powoli i cierpliwie powtórzyła mu całą rozmowę z Deweyem.
Rozumiesz więc, dlaczego nie zamierzałam sprzedawać
samochodu zakończyła opowiadanie.
Sam zamyślony kreślił jakieś zygzaki na le\ącym przed nim
notesie.
Jeśli mam być szczery odparł wreszcie nie rozumiem. Skoro
kupiłaś samochód z zało\eniem, \e go nie sprzedasz, to właściwie
udzieliłaś właścicielowi po\yczki. Takie jest zadanie banków, nie twoje.
Mo\e postąpiłaś altruistycznie, ale nierozsądnie.
Nic podobnego. Lucky wyprostowała się na krześle, gotowa do
boju. Chcieliśmy zarabiać na naszych transakcjach i na tym
samochodzie tak\e byśmy zarobili.
W jaki sposób?
Wliczylibyśmy w cenę samochodu koszt wykonanego remontu,
tak jak zwykle. Patrzyła na Sama rozgniewana. Nie zamierzałam go
odsprzedawać po tej samej cenie. Ani trzymać w nieskończoność. Ale
uwa\ałam, \e nic by się nie stało, gdyby tu postał do czasu, a\ Dewey
stanie na nogi.
Mo\e ty tak uwa\ałaś, lecz ja jestem odmiennego zdania. Mamy
do czynienia ze specyficznym rynkiem. Nabywcy takich drogich
samochodów nie zdarzają się codziennie. Trzeba być idiotą, \eby
odprawić z kwitkiem klienta z jakichś sentymentalnych powodów.
Sentymentalnych powodów? Oczy Lucky były teraz szeroko
otwarte.
Daj spokój. Nie chcesz chyba mi wmawiać, \e twoja decyzja
była słuszna z punktu widzenia naszych interesów.
Nie wiem. Ale na pewno właściwa z ludzkiego punktu widzenia.
Mo\e. Sam wzruszył ramionami. To sprawa zapatrywań. W
ka\dym razie samochód został sprzedany i gdybym nawet chciał się
wycofać, choć wcale nie chcę, to i tak jest za pózno.
Lucky cofnęła się z krzesłem, \eby znalezć się dalej od Sama. Im
dłu\ej rozmawiali na ten temat, tym bardziej pragnęła zwiększyć
fizyczną odległość między nimi, jakby dla podkreślenia emocjonalnej
przepaści, która ich dzieliła.
Nigdy dotąd ró\nica ich charakterów nie wydawała się tak
wyrazista i nie do pokonania. Ten konflikt dotyczył czegoś więcej ni\
tylko interesów zawodowych. Jaskrawo uprzytomnił jej to, o czym tak
bardzo zawsze starała się zapomnieć: ona i Sam reprezentowali dwie
zupełnie ró\ne postawy \yciowe. Jej do głowy by nie przyszło, \e
współczucie dla drugiego człowieka mo\e ustąpić przed kalkulacją
finansową, gdy tymczasem Sam tak najwyrazniej rozumował.
Poczuła przenikający do szpiku kości chłód.
Do tego momentu wydawało jej się, \e potrafi zaakceptować ich
związek w obecnej formie, skoro Sam niechętnie odnosił się do planów
związanych z ich wspólną przyszłością. Lecz teraz wydarzyło się coś
gorszego musiała ustosunkować się do jego sceptycyzmu czy nawet
pogardy wobec wartości, które dla niej miały pierwszorzędne znaczenie.
Musi zaraz stąd wyjść. I przemyśleć wszystko w samotności.
Zerwała się z krzesła.
Przykro mi, \e nie mo\emy dojść do porozumienia. Sam
zmarszczył brwi. Widział, \e Lucky była rozgniewana.
No, có\, mo\e pomieszał jej szyki, ale przecie\ nie zrobił tego
rozmyślnie. Mieli inną skalę wartości, to wszystko. Niech go diabli,
je\eli wie, dlaczego ona jest taka pewna, \e ma racjÄ™, a on siÄ™ myli?
Mimo to oczywiste było, \e sprawa nie jest zamknięta.
Go powiesz na wspólną kolację? spytał, gdy ju\ doszła do
drzwi.
Odwróciła się powoli i spojrzała na niego. Nadal siedział przy
biurku. Ogarnęła spojrzeniem rozwichrzoną czuprynę, piękne, szare oczy
i linię ust, najbardziej ponętnych, jakie widziała w \yciu. Nigdy nie
kochała tak \adnego mę\czyzny i pewno nigdy nie pokocha. Rozstanie z
nim będzie najcię\szym z jej dotychczasowych doświadczeń \yciowych.
Przepraszam odparła ale jestem zajęta. Drzwi zamknęły się
za nią, jakby coś się nieodwołalnie zakończyło.
Następnego dnia, we wtorek, Lucky pracowała do pózna. W środę
po prostu wyłączyła telefon. W czwartek Sam zatelefonował, lecz
powiedziała mu, \e jest niewyspana, co istotnie było prawdą, i nie
zgodziła się na spotkanie. Prędzej czy pózniej zrozumie, o co jej chodzi.
Miała tylko nadzieję, \e nastąpi to niedługo, bo jej siła woli była na
wyczerpaniu.
W piątek wieczorem wałęsając się z kąta w kąt po pustym domu,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]