[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nas nie skaże za jeden pocałunek.
– Myślę, że jesteśmy już ukarani i będziemy do
końca swego życia – powiedział na pożegnanie i za-
mknął za sobą drzwi.
Wydawało jej się, że minęła wieczność, gdy usłysza-
ła warkot helikoptera, którym odlatywał z jej życia.
Wkrótce po tym przyszła jakaś kobieta i taktownie
nie zauważając jej łez, pomogła się przenieść do innego
pokoju, w odległym skrzydle domu. Zoe zastała tam już
WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
117
swoje rzeczy z hotelu rozpakowane, a na olbrzymim
łożuzatłasową narzutą rozłożono jej skromniutką nocną
koszulkę. Służąca przygotowywała jej kąpiel.
,,Tylko po co być multimilionerem, jeśli nie można
za pomocą magicznej różdżki mieć tej jednej rzeczy,
której się pragnie najbardziej?’’.
– Panno Zoe. – Doktor Vanopolis zapukał do drzwi.
– Pani ojciec dopytuje się o panią.
– Ideał dobroci – skrzywiła się.
– Zapewnia, że nie chce pani przeszkadzać dzisiaj,
ale pyta, czy mógłby się z panią zobaczyć jutro rano,
kiedy pani wypocznie i będzie spokojniejsza?
– Wypoczynek? Spokój? – Pokręciła głową. – Czy
pan ma uprawnienia do wykonania lobotomii?
Wyglądało, że jej współczuje i martwi się.
– Może zostawię pani na nocnym stoliku tabletkę
nasenną.
Rzeczywiście, zasnęła, choć miała nieprzyjemne sny,
a rano stanęła przed lustrem, by dopatrzyć się w swojej
twarzy jakiegoś podobieństwa do Steve’a Dragosa. Ni-
czego nie zauważyła. Wyglądam jak moja matka, i tyle.
Założyła dżinsową spódniczkę i białą bluzkę z krót-
kim rękawem. Jestem nauczycielką na wakacjach i nie
zamierzam na nikim robić wrażenia.
Zaprowadzono ją do Stevena Dragosa, który siedział
u szczytu dużego stołu w jadalni. Przeglądał zagranicz-
ną prasę, ale na widok Zoe wszystko odsunął na bok
i wstał. Wyglądał znacznie lepiej niż poprzedniego
wieczoru, był pełen energii.
118
SARA CRAVEN
– Kalimera – powiedział i wysunął krzesło obok
siebie, wskazując, by na nim usiadła.
– Dzień dobry – odpowiedziała bez uśmiechu i usia-
dła kawałek dalej.
Uniósł lekko brwi, ale nie skomentował tego gestu.
– Czy nalać ci kawy? A może wolisz herbatę? Są
świeżo pieczone bułeczki.
– Poproszę sok pomarańczowy. I kawę. Nie jestem
głodna.
– Ale musisz jeść –powiedział –bo się rozchorujesz.
Spojrzała na niego chłodno.
– Moja dusza już choruje, proszę pana, i jedzenie nic
tu nie pomoże.
Zapadła cisza, po czym powiedział coś po grecku do
dziewczyny, która obsłużyła Zoe i wyszła.
– Jeżeli masz już wszystko, możemy porozmawiać.
– Nie ma dużodomówienia – Zoe upiła trochę soku.
– Miał pan romans z moją matką, a ja jestem jego
rezultatem. Byłam znacznie szczęśliwsza, nie wiedząc
o tym. Dla mnie to wszystko.
– Nie jesteś ciekawa przeszłości?
– Kiedyś byłam, dlatego tu przyjechałam, bo znalaz-
łam papiery dotyczące darowania mojej matce willi
Danae. Myślałam, że powinnam czegoś się dowiedzieć,
ale się myliłam.
– Mówisz o romansie – powiedział po chwili Steve
Dragos. – To było dużo więcej. Twoja matka była
miłością mojego życia i ją straciłem.
Zoe odstawiła szklankę.
WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
119
– Jak historia lubi się powtarzać.
Milczał przez chwilę, po czym powiedział cicho:
– Myślałem, że wiem prawie wszystko o nieszczęś-
ciu i winie, ale nie miałem racji. Nie mogę przepraszać
za to, że kochałem twoją matkę, moja mała. Każde
słowo, jakie powiedziała, każdy jej uśmiech, każdy gest
były największym szczęściem w moim życiu. I nigdy
nie chciałem zranić ciebie ani mojego Andreasa.
– Więc rozumie pan, dlaczego nie mogę tu zostać,
dlaczego muszę wracać do domu.
– Tu jest twój dom.
– Nie jest i nigdy nie będzie. To niemożliwe.
– Może nie od razu, ale pewnego dnia to poczujesz,
bo w twoich żyłach płynie moja krew.
– Naprawdę? – Zoe pokręciła głową. – Gdyby tak
było, to poczułabym... tu. – Przyłożyła rękę do piersi.
– Czułabym, że coś nas łączy, ale nie czuję.
– Jestem cierpliwy – powiedział. – Nauczyłem się
tego. Pewnego dnia potraktujesz mnie jak swego ojca.
– Są badania, które mogą to stwierdzić.
– Nie wierzysz mi? – Ściągnął brwi. – Więc może
uwierzysz swojej matce. Wyjął z kieszeni wyblakłą
i zniszczoną od składania kartkę papieru. Był to bez
wątpienia list od jej matki, stwierdzający, że ma się
dobrze, jest szczęśliwa i oczekuje ich dziecka. Kończył
się słowami miłości.
– I to był jej ostatni list? – pokręciła głową. – Prze-
cież to zupełnie nie miałoby sensu.
– To samo sobie powtarzałem tysiące razy. Mam do
120
SARA CRAVEN
siebie żal. Powinienem pojechać do Anglii, zamiast
prosić, żeby ona przyjechała tutaj. Obiecałem jednak, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]