[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pharmaceuticals? Miliony. Może nawet pięćdziesiąt procent zysków z imprez. A wiesz,
jakie jest panieńskie nazwisko pani Buckley?
- Mam zgadywać? - zapytała sarkastycznie. -Pewnie Pettibone.
- Właśnie. Nie możemy sobie pozwolić na j ej stratę. Nasi udziałowcy wiedzą o tym.
Postaraj się zrozumieć naszą sytuację. Zrobiłbym wszystko, aby tak się nie stało.
- Wszystko, z wyjątkiem pozostawienia mnie w pracy - odparła beznamiętnie.
- Nie opuszczaj nas, wszystko będzie dobrze.
- Jasne. Tak samo jak wy nie opuściliście mnie.
- Co, awans i podwyżka? - zapytała niespokojnie Sylvie, kiedy Rachael weszła do gabinetu
w piętnaście minut później, wyminęła ją i ciężko usiadła za biurkiem. Ukryła twarz w
dłoniach - czuła się fizycznie chora. Śmiertelnie zraniona.
- Rachael?
Powoli podniosła głowę i drżącą ręką sięgnęła po torebkę.
- Zawiesili mnie - oznajmiła. - Na czas nieokreślony.
- Co?
Rachael wyjaśniła jej w krótkich, oszczędnych zdaniach.
- 0 Boże, Rachael, to takie niesprawiedliwe. Jak oni mogli?
Rachael potarła skroń palcami.
- Jak stado psów żebrzących o kość.
Wstała i zamknęła szufladę. Rozejrzała się po gabinecie, podeszła do półki. Zdjęła z niej
rodzinną fotografię i wsadziła sobie pod pachę, po czym ruszyła w kierunku drzwi.
- Rachael?
Przystanęła, obróciła się i pozwoliła przytulić się Sylvie.
- Nie pozwól, żeby im to uszło płazem.
- Nie zamierzam. Ale muszę stąd wyjść, zanim zrobię coś głupiego.
Na przykład się rozpłaczę.
Dojechała do domu jak pogrążona w koszmarnym śnie. Przypływ adrenaliny trwał jeszcze
może z piętnaście minut, ale kiedy została sama, mogła przestać udawać.
Płakała. Krzyczała. Rzucała przedmiotami i dalej płakała. Całymi dniami leżała w
zamknięciu, zasłaniając okna roletami. Pogrążyła się w najmroczniejszej, najgłębszej
rozpaczy.
Tęskniła za Nate'em, za jego ramionami. Chciała, by ją przytulił i odpędził ból.
Ale Nate'a nie było. I nigdy nie wróci. Wszystko, co stanowiło o sensie jej życia,
przepadło.
Nie odbierała telefonów, nie wpuściła Sylvie.
Nie jadła, nie spała. Nie mogła zrozumieć tego, co się stało. Nie była niczemu winna,
prowadziła Brides Urdimited lepiej niż ktokolwiek inny.
I do czego doszła? Była pokonana, pobita i całkiem sama.
Czwartego dnia osunęła się na samo dno i odbiła się. Spojrzała na żałosny strzęp człowieka
w lustrze i podjęła decyzję. Koniec z rozpaczą.
Potrzebowała tego czasu, żeby opłakać swoje życie. Ale to już koniec. Musi żyć dalej. I
musi się zemścić.
W słusznym gniewie podniosła słuchawkę telefonu i wykręciła numer jedynego
człowieka, któremu chciała ufać i wierzyć.
Nate opadł na fotel, rzucając marynarkę na bok. Zawinął rękawy koszuli, poluzował
krawat. Po lewej stronie siedział szef kancelarii, Bryan Morgan, po prawej sekretarka,
Clarice Fox. Po drugiej stronie stołu konferencyjnego usiedli bracia Borlinowie, jego
najnowsi klienci, procesujący się o naruszenie praw patentowych.
Kiedy światełko interkomu pod jego łokciem zaświeciło się, zesztywniał. Podał centrali
nazwisko tylko jednej osoby, którą można było łączyć.
- Przepraszam - rzekł pod adresem całej grupy. Przez długą chwilę wahał się, czy wziąć
słuchawkę.
- Słucham?
- Rachael Matthews na linii pierwszej, sir. Odetchnął głęboko.
- Proszę łączyć do mojego gabinetu. Tam odbiorę.
- Przepraszam - rzekł wstając. - Muszę odebrać rozmowę. Pozostawiam was, panowie, w
dobrych rękach Bryana - zapewnił Borlinów i bez dalszych wyjaśnień wyszedł z sali.
- Rachael - szepnął i usiadł za biurkiem. - Witaj. Milczenie. Wyobraził sobie, jak ściska
słuchawkę.
Czekał. To ona dzwoniła. To jej ruch i ona musiała go dokończyć.
- Przepraszam, że przeszkadzam ci w pracy.
- Nie szkodzi - zapewnił, zaniepokojony napięciem w jej głosie. - Jak się masz?
Tak bardzo za nią tęsknił.
- Szczerze? Nie najlepiej.
O, zdecydowanie. Słyszał to w jej głosie. Minęła dłuższa chwila, zanim Rachael odezwała
się znowu.
- Nate... potrzebuję prawnika.
Nate potrzebował kilku sekund. Nie tego się spodziewał, nie na to czekał.
- Prawnika?
- Nie znam żadnego innego, tylko ciebie. Może poradzisz mi kogoś w West Palm, na kogo
mogę liczyć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]